Niska frekwencja – wysoka agresja
Frekwencja w drugiej turze wyborów prezydenckich może spaść aż do 30proc. – oto miara upadku polskiego życia publicznego! Ta wiadomość powinna przerazić nie tylko polityków, ale całą opinię publiczną.
Nawet jeżeli teza, że „demokracja albo jest partycypacyjna, albo jej w ogóle nie ma”, nie jest w pełni prawdziwa,
to obraz polskiej demokracji jest ponury, a nawet rozpaczliwy.
Odmawiająca udziału w wyborach większość Polaków daje wyraźny znak, że nie identyfikuje się z własnym państwem i odmawia uczestnictwa w życiu społecznym. Budowa w Polsce społeczeństwa obywatelskiego nie jest możliwa, ponieważ „brak partycypacji i reprezentacji odzwierciedla również nieistnienie społeczeństwa obywatelskiego i w konsekwencji brak lojalności wobec całego systemu” (Seymour Lipset). Do tego głębokiego kryzysu politycznego i społecznego dochodzi w warunkach nadzwyczajnych, gdy pojawiły się poważne zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa. Bezpośrednio po katastrofie smoleńskiej można było odnieść wrażenie, że Polacy w skali masowej zostali poruszeni tragedią i że skutkiem tego poruszenia stanie się rozbudzenie patriotyzmu i postaw obywatelskich.
Dzisiaj już widać, że owo poruszenie było udziałem mniejszości, a większość pozostała obojętna zarówno w wymiarze psychicznym, jak i w rozumieniu stanu państwa.
Dotychczas w Polsce panował niski, niższy nie tylko w stosunku do dojrzałych demokracji Zachodu, ale nawet
w stosunku do innych państw po- komunistycznych, ale na ogół stabilny poziom frekwencji między 40 a 50 proc. Frekwencja ta w niektórych swoich cechach ma charakter unikalny w skali Europy, ponieważ ważnym czynnikiem aktywującym do udziału w wyborach jest Kościół. Jeżeli możliwości mobilizacyjne Kościoła ulegną pomniejszeniu, wybory mogą się stać wyłącznym udziałem tzw. twardych elektoratów, a to może mieć niebezpieczne konsekwencje i dla państwa i dla społeczeństwa, a nawet dla gospodarki.
Przy wysokiej frekwencji kampania negatywna jest przeciw skuteczna, ponieważ większość społeczeństwa nie lubi agresji i nie głosuje na partie posługujące się brutalnością. Zmniejszenie społecznego zainteresowania wyborami powoduje zaostrzenie podziału uczestników kampanii z rywalizacji konkurentów na walkę wrogów. Wraz ze zmniejszaniem się liczby głosujących zwiększa się udział wyborców nastawionych do rywali nienawistnie i pogardliwie. Kampania staje się agresywna, a strona sprawująca władzę sięga po nielegalne posługiwanie się narzędziami państwa, licząc na to, że wygrana pozwali jej nie dopuścić do ujawnienia nadużyć.
To dlatego sztab PO uznał, że warto posłużyć się chamstwem Palikota, który u Tuska pełni podobną funkcję do roli Żyrynowskiego przy Putinie. Brutalne, agresywne chamstwo ma zagłuszyć wszelkie kierowane do władz pytania:
o śledztwo smoleńskie, o niszczenie IPN, o udział Tuska w politycznym ochranianiu złodziejskiej prywatyzacji,
o zawłaszczanie mediów, o reesbekizację służb specjalnych itd., itp.
Można udawać, jak Marek Beylin z GW, że nie wie się, o co chodzi (Emocje grają na Kaczyńskiego), ale to nie emocje a zdrowy rozsądek każą patriotycznie nastawionym Polakom skupić się na obronie Polski i polskości. Beylin,
który kiedyś przekonywał mnie, że „taki byt, jak naród nie istnieje”, musi przecież wiedzieć i uświadamiać sobie,
że polskość, która od września 1939 r. była, częściowo skutecznie, upodlana i demoralizowana, a której niszczeniem
po r. 1944 zajęli się Minc z Bermanem, po r. 1989 stała się obiektem agresji sojuszu Michnika z Urbanem. Forsowana przez ludzi dawnej „opozycji konstruktywnej” samo pogarda narodowa wiele mówi i o agenturalnych uwikłaniach wielu jej działaczy i o strachu tych fałszywych elit przed patriotycznym rachunkiem sumienia, czego dowodzą np. krzyki Mazowieckiego czy Tuska o rzekomym polskim piekle.
Można udawać, że się wierzy, iż wyborcy popierający Kaczyńskiego to szowinizm i ciemnogród.
Ale takimi zabiegami nie odbierze się powagi pytaniu, czy mniejszościowa część Polaków uratuje dzisiaj Polskę
wbrew inercyjnej większości wodzonej na manowce przez nienawidzących polskości idoli.
.
Krzysztof Wyszkowski
wyślij znajomemu
Możliwość komentowania Niska frekwencja – wysoka agresja została wyłączona