Morderczy marketing Platformy
Platforma osiągnęła mistrzostwo w merketingowych grach. Kilka dni temu „Rzeczpospolita” wydrukowała mój tekst o grach PO wokół komisji hazardowej „Czy ciemny lud to kupi”. Polecam.
Ponad rok temu w napisałem tekst o innej akcji rządzącej partii – ośmieszania Lecha Kaczyńskiego. Artykuł nazywał się „Zmasakrować prezydenta” i był napisany po awanturze o to, kto ma lecieć do Brukseli na szczyt unijny poświęcony negocjacjom w sprawie limitów emisji CO2. Tekst znalazł się w mojej książce „POPiSowa kronika upadku” .
Poniżej fragment tekstu o masakrowaniu wizerenku prezydenta.
„Platformie opłaca się drażnić Lecha Kaczyńskiego. Zwłaszcza że jego reakcje są zwykle nieskuteczne, a wyborcy i tak wybaczą PO nawet najbardziej chamską prowokację.
Stratedzy Platformy są przekonani, że duża część „antykaczystowskiego” elektoratu z ochotą wynajduje w prezydencie wady czy śmieszności. Stąd żaden spór między premierem a głową państwa nie jest łagodzony, lecz dodatkowo wyostrzany.
Platformerscy spin doktorzy doskonale wiedzą, jak bardzo Lech Kaczyński jest wrażliwy na swoim punkcie, czuły na brak okazywanego mu szacunku, jak trudno znosi chamstwo i prowokacje. Nie tracą więc żadnej okazji, by to wykorzystać.
Prezydent zaś daje się złapać na haczyk. Poruszają go grubiańskie wypowiedzi Janusza Palikota, Radosława Sikorskiego czy Bogdana Klicha. A przekaz, jaki ma trafić od odbiorców, jest następujący: Kaczyński jest śmieszny, zacofany infantylny, zakompleksiony.
Przyjrzyjmy się sprawie wyjazdu głowy państwa do Brukseli. Co sugeruje rząd? Przekaz pierwszy: „Jak on tam poleci, będzie obciach”. Europejski jest Donald Tusk, Radosław Sikorski, Jacek Rostowski, a „Kaczor”… wiadomo.
To, że strategia Platformy przynosi efekt, widać choćby po komentarzach w niektórych audycjach radiowych czy dyskusjach na forach internetowych. Jak odbierany jest prezydent? „Boże, dlaczego on tam się pcha”, „Jezu, jaki to obciach”, „Co z nim zrobić?” – piszą internauci.
I jest to dokładnie ten efekt, o który rządowi chodzi.
Oczywiście mamy szacunek dla urzędu, dlatego rozmawiamy z głową państwa, kiedy musimy. Ale są granice – zdaje się sugerować z powagą premier. Nie możemy dopuścić do totalnej kompromitacji Polski.
Przecież jak prezydent poleci do Brukseli, to zawali się nie tylko szczyt i ośmieszona zostanie Polska, ale prawdopodobnie kryzys finansowy będzie miał jeszcze bardziej dramatyczne skutki dla Polaków. Musimy ich przed tym obronić.
To dlatego premier z zaciętą twarzą jedzie do Pałacu Prezydenckiego i twardo stawia sprawy. Radosław Sikorski zaś „błaga prezydenta na kolanach”, by nie jechał, bo zakończy się to katastrofą.
Trochę mruży przy tym oko, ale przecież wszyscy wiedzą, że z Kaczyńskim trzeba jak z dzieckiem. Można kpić, bo kpi się z kogoś, o kim wszyscy wiemy, że jest nienormalny. Jednocześnie przekazuje się komunikat: Lech Kaczyński jest niekompetentny i nie ma pojęcia o poważnych sprawach. W Brukseli zaś będziemy naprawdę rozmawiać o losach Europy, a ten śmieszny prezydent może nam bardzo przeszkadzać. Nie zna się na zmianach klimatycznych, nie ma nic do powiedzenia na temat emisji CO2, o gospodarce też nie ma pojęcia.
Konflikt się opłaca, nawet jeśli wygląda żałośnie.
Dowodzi tego zresztą przypadek Janusza Palikota. Wielokrotnie już zwracano uwagę na to, że za żadną swą wypowiedź kontrowersyjny poseł nie został na serio ukarany przez władze Platformy. Mimo że wszyscy widzą, jak kompromitujące jest mówienie o pijaństwie prezydenta czy jego problemach żołądkowych, Palikot i jego partyjni koledzy na to nie zważają. Przekaz trafia tam, gdzie ma trafić. Do czytelników „Faktu” i „Super Expresu”.
Platforma wie, że opowieść Palikota o prezydencie, który, gdy ważyły się losy świata na szczycie NATO w Bukareszcie, popędził do toalety, będzie powtarzana w halach fabrycznych i pubach. A w czwartek, nazywając prezydenta „bachorem biegającym i krzyczącym po Europie”, Palikot powiedział ostro to, co jego koledzy z PO myślą i powtarzają, tyle że delikatniej.
Stratedzy PO, stale podtrzymując napięcie, sugerują też, że z „kaczystowskim” reżimem nadal trzeba walczyć.
To dlatego Platforma jest potrzebna, nawet jeśli za nią nie przepadamy.
Ponieważ większość dziennikarzy nie lubi prezydenta, bez pudła można przewidzieć ton komentarzy.
Prawie nikt nie mówi, jak żenujące jest „błaganie na kolanach” czy przekonywanie o chorobie pilota. Żenujące jest to, „że on się znowu pcha”. Jeśli polityk Platformy powie, że prezydent nie ma kompetencji w sprawach, jakie będą omawiane na szczycie, to większość komentatorów przyjmuje to z dobrą wiarą. Bo przecież oczywiste jest,
że „on nie zna się na niczym”.
Politycy Platformy zaś puszczają oko, na prawo i lewo, opowiadając: „zobaczycie, on zawetuje wszystko”, „uniemożliwia nam działania”, „przynosi wstyd”. Przy okazji odciągają uwagę od mizernych efektów pracy swego rządu.
Tyle że spin doktorzy Platformy dobrze wiedzą, że nawet jeśli Donald Tusk będzie kpił z prezydenta i ewidentnie go ignorował, „antykaczystowscy” wyborcy mu to wybaczą.
Jak tłumaczy jeden z ekspertów: jeśli jest konflikt między dwojgiem ludzi, wobec których masz emocjonalny stosunek, jednego lubisz, a drugiego nie, to niezależnie od tego, co oni zrobią, twoje sympatie zawsze będą po stronie tego, którego lubisz”.
.
Igor Janke • salon24.pl
Możliwość komentowania Morderczy marketing Platformy została wyłączona