Marne państwo Polaków

Posted in ■ aktualności by Maciejewski Kazimierz on 26 kwietnia 2010

Jeśli chcemy nadal funkcjonować jako państwo polskie, a nie jakaś amorficzna, niesterowalna struktura na terytorium Rzeczypospolitej, musimy wstrząs związany z tragedią smoleńską wykorzystać do odbudowy najważniejszych sektorów nawy państwowej – z MARKIEM A. CICHOCKIM, historykiem idei z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW, społecznym doradcą prezydenta ds. międzynarodowych, rozmawia Waldemar Żyszkiewicz

– Państwo nie zdołało ochronić swych najwyższych przedstawicieli.
Co właściwie zawiodło: instytucje, procedury, ludzie?

– Trudno sformułować opinię w sprawie odpowiedzialności konkretnych agend polskiego państwa za katastrofę prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem bez szczegółowej wiedzy o przebiegu przygotowań do tej podróży.
Nie jest jednak pewne, czy kiedykolwiek będziemy taką wiedzą dysponować, więc powiedzmy najogólniej,
że ze strony państwa polskiego zabrakło niestety działań, które byłyby skierowane na ochronę prezydenta RP
i towarzyszących mu osób w drodze na uroczystości katyńskie.

– Głowa państwa, dowództwo polskiej armii, szefowie kilku najważniejszych dla państwa instytucji centralnych. Czy te wszystkie osoby powinny się znaleźć na pokładzie jednego samolotu?

– Znając stan floty powietrznej, jaką dysponuje rząd, można przypuszczać,
że sytuację podyktowała zwykła konieczność. Jednak rozsądek nakazywałby w tym przypadku podróż dwoma,
a nawet trzema samolotami. Tym bardziej, że w składzie delegacji znaleźli się najważniejsi członkowie sztabu generalnego Wojska Polskiego.
Ale zabrakło też ze strony państwa działań zabezpieczających sytuację na miejscu,
w Smoleńsku. Działań, które umożliwiłyby bezpieczne lądowanie na tamtejszym
słabo wyposażonym lotnisku.

– O jakich działaniach mówimy?

– Gdyby szło np. o wizytę prezydenta Stanów Zjednoczonych, to lądowanie
Air Force One poprzedziłaby obecność odpowiednich służb amerykańskich, sprawdzających czy lotnisko, na którym ma lądować prezydencki samolot, jest przygotowane do bezpiecznego wykonania tego manewru.
Z pewnością ważnym elementem, który sprzyjał tragedii w smoleńskim lesie, była atmosfera, jaka od początku towarzyszyła zamierzonemu udziałowi prezydenta w uroczystościach katyńskich. Uważam, że zabrakło wyobraźni i dobrej woli ze strony części politycznego establishmentu oraz polskiej dyplomacji, co spowodowało, że obchody 70. rocznicy mordu katyńskiego zostały rozpisane na dwie odrębne uroczystości. Co więcej,
tę drugą część, zaplanowaną na 10 kwietnia, traktowano trochę po macoszemu,
tak jakby to była wizyta prywatna czy wręcz kaprys prezydenta Kaczyńskiego.

– Zabrakło polsko-polskiej solidarności?

– Także, ale przede wszystkim, zabrakło należytego zabezpieczenia wizyty,
co teraz, jak przyznają przedstawiciele władz, skutkuje utrudnieniami w prowadzeniu naszego polskiego śledztwa
w sprawie tragicznej katastrofy tupolewa 154M,
o numerze bocznym 100.

– Przecież strona rosyjska od początku deklarowała wolę ścisłej współpracy.

– Na utrudnienia składa się wiele czynników. Trzeba wziąć pod uwagę,
że samolot, wyprodukowany i serwisowany w Rosji, roztrzaskał się na jej terytorium.
Na smoleńskim lotnisku nie było polskich służb, które mogłyby od razu przystąpić
do oględzin miejsca, dokumentowania śladów, zabezpieczenia czarnych skrzynek
czy cyfrowych nośników informacji znalezionych na miejscu wypadku.

– Jedna z czarnych skrzynek jest w Warszawie, pozostałe mają być wkrótce przekazane polskim prokuratorom. Zresztą ministrowie Kwiatkowski i Klich wybierają się w tej sprawie do Moskwy.

– Niestety, polską stronę od razu pozbawiono dostępu do czarnych skrzynek rozbitego tupolewa, choć według prawa międzynarodowego samolot prezydencki, nawet rozkawałkowany, stanowi część terytorium Rzeczypospolitej.

– Dlaczego tak się stało?

– Sądzę, że zabrakło błyskawicznych decyzji w pierwszych godzinach po katastrofie. A wspomniany wcześniej brak polskich służb na miejscu zdarzenia, skutkuje obserwowaną do dziś asymetrią działań śledczych oraz wyraźnie słabszą pozycją naszych prokuratorów w dochodzeniu, którego podobno są współgospodarzami. Mówiąc
o tym, nie sugeruję żadnych nagannych działań strony rosyjskiej, chcę tylko podkreślić nieskuteczność instytucji naszego państwa.

– Prezydent, osoby z kierownictwa państwa, dowódcy wojskowi ze struktur NATO… Jak to możliwe, że lista pasażerów tego lotu już znacznie wcześniej krążyła wśród dziennikarzy?

– Niestety, daleko posunięta niefrasobliwość, brak wyczucia sytuacji oraz lekceważenie spraw polskiego państwa powodują, że ważne dla jego funkcjonowania instytucje są wyjątkowo nieszczelne. Przykład jeden z wielu: zaraz po spotkaniu komisji sejmowej ds. służb specjalnych wszystkie ważne problemy i prowadzone tam dyskusje wyciekają do prasy. I to jest po trosze kwestia procedur, ale także zanik wśród wysokich urzędników państwowych poczucia, że informacje potencjalnie cenne
dla służb wywiadowczych innych państw nie powinny stawać się własnością publiczną.

– Mniejsza już o procedury, w przypadku lotu do Smoleńska powinno wystarczyć trochę zdrowego rozsądku.

– Polskie służby wywiadowcze nie od dziś mają poważny problem z realizacją swoich podstawowych zadań.
Lot na uroczystości katyńskie nie był z pewnością jedynym przykładem takich zaniedbań, ale okazał się wyjątkowo tragiczny w skutkach. Dla ludzi, którzy stracili swych bliskich, ale również dla państwa.

– Powiedzmy dokładniej, czego nie zrobiono. Jakich działań zaniechano?

– Wizyty polityków wysokiego szczebla są zawsze przygotowywane
i monitorowane przez służby kontrwywiadowcze. I państwo-gospodarz takie procedury akceptuje. Jeśli teraz mówimy o złym oświetleniu pasa startowego na smoleńskim lotnisku, o braku automatycznego systemu naprowadzania samolotu, choć wiadomo, że trzy dni wcześniej taki mobilny system tam się znajdował, to trzeba pytać,
czym przed wizytą prezydenta zajmowały się polskie służby.

– Co oznacza fakt, że prokurator Andrzej Seremet, jak wynika z jego wypowiedzi, nie zna dokładnej liczby swych podwładnych dopuszczonych
do udziału w śledztwie na terenie Rosji?

– Jeśli prokurator generalny RP nie wie dokładnie, ilu polskich prokuratorów dopuszczono do działań na miejscu,
to znaczy, że nie tylko brak mu pełnej informacji
w tej sprawie, lecz również, że tych działań w pełni nie kontroluje.

– Jak można ocenić funkcjonowanie państwa podczas żałoby
i przygotowywania pochówku pary prezydenckiej? Słyszeliśmy wyłącznie
o nominacjach i awansach na zwolnione miejsca, brakło natomiast informacji
o dymisjach osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa.

– Być może uznano, że okres żałoby nie jest dobrym czasem na dymisje. Byłem przekonany, że w obliczu takiej tragedii przynajmniej niektóre osoby z kierownictwa państwa same podejmą decyzje o podaniu się do dymisji.
Nic takiego się nie stało. Co więcej, w postawie moich kandydatów do dymisji nie zaobserwowałem cienia refleksji tego typu. Mam nadzieję, że wywołane szokiem zmiany nie ograniczą się do zakupu supernowoczesnych maszyn
dla następnego prezydenta. I doczekamy się jednak przejawów pewnej odpowiedzialności politycznej za wydarzenia
z 10 kwietnia 2010.

– Mimo upływu jedenastu dób od katastrofy nie przedstawiono żadnych, choćby cząstkowych ustaleń opisujących stan przygotowań do odbycia tego lotu. Czy to normalne?

– Ta sprawa będzie sprawdzianem dla państwa oraz prokuratury, zwykle niezbyt chętnej do komunikowania się
ze światem zewnętrznym. Jeśli badanie przyczyn katastrofy w Smoleńsku nie ma skutkować utratą społecznego zaufania, wymaga częstych sprawozdań z postępów prowadzonego śledztwa, a także formułowania przejrzystych wniosków. Tradycyjna formuła komunikatów, że dochodzenie potrwa jeszcze przez rok, a my w tym czasie będziemy skazani na domysły i nieoficjalne interpretacje, nie wchodzi w grę.

– Jaka byłaby, pańskim zdaniem, rozsądna częstotliwość prezentacji tych cząstkowych wyników?

– Uważam, że sprawozdania z przebiegu kolejnych stadiów śledztwa powinny być przedstawiane nawet co tydzień. W tej sprawie zbytnia wstrzemięźliwość
w informowaniu opinii publicznej, czyli swoista informacyjna bierność mogłaby tylko obniżyć wiarygodność polskich śledczych, tym bardziej, że strona rosyjska co jakiś czas jednostronnie ujawnia szczegóły, które najczęściej okazują się potem dezinformacją.

– Generał Papała, minister Dębski, ekspremier Jaroszewicz, jego żona. Jak na ocenę polskiego państwa wpływa niekonkluzywność dochodzeń prowadzonych nawet w najpoważniejszych sprawach?

– Ten stan rzeczy ukazuje całkowitą niewydolność ważnych sektorów państwa. I jest dowodem, że jego instytucje tracą zdolność zwalczania różnych nieformalnych struktur, zdolnych skutecznie wpływać na polską politykę, gospodarkę oraz inne sfery życia w naszym kraju. Niezdolność do zapanowania nad tymi żywiołowymi procesami, noszącymi przecież znamiona patologii, musi być postrzegana jako słabość polskiego państwa. I pewnie nieraz jest przeciw nam wykorzystywana.

– Czy wyjaśnienie katastrofy prezydenckiego tupolewa trzeba traktować jako rodzaj testu na sprawność naszych struktur państwowych?

– O państwie, które nie potrafi ustalić przyczyn oraz wszystkich okoliczności śmierci prezydenta, generałów i sporej części swego kierownictwa, śmiało można powiedzieć, że nie istnieje.

– Mamy wprawdzie poważne problemy z państwem, ale to jeszcze chyba nie ten etap. W jakim kierunku powinny zmierzać działania naprawcze?

– Nie ma jednej recepty, jednej metody działania. Owszem, likwidacja WSI stanowiła ważny fragment programu sanacyjnego. Ale działania muszą pójść wielotorowo, bo proces naprawy trzeba zacząć od sposobu kształtowania postaw obywatelskich w szkołach i na uniwersytetach. Poważne zmiany muszą objąć państwowy i medialny obieg informacji, sposób funkcjonowania dyplomacji,
a zwłaszcza ratowanie struktur oraz zagrożonej zdolności bojowej polskiej armii.

– Podziela pan diagnozę generała Petelickiego?

– Przeczytałem jego list otwarty z dużą uwagą i mimo politycznego dystansu, jaki dzieli mnie od twórcy i pierwszego dowódcy Gromu, widzę w tym liście autentyczny krzyk rozpaczy człowieka, który doskonale wie, co się od lat dzieje
w wojsku oraz w sektorach państwa, bezpośrednio odpowiadających za wewnętrzne
i zewnętrzne bezpieczeństwo Polski. Podane przez niego rozpoznania oraz przykłady wydają się trafne, podobnie jak wymowa całego listu.

– Bilans dwudziestolecia nie imponuje…

– … jest wręcz alarmujący. Jeśli chcemy nadal funkcjonować jako państwo polskie, a nie jakaś amorficzna, niesterowalna struktura na terytorium Rzeczypospolitej, to zamiast uciekać w lansowany przez część mediów łzawy sentymentalizm pojednania Polski z Rosją, musimy wstrząs związany z tragedią smoleńską wykorzystać
do odbudowy najważniejszych sektorów nawy państwowej. Smoleńska katastrofa, która obnażyła marność naszego państwa, ma przede wszystkim wymiar polityczny, toteż wymaga refleksji i rozwiązań stricte politycznych.

– Damy radę?

– Nie mamy wyjścia. Albo sobie z tym poradzimy, albo Polski nie będzie.

.

Waldemar Żyszkiewicz • „Tygodnik Solidarność” nr 18, z 30 kwietnia 2010
wyślij znajomemu

Reklama

Możliwość komentowania Marne państwo Polaków została wyłączona

%d blogerów lubi to: