Lech Wałęsa – Jeśli naród mnie wezwie…
Lech Wałęsa zapowiada, że na prezydenta UE kandydować nie będzie. Ale nie wyklucza startu w wyborach w Polsce.
Rozmowa z Lechem Wałęsą.
Pani kanclerz Angela Merkel zaprosiła Pana Prezydenta na 9 listopada do Berlina. To będą obchody dwudziestej rocznicy obalenia muru…
– Właśnie mam na biurku list od pani kanclerz. Proszę czytać: „Dzięki Pańskiemu odważnemu i dalekowzrocznemu zaangażowaniu na rzecz demokracji i wolności odmienił Pan nie tylko oblicze własnego kraju, lecz całej Europy”. Tego dnia mamy przemaszerować z panią Merkel i dawnymi enerdowskimi dysydentami ze wschodu na zachód, przez dawne przejście graniczne „Bornholmer Strasse” na Bösebrücke w Berlinie…
…a potem będzie Pan obalać kostki domina, symbolizujące upadek komunizmu, jak w sierpniu tego roku w Stoczni Gdańskiej podczas jubileuszowego koncertu.
– Tak jest. Odbędzie się to przy tablicy z fragmentem muru Stoczni Gdańskiej, w obecności polskiej i niemieckiej młodzieży szkolnej. Następnie będę miał krótkie wystąpienie.
Co Pan powie?
– Jeszcze nie wiem, ale na pewno jak zwykle podkreślę, że obalenie muru berlińskiego było zwieńczeniem pewnego procesu, który zaczął się tu, w Gdańsku, w 1980 roku. Tu pierwsi zrobiliśmy potężną wyrwę w tym murze. Nigdy dość przypominania o tym wydarzeniu, bo jeśli sami nie będziemy tego robić, świat zapomni o naszych zasługach w obaleniu komunizmu.
Będą tam też m.in. amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton, prezydent Rosji, Dmitrij Miedwiediew, premier Wielkiej Brytanii, Gordon Brown, prezydent Francji, Nicolas Sarkozy…
– To dobrze, że przyjedzie tak liczna reprezentacja przywódców i to nie tylko europejskich. Obalenie komunizmu w Europie to wydarzenie istotne dla całego świata. Pięćdziesiąt stacji telewizyjnych świata będzie transmitować te uroczystości na żywo, więc ważne, by głos Polski zabrzmiał donośnie. Postaram się o to.
Następnego dnia przewidziany jest szczyt laureatów Pokojowej Nagrody Nobla. Spotka się Pan między innymi z prezydentem Gorbaczowem. Mam wrażenie, że nie bardzo go Pan lubi?
– Lubię go, ale uważam, mówiąc pół żartem pół serio, że jego wielkość polega na tym, że nic mu się nie udało. Chciał reformować komunizm, a komunizm padł. Chciał zachować Związek Sowiecki, a imperium się rozleciało na kawałki. Przypominam mu niekiedy o tym. Bywa, że się na mnie za to gniewa, ale tylko przez chwilę. Ale zastanawiam się, czy on czasem nie przechytrzył nas wszystkich, bo przecież utrzymał wielką Rosję?
Wieczorem leci Pan do Brukseli?
– Tak, na obchody Święta Niepodległości, które organizuje tam polska ambasada i przedstawicielstwo RP przy Unii Europejskiej, wspólnie z Urzędem Miejskim w Gdańsku i Urzędem Marszałkowskim Województwa Pomorskiego.
Pamięta Pan, jak razem z przyjaciółmi z WZZ chodził Pan 11 Listopada pod pomnik Sobieskiego w Gdańsku?
– Pamiętam przede wszystkim msze za ojczyznę w kościele Mariackim. Potem rzeczywiście szliśmy pod pomnik króla Jana III, by złożyć kwiaty, ku niezadowoleniu bezpieki i milicji. Gdy stanął pomnik Poległych Stoczniowców – zbieraliśmy się tam. Ale to dawne czasy.
Wróćmy więc do dnia dzisiejszego. Co właściwie robi unijna Rada Mędrców, w której pracach Pan uczestniczy?
– Dostaliśmy zadanie przedstawienia prognozy, jak będzie wyglądała Europa w 2030 roku.Jakie mogą być zagrożenia i jak ich uniknąć. Pracują różne zespoły, próbujemy poprawiać to, co jest dziś niedobrego w Unii Europejskiej. Ale dla mnie to za mało, ja chciałbym zmian rewolucyjnych.
To znaczy, jakich?
– Gdybym miał gotową odpowiedź, to bym dostał Nobla.
Już Pan dostał!
– Europie brakuje solidarności. A bez niej nie da się wyrównać poziomu życia we wszystkich państwach. Trzeba też wykorzystywać dla dobra wspólnego specyfikę poszczególnych państw. Uzmysłowić ludziom, że mają nie tylko prawa, ale i obowiązki. No, a przede wszystkim życie w Europie należy oprzeć na wartościach. Trzeba je jakoś wynegocjować.
Ale chyba nie mogą to być wartości chrześcijańskie. Świadczy o tym niedawny wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie krzyża w klasie we włoskiej szkole. Krzyż w klasie mógł zdaniem sędziów stanowić pogwałcenie tych praw. Co Pan o tym myśli?
– Bardzo mi się to nie podoba. Chrześcijaństwo jest podstawą europejskiej tożsamości, nie można od niego abstrahować. Krzyż jest znakiem pojednania, nie wojny, więc w Europie powinien wisieć w szkolnych klasach. Trzeba ludzi przekonywać, negocjować, z pewnością dojdziemy do porozumienia.
Traktat lizboński jest już podpisany, więc niebawem Unia Europejska będzie miała przewodniczącego Rady Europejskiej, czyli – jak się to potocznie mówi – prezydenta. Czy powinien być silny, czy słaby?
– Mówiłem o tym wiele lat temu w Berlinie. Wtedy wszyscy się ze mnie śmiali, bo żartowałem, że skoro to mój pomysł, to ja tym prezydentem zostanę.
Chce Pan nadal nim zostać?
– Nie, bo uważam, że prezydent Unii Europejskiej powinien znać co najmniej trzy języki. Musi to być ktoś wykształcony. Nie będę więc kandydować na tę funkcję.
A ma Pan swojego kandydata?
– Mówi się o byłym premierze Tonym Blairze, o premierach Belgii, Holandii i Luksemburga.Nie ja będę wybierał, więc nie przyglądałem się pod tym kątem kandydatom.
Czy powinien to być silny, czy słaby prezydent? Mówi się, że m.in. Polska wolałaby takiego, który nie mógłby nam narzucać niczego wbrew naszej woli.
– Opowiadam się za silną pozycją prezydenta. Jednak wcześniej trzeba byłoby ustalić dokładnie jego kompetencje. Ułożyć plan, którego wykonanie on będzie egzekwować. Pięć najważniejszych punktów, których będzie się trzymać.
Nie chce więc Pan kandydować na prezydenta UE, ale pojawiły się pogłoski, że nie wyklucza Pan kandydowania na urząd prezydenta RP. To prawda?
– Jestem gotów służyć narodowi. Ale musiałbym mieć pewność, że będę mógł realizować swoje pomysły. Taką pewność zdobywa się tylko w wyborach. Społeczeństwo ciągle jeszcze jest poobijane po tej rewolucji, którą przeszliśmy. Świadczy o tym chociażby wybór Lecha Kaczyńskiego na prezydenta.
Został wybrany w powszechnych wyborach!
– Ale naród już się na nim poznał. Nie ma szans na drugą kadencję.
Czyli będzie Pan kandydować?
– Dziś jestem za, a nawet przeciw.
A jakie szanse, pańskim zdaniem, ma Donald Tusk?
– Sondaże wskazują, że duże. Ale trochę obawiam się, co w przypadku jego wygranej stanie się z Platformą Obywatelską, bo dziś to on trzyma partię w garści. Ale z drugiej strony premier Tusk ma teraz trudną sytuację, bo z tym prezydentem współpracować się nie da.
A może stawia Pan na Andrzeja Olechowskiego, niegdyś politycznego przyjaciela?
– Lubię go i szanuję nadal, choć zawsze psuje końcówkę. Zaczyna dobrze, ale… jak mówił klasyk, mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale po tym, jak kończy.
Więc na kogo Pan będzie głosował?
– Mam jeszcze czas. Zastanowię się.
Lech Wałęsa: W Berlinie nasz głos zabrzmi donośnie.
.
Barbara Szczepuła • pomorze.naszemiasto.pl
Możliwość komentowania Lech Wałęsa – Jeśli naród mnie wezwie… została wyłączona