Historia kołem się toczy…
Obserwując wydarzenia ostatnich tygodni mam nieodparte wrażenie, że program nauczania historii w okresie PRL i od czasu reformy szkolnictwa zrobił swoje. Chylę oczywiście czoła przed tymi wszystkimi którzy pomimo trudności wiedzę o historii Polski posiadają, bo zdobyli ją dzięki własnej dociekliwości.
Obecnie jednak bardzo mocno kładziony jest nacisk na historię starożytną i historię Europy.
Na końcówkę XIX w. czyli kształtowania się ruchów narodowościowych i XX w. już brakuje czasu….
W ten oto sposób trudno niektórym znaleźć podobieństwa do sytuacji obecnej…
A mnie aż ciśnie się na usta dalszy scenariusz wydarzeń, bynajmniej nie na podstawie przepowiedni i wróżb,
ale na podstawie obserwacji, analiz i podobieństw.
To może k`woli przypomnienia:
Kiedy w Europie zaczeły tworzyć się państwa narodowościowe, Polska była pod zaborami i mimo przeciwieństw potrafiła się zjednoczyć i walczyć o wolną Polskę.
Przyszedł upragniony czas wolności i rok 1918. Nie do końca jednak wszystko poszło po naszej myśli. „Mocarstwa” zdecydowały za nas. Wojciech Wrzesiński w artykule „Polska: kraina przejściowa, pomost czy obszar narodowy” pisze tak: „Dla polski szczególnie niekorzystne były decyzje w spornych sprawach polsko-niemieckich, Wolnego miasta Gdańska, Prus Wschodnich i Górnego śląska, które nie zaspokajały ani polskich postulatów, ani też aspiracji strony niemieckiej i właściwie od początku kryły w sobie zarzewie nowych konfliktów. Strona polska, dostrzegając niebezpieczeństwo, w zgodzie z przyjętą taktyką nie widziała możliwości otwartego wystapienie dyplomatycznego czy nawet zbrojnego…
Myśli o pracy na rzecz odzyskania dla Polski „ziem nie wyzwolonych”, jak te tereny nazywano, była osłabiona lękiem przed uruchomieniem mechanizmu rewizji traktatu wersalskiego, do czego dążyły tak zdecydowanie weimarskie Niemcy. Panowało przekonanie o stałym zagrożeniu Polski – politycznym i terytorialnym – ze strony najbliższych sąsiadów. Wyraził te obawy Stanisław Thugutt, kiedy w 1929 r. pisał: „Mamy dwóch potęznych sąsiadów, z których jeden kwestionuje nam granice, drugi zaś podkopuje się pod ustrój społeczny. Nie wiem,
czy już czas mówić o grożącym Polsce wcześniej czy później ataku”. A przy tym wszystkim Polska nie mogła być pewna swoich sojuszników…
Lękano się jednak przede wszystkim porozumienia Berlina z Moskwą, widząc w nim najwieksze zagrożenie
i prowadząc politykę balansowania między tymi dwoma mocarstwami…”.
Na efekty tej polityki nie trzeba było czekać długo. Polska przekonała się o tym w 1 i 17 wrzesnia 1939 r. Doświadczyła też ignorancji ze strony sojuszników…
Koniec krwawej II wojny światowej przyniósł kolejny podział granic. Podejrzewam, że zdecydowana większość
nie ma pojęcia, że tzw. linia Curzona funkcjonowała pod nazwą „linia lunchowa”. Panowie w Jałcie już tak byli zmęczeni podziałami granic na mapie, że zgłodnieli. Niestety została jeszcze sprawa Polaków, z którymi trza było
coś zrobić. Wiadomo, że po jedzeniu raczej pracować już się nie chce więc na szybko krechę postawiono….
I nadszedł kolejny czas walki o wolność, wolność słowa etc. ale tego to już chyba raczej opisywać nie trzeba
– na własnej skórze doświadczylismy tego (mniej lub więcej – w zależności od wieku).
Czy widać pewne analogie?
A naszym największym „grzechem” jest to, że leżymy w przeciągu…
.
bellmaxima • niepoprawni.pl
wyślij znajomemu
Możliwość komentowania Historia kołem się toczy… została wyłączona