28 lat później
Mam wrażenie, że po 28 latach stan wojenny sprowadzamy do kilku haseł, do konfliktu o ocenę kilku postaci i –
po naszej stronie barykady – pamięci o ofiarach śmiertelnych. To chyba naturalna kolej rzeczy, wymuszona przez upływ czasu. Ale trzeba sobie przypomnieć, a osobom znającym stan wojenny z opowieści uświadomić inny aspekt tamtych wydarzeń.
Stan wojenny to przecież nie tylko rzeczy, o których pamiętamy najmocniej – czołgi, koksowniki, śmierć górników
z Wujka czy robotników z Lubina. Stan wojenny to eksplozja prostackiej, bandyckiej przemocy wobec zwykłych ludzi. To nie była żadna obrona spokoju – to była, co gorsza w dużym stopniu udana, próba zastraszenia swoich obywateli za pomocą brutalnej siły. Oddziały, które przełamywały strajki w zakładach pracy nie ograniczały się do usuwania załóg, ale z upodobaniem urządzała im ścieżki zdrowia, wielką agresję zbirów budziły też powstałe w miejscach oporu kapliczki. Ludzi terroryzowano czasem strzałami prawdziwymi, czasem – odtwarzaniem dźwięków strzałów z taśmy. Wreszcie – czołgami. Wreszcie – strzelaniem do ludzi ostrymi nabojami. I tak, zakład po zakładzie bito ciała i mordowano ducha. „Wolna Polska zepchnięta pod ziemię” śpiewał przesłany mu wiersz Kelus, lecz i ta wolna Polska musiała kiedyś wyjść na powierzchnię.
Tam zaś trwały już procesy. I zapadały wyroki. Trzy lata za dwie ulotki. Dwa lata za odczytanie ulotki na głos. 6 i pół roku za kolportowanie ulotek.Za strajki – czasem 3 lata, czasem 7. Za strajk w Wyższej Szkole Morskiej – 10 lat, najwyższy wyrok więzienia w stanie wojennym (Ewa Kubasiewicz). Ale to wszystko świadczyło o niebywałym szczęściu, można przecież było zostać śmiertelnie pobitym po aresztowaniu za posiadanie jednej ulotki (Mieczysław Rokitowski). Dziś nikt nie niepokoi tych, którzy bili. Ci, którzy wydawali wyroki, wywalczyli sobie (w imię zerwania z komunizmem) „niezawisłość sędziowską”. Sąd Najwyższy zaś uprawomocnił wszystkie ich działania jednym wyrokiem, stwierdzając, ze „były zgodne z przepisami o stanie wojennym”. I fakt, że stan wojenny sam w sobie nie był zgodny z prawem, nie miał tu żadnego znaczenia. Dziś te same osoby miałyby osądzić sprawiedliwie autorów stanu wojennego? Żart wyśmienity, choć niestety gorzki.
Gdzie są dziś tamtejsi bijący? Część pod domem generała – pod względem psychologicznym stosując zbliżone do tamtych metody. Dziennikarz „Rzeczpospolitej” pisze, że hymn odśpiewały obie strony, demonstrujące przed domem Jaruzelskiego. Dziennikarz „Rzeczpospolitej” kłamie, nie wiem, w imię jakiej sprawy? Swojego dobrego samopoczucia? Zwolennicy bandytów w tym roku – po raz pierwszy w historii kontrmanifestacji na Ikara – nie uszanowali ani hymnu, ani apelu poległych. Ich skandowanie trwało cały czas. Cały czas powiewały też flagi z sierpem i młotem, które piękniej niż skandowane hasła pokazują, co towarzystwo to demonstruje i czego broni.
Bo jak wierzyć komuś, stojącemu pod sowiecką flagą, gdy mówi: „Jaruzelski to bohater, nie ma żadnych podstaw,
aby go nazywać zdrajcą. Głęboko wierzę w to, że uchronił naród od absolutnej klęski jaką mogło wtedy być wkroczenie wojsk radzieckich”. Witałby te wojska kwiatami, gdyby miał okazję.
Trudno powiedzieć, ilu wczoraj ich przyszło. Na pewno nigdy nie byli jednak tak głośni i tak bezczelni jak wczoraj.
I to oni byli ciekawi dla dziennikarzy, których po „solidarnościowej” stronie w tym roku trudno było napotkać. Prawie wszyscy ustawili się po stronie APP Racja. Ładny symbol, choć przygnębiający, jak cała ta rocznica.
Gdy jedni śpiewają „Rotę” a drudzy krzyczą „Dziękujemy generale” – gdzie mogliby się podziać funkcjonariusze mediów, zakładanych przez osoby rozpoczynające karierę w okolicach stanu wojennego i wcześniej, w służbie tych samych bandytów?
Piękne przemówienie wygłosił wczoraj Kornel Morawiecki, mówiący o tym, ze chcielibyśmy móc przebaczyć, jednak druga strona musi wreszcie zacząć mówić prawdę. Niestety, ta noc pokazała, że jeszcze długo prawdy tej się nie doczekamy. Ale będziemy pamiętać i czekać. Wrócimy za rok.
.
Budyń78 • salon24.pl
Przytaczając informacje o konkretnych wyrokach, korzystałem z książki Andrzeja Paczkowskiego „Wojna polsko-jaruzelska”, Prószyński i S-ka, Warszawa, 2006
Możliwość komentowania 28 lat później została wyłączona