„Wykosimy wszystkich Lachów po Warszawę”
Banderowcy wpadają do domu sąsiadów. Cała rodzina jeszcze śpi. Rodzice zostają zakłuci jeszcze w łóżku.
Córka posiekana nożami. Wnętrzności wypływają na wierzch. Najmłodszy syn umiera przybity do podłogi drewnianym kołkiem w brzuch. Ukraińscy partyzanci zajęli całą wieś. Biją, rąbią siekierami, nożami, mordują.
Prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko nadał przywódcy OUN-UPA Stepanowi Banderze tytuł bohatera narodowego. Środowiska kresowe i kombatanckie protestują przeciwko decyzji ustępującego prezydenta.
„Hańba Baderze! Hańba Juszczence! Hańba tym polskim politykom, którzy bezmyślnie popierali Juszczenkę”
– napisał na swoim blogu ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
Podobnego zdania jest europoseł PiS Tomasz Poręba, członek delegacji Parlamentu Europejskiego ds. relacji ze Wschodem Euronest: „To bolesna decyzja dla Polski i Polaków, którzy tak mocno wspierają Ukrainę w jej aspiracjach europejskich” – mówił „Rz”.
„Bandera otrzymał tytuł Bohatera Ukrainy za okazanie niezłomnego ducha w służbie idei narodowej, bohaterstwo i poświęcenie w walce o niezależne państwo ukraińskie”” – napisał prezydent Juszczenko w dekrecie.
„Trzysta lat”
Nie ma ucieczki
Górna kolonia, gmina Ludwipol. 26 czerwca 1943 r. późne popołudnie. Regina Falkowska, 14-letnia dziewczynka, bawi się w ogrodzie za domem. Rodzice i jej rodzeństwo odpoczywają w środku. Cały tydzień pracowali na polu.
Są właścicielami niewielkiego gospodarstwa rolnego. Często przy pracy pomagają im znajomi z okolicznych ukraińskich wiosek. Regina mieszka tutaj od urodzenia jak jej rodzice.
Odgłos strzału przerywa beztroską zabawę. Słychać przerażające krzyki ludzi. Dziewczynka nie wie co robić. Ze strachu nie może się poruszyć. „Wszystkie podwórka były gęsto zapełnione banderowcami – bili, rąbali siekierami, nożami, mordowali w okrutny sposób” – wspomina. Nie pozostawiają nikogo przy życiu. Słyszy głos swojego stryja. Krzyczy, aby uciekała. Dobiega do niego. Nie mają gdzie się skryć. Banderowcy są już wszędzie.
Biegną w kierunku lasu. Nagle tuż przed nimi pojawia się postać. Regina widzi lufę kierowaną w jej stryja. Dziewczynka bez zastanowienia uskakuje w bok. Chowa się w niewielkiej szczelinie między skałami. Huk. Jej stryj pada. „Jeszcze chwilę jęczał z bólu, a potem skonał. Było to tuż koło mnie” – opowiada. Ściemnia się. Banderowcy szukają dziewczynki. Bez skutku.
Następnego dnia, wychodzi z kryjówki. Biegnie do domu. Po drodze nie spotyka nikogo żywego. „Pomordowani leżeli jak snopy na polu” – wspomina. Wszystkie domy i budynki zostały całkowicie spalone. Głucha cisza. Szuka swojej rodziny, ale bez skutku. Cała wieś została dosłownie wybita. Ucieka na pole. Czeka do wieczora.
Spotyka sąsiadów, którym udało się schronić. Razem z nimi idzie w kierunku Starej Huty gdzie stacjonuje oddział samoobrony. Na miejscu dostaje ubranie i jedzenie. Wraz z polskimi partyzantami wraca do swojej rodzinnej wsi
w poszukiwaniu ocalałych.
Rodzice i brat leżą zamordowani i porzuceni na drodze. Siostra została żywcem spalona w stodole. Regina o losach swojej rodziny dowiaduje się od swojego sąsiada, który był naocznym świadkiem tych strasznych wydarzeń.
Podczas napadu banderowców jej rodzina chowa się w piwnicy. Ich dom zaczyna płonąć. Rodzice z dziećmi uciekają w kierunku lasu. Nie udaje im się ukryć. Na miejscu zostają zamordowani. Jej siostra wraz z ich sąsiadami zostają zamknięci w stodole. Banderowcy podkładają ogień. Kilka polskich rodzin zostaje spalonych żywcem.
14-letnia Regina przyłącza się do polskich partyzantów. Później odnajduje ją wujek, z którym wyjeżdża na ziemie odzyskane.
Zaplanowane ludobójstwo
W roku 1943 roku już nie stosuje się propagandy dla uzasadnienia eksterminacji polskiej ludności. Upowcy mieli prosty i jasno wyznaczony cel. Chcieli Ukrainy czystej rasowo, bez „obcego elementu”. Polacy nie pasowali do tej koncepcji. Za rzekome lata okupacji ukraińskiej ziemi ludność polska miała spotkać straszna kara. Komandyr Borysten 2 września 1943 roku wydaje rozkaz pierwszej grupie UPA. „Oddział Komandyra Worona ma zlikwidować polskie osiedla: Górne, Ostry, Róg, Zgoszcz, wszystkie w gminie Włodzimierzec”. Polskie wsie miały szansę przetrwać, jeżeli w ich pobliżu stacjonowały oddziały polskiej partyzantki. W przeciwnym wypadku takie osiedla były kompletnie niszczone, a i ich ludność mordowana.
Na rzeź was błogosławię
Konstanty Jeżyński, 17-letni chłopak, mieszka z rodziną we wsi Aleksandrówka. Do szkoły chodzi razem z kolegami Ukraińcami. Jego sąsiedzi są mili i bardzo przyjaźni. Po 1939 roku, gdy Związek Radziecki zagarnia Wołyń, zaczynają się prześaldowania Polaków. Jednak są to działania głównie ze strony Moskali. Nie ma to wpływu na kontakty Konstantego z ukraińskimi kolegami. Ich to nie dotyczy.
Sytuacja ulega zmianie w roku 1942. Nowy niemiecki okupant obiecuje wyzwoloną Ukrainę. Powstaje ukraińska administracja, policja, narodowy bank ukraiński w Łucku. Sąsiedzi dyskretnie ostrzegają rodzinę Konstantego, aby jak najszybciej wyjechała. Z okolicznych wiosek zaczynają dochodzić słuchy o licznych zbrodniach dokonanych na niewinnych Polakach. Jednak nikt do końca nie chce im wierzyć.
Pewnego razu Konstanty stoi z kolegami w cerkwi. Słucha przemówienia popa. „Bracia chrystijany Ukraińcy, waszym obowiązkiem jest rżnąć Polaków, a będzie niepodległa Ukraina. I na tę rzeź was błogosławię” – słyszy. Biegnie do domu. Opowiada o wszystkim rodzicom i sąsiadom. We wsi nastaje poruszenie. W tym samym czasie do Aleksandrówki przyjeżdząją Niemcy. Organizują łapanki, a innych zabijają na miejscu. Konstanty zostaje schwytany. Dzięki pomocy znajomych Ukraińców udaje mu się wkrótce uciec.
15 lipca 1943 roku członkowie UPA wyrzynają całe wsie polskie w okolicach Łucka. „Bratu mojemu zawiązali drut kolczasty wokół szyi, przywiązali do siodła końskiego i tak powlekli do pobliskiego lasu” – opowiada. Banderowcy nie oszczędzają nikogo. Ginie każdy, kto nie jest czystej krwi Ukraińcem, a nawet ich sprzymierzeńcem.
Całym sąsiedztwem wstrząsa tragiczna wiadomość. Sąsiadka Konstantego zostaje zamordowana przez swojego męża Ukraińca, a wraz z nią ich dzieci. Tylko dlatego, że była Polką. Podobne incydenty zdarzają się w każdym mieszanym małżeństwie. Syn, ojciec, mąż, morduje całą swoją rodzinę i przyłącza się do ukraińskich partyzantów.
We wsi organizowana jest samoobrona. Werbuje się ochotników, zbiera broń. W przygotowaniach bierze czynnie udział rdzenna ukraińska ludność. Za taką pomoc ich też czeka tragiczna śmierć. Banderowcy próbują atakować kilkakrotnie. Bez większych efektów. Zaczynają mordować Polaków pojedynczo. Jednak falę terroru udaje się przetrzymać. „Do dziś nie mogę zrozumieć i mam żal do tych Ukraińców mego pokolenia, co mają zbroczone polską krwią ręce” – mówi.
Krzywdzeni po dziś dzień
Cała obecna sytuacja dotycząca zbrodni sprzed ponad 60 lat jest niesamowicie zadziwiająca. Na Ukrainie powstają pomniki upamiętniające zbrodniarzy, którzy są wychwalani i określani jako bohaterowie. 12 sierpnia 2006 roku z okazji zjazdu OUN prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko pisze: „UON może być chwalebnym przykładem dla wielu politycznych i społecznych sił Ukrainy”.
Jeśli nie jesteś z nami…
Niedziela, 11 lipca 1943 roku. Pada deszcz. Ojciec Józefa Ostrowskiego, nastoletniego chłopaka, nie obawia się partyzantów z UPA. Owszem, jest Polakiem, jednak urodził się na Wołyniu i mieszka tu całe swoje życie. Nawet jego syn Józef nie umie poprawnie mówić po polsku. Każdy dzień przynosi informacje o kolejnych rzeziach na Polakach. Banderowcy mogą zjawić się o każdej porze. Ojciec Józefa przez chwilę waha się, czy nie wyjechać, jak jego sąsiedzi. Jednak do pozostania namawiają go ukraińscy znajomi, którzy zapewniają, że żadna krzywda mu się nie stanie.
Ranek. Banda Ukraińców napada na polską wieś Gucin. Wpadają do domu sąsiadów. Cała rodzina jeszcze śpi. Rodzice zostają zakłuci jeszcze w łóżku. Córka posiekana nożami. Wnętrzności wypływają na wierzch. Najmłodszy syn umiera przybity do podłogi drewnianym kołkiem w brzuch. Józefa budzi krzyk. Ojciec każe mu uciekać do pobliskiego lasu. Sam pakuje najpotrzebniejsze rzeczy i szykuje się do ucieczki. Matka i młodsza siostra płaczą.
Sąsiedzi z gospodarstwa obok kryją się w stodole. Mają dwójkę synów. Ze starszym Józef chodzi do szkoły. Młodszy ma zaledwie rok. Banderowcy przeszukują ich dom. Wybiegają na podwórko. Muszą znaleźć każdego Polaka. Dziecko zaczyna płakać. Matka próbuje je uciszyć. Za późno. Partyzanci zamykają stodołę i podkładają ogień.
Józef jest już za domem. Czeka na rodzinę. Banderowcy przychodzą i po nich. Wyciągają jego ojca, matkę i siostrę z domu. Na ich podwórze przybiegają ukraińscy sąsiedzi. Wstawiają się za jego ojcem. Józef ukrywa się w ogrodzie. Jego rodzina zostaje spalona żywcem. Sąsiadów bandyci przywiązują do drzew, obcinają im – jako zdrajcom – kończyny.
Kilka godzin później jest już po wszystkim. Banderowcy wsiadają na furmanki i jadą dalej. Pozostawiaja za sobą spalone domy i ciała pomordowanych.
Wołyń i akcja „Wisła”
Jakakolwiek próba odkrywania prawdy o mordach dokonanych na Wołyniu jest natychmiast wyciszana przez porównywanie ich z akcją „Wisła”. Jest to pewne umowne rozwiązanie w budowaniu dobrej atmosfery międzynarodowej, oczywiście o ile jest co porównywać. Polacy i Ukraini mogliby usiąść sobie wspólnie do stołu i przeprosić nawzajem za tamte zbrodnie. Jednak w kontekście tych konkretnych wydarzeń strona Polska nie ma za co przepraszać. Każdy, kto choć trochę zna się na liczbach, przyzna, że były to tragedie, których porównywanie jest bardzo krzywdzące. Z oficjalnych danych wiadomo, że na Wołyniu wymordowano ponad 120 tysięcy Polaków. Podczas akcji „Wisła”, mającej na celu jedynie przesiedlenie ludności, a nie jej eksterminacje, zginęło natomiast 2 tysiące osób. W głównej mierze byli to członkowie UPA, próbujący zbrojnie wystąpić przeciwko polskiej władzy.
Śmierć każdego człowieka jest prawdziwą tragedią i licytowanie jest troszkę nie na miejscu. Jednak przemilczenie i udawanie, że na Wołyniu nic się nie stało, jest prawdziwym skandalem.
.
Tomasz Zdunek • niezalezna.pl
Możliwość komentowania „Wykosimy wszystkich Lachów po Warszawę” została wyłączona