Liczyłem na takie rozwiązanie

Posted in ■ aktualności by Maciejewski Kazimierz on 21 lipca 2010

Gdy toczyła się prezydencka kampania wyborcza, miałem cichą nadzieję, że Jarosław Kaczyński nie będzie moim Prezydentem. Życzyłbym mu tego z całego serca, ale jeszcze nie teraz. Przecież to tytuł skazujący na polityczną emeryturę i bycie przysłowiowym kwiatkiem do kożucha. Czy ktoś sobie wyobraża takie„zwierzę polityczne” na emeryturze, w roli telewizyjnego autorytetu? Ja nie! Każdy, ale nie Jarek.

5 lipca po ogłoszeniu 95% wyników napisałem: Dziś tak patrząc na minę Prezesa widać wielkie uczucie ulgi. Założę się, że za parę dni ktoś z „wielkich znawców polityki i autorytetów wspierających jedynie słusznego kandydata” stwierdzi, że… „Kurde, ale daliśmy się podpuścić i wkopać”. Platformowy kandydat-elekt sprowadzony do roli kustosza muzeum z żyrandolami, przez własnego szefa będzie (najbardziej) niezależnym Prezydentem RP w ostatnim dwudziestoleciu. Niezależność sprowadzi się do tego, że nic od niego nie będzie zależało. Człowiek-zastępca wyłoniony w dziwacznych prawyborach partyjnych mający wypełnić lukę po rezygnacji samego Słońca Peru oparty o sztuczny autorytet nieporadnie tłumaczących go kolegów, że ma coś w sobie i jaką osobowość w nim jest… Tak napisałem dwa tygodnie temu. Czy się pomyliłem? Mogę się uśmiechnąć, mając za sobą te czternaście dni doświadczenia.

Chciałbym zadać pytanie: jak zachowują się zwycięzcy? Ci, którzy wygrali, powinni z uczuciem wyższości okazywać swoją wygraną. Powinni delektować się zwycięstwem jak Cezar przekraczający pod łukiem triumfalnym i odbierający hołdy i oklaski tłumów. Zwycięski obóz, partia powinna popaść w dumę, z pobłażaniem wysłuchiwać skarg przegranych. Czy nie tak powinno wyglądać zwycięstwo? Przecież włożono w to tyle energii, słów, obietnic…
A tu co? Jeśli się wygrało wysyłanie pacyfikatorów, harcowników, sądów kapturowych jest bez sensu, oznaką kiepskiego triumfu, kiepskiego wyniku tego zwycięstwa. Można w historii spotkać tysiące opisów wojen, które skończyły się zwycięstwem ogłoszonym wszem wobec, a jednocześnie dość poważnymi siłami pacyfikowano zwyciężonych, co bardzo często kończyło się klęską i upokorzeniem wygrywających. Często tu stosowałem określenie „pyrrusowe zwycięstwo”… Cytując definicję słownikową:

„Pyrrusowe zwycięstwo – zwycięstwo osiągnięte nadmiernym kosztem; zwycięstwo pozorne, niewspółmierne do poniesionych strat; od imienia Pyrrusa, który zwyciężając Rzymian pod Asculum w 279 p.n.e. poniósł ogromne straty w ludziach i materii.“

Można zrozumieć to, co się dzieje. PO obiecało zbyt wiele, wynik 47% dla Jarosława Kaczyńskiego – to zbyt dużo dla PO, sama II tura wyborów, to dość poważny wypadek przy pracy. W ostatnich dwóch tygodniach PO musiało użyć metod, jakich się spodziewano po PiS. Tylko ani Jarosław Kaczyński, ani PiS nie spełnili oczekiwań sztabu wyborczego Bronisława Komorowskiego, że będą współpracować. Hasło musiał rzucić sam herszt – Donald Tusk na kongresie PO. Pełen złości i wylewanego jadu oświadczył, że PiS i Jaczyński dążą do władzy, że ma rządzę władzy, itd,, że PiSowcy są zapatrzeni w swojego wodza, który ich zwodzi… Po czym bez skrępowania przyjmuje władzę w PO, przy niemal 100% poparciu (kilku udało się namówić, by byli przeciw). Zastanawiałem się, gdzie wtedy zasnął poseł Niesiołowski jakiś czas temu, opisując wybory w PiS jako przykład z gomułkowskiego PZPR, gdy w PiS liczna będących rzeczywiście przeciw kandydaturze J. Kaczyńskiego dwucyfrowej opozycji. Choć jak znam profesora od pędraków, to pewnie zapytany o to powiedziałby, że „to pisowski spisek”.

PiSowi i Kaczyńskiemu wysokie poparcie przypasywano współczuciu i tragedii smoleńskiej. Tak się zastanawiam czy ktoś piszący takie dyrdymały zajrzał do źródeł sondażowych, jak długo ludzie trzymali się tego współczucia i traumy. To było najsilniejsze przez pierwsze dwa-trzy tygodnie. Potem te współczucie zaczęło się obniżać i to dość szybko, że praktycznie w maju tylko podgrzewający atmosferę Palikot, Niesiołowski, Kutz, Nałęcz wokół tego opisywali „pisowski spisek i najniższe instynkty”. To zarzucający PiSowi granie na niskich instynktach sztab wyborczy Bronka podpowiedział mu „nieoficjalną i prywatną wizytę” na grobie B. Blidy i spotkanie „prywatne” ze wdowcem. O prywatności dowiedzieliśmy się z telewizji, radia i gazet… Tak mi się wtedy przypomniało przemówienie z 4 października 2007 roku Donalda Tuska w Lublinie: „Uważam za rzecz wyjątkowo obrzydliwą, kiedy politycy uprawiają taką nekrofilię polityczną. Śmierć Barbary Blidy, rzecz bardzo przykra i smutna, stała się orężem w walce politycznej ludzi nieuczciwych i niemoralnych, takich jak liderzy SLD, którzy z tego chcą zrobić swoją ulotkę wyborczą. (…)”.

Jak tak wszystko złoży się do kupy to praktycznie staje się jasne, dlaczego tak PO boli te 47%, czy 6% różnicy, że za osłonę zwycięzców mieli posłużyć Palikot, Niesiołowski i inni. To po to wyciągano z przyjaznych dziennikarzy i politologów, że mówienie Kaczyńskiego, Brudzińskiego i innych o zwróceniu uwagi na „dziwne” śledztwo smoleńskie, o krzyżu pod pałacem Namiestnikowskim (wiara w to, że Prezydent Elekt „budujący zgodę” rzuca w tłum hasło, niby przypadkiem, nie miał pojęcia, że wywoła ono burzę, jest śmieszna) itd, jest po prostu traumą po przegranych wyborach. Jeśli to Kaczyński przegrał – to dlaczego ta nerwowość, agresja, szukanie zaczepki jest głównie dziełem tych, co wygrali?

Czy kogoś tu nie dziwi postępowanie rządu zwycięzców: ginie Prezydent RP z żoną i 94 najważniejsze i jedne z najbardziej znane postacie RP, a Tusk i reszta się tłumaczy, że „jakoś” to śledztwo jest prowadzone… a rząd do tego nic nie ma, bo mamy niezależną prokuraturę. Proszę zwrócić uwagę: prawie 100% wyborców PO kupuje ten kit. Powołuje się kilka komisji od łapania horyzontu, czyli fikcyjnych zbrodni PiS, w które wierz np. Przewodniczący komisji ds. B.Blidy Ryszard Kalisz, który choć komisje są jawne i cała Polska widzi kompromitację, opowiada teorie spiskowe i twierdzi, że są dowody… Tylko na co? Nie powiedział. Tymczasem śmierć wspomnianych osób w katastrofie smoleńskiej nie budzi zainteresowania rządów, rządzącej partii itd. I po raz kolejny Wyborcy PO ten kit kupują… Do tego na różnego rodzaju forach, portalach sami siebie opisują jako inteligencję, podkładając jako dowód dane statystyczne dotyczące przekroju wykształcenia. Rzeczywiście wypadają lepiej od PiS… Tylko znając życie, zbyt często wiemy, że kartonowe okładki dyplomów w większości przypadków mają zastępować rozum.

Mógłbym podać przykład powstawania PRL: na kiepską propagandę nabrała się i dała się ogłupić większość społeczeństwa z profesorami, naukowcami, artystami, nawet częścią duchowieństwa i resztą elity łącznie. Tak prosty przykład ilustruje doskonale stwierdzenie, że nie zawsze wybór większości jest wyborem rozumu a zwykłego ogłupienia i prymitywnej wiary w „inteligencję stada”. I to stado naśladuje Palikota, Niesiołowskiego i innych. „To stado” wydaje się nie rozumieć, że 10 kwietnia nie jest wynikiem pomysłu, który urodził się 9 kwietnia wieczorem.

Nikogo nie dziwi, dlaczego rządu, PO, Tuska, Prezydenta Elekta tak drażni mówienie o Smoleńsku, że musi pojawiać się Palikot i wręcz twierdzić, że Tu-154 pilotował sam Lech Kaczyński? Mnie to nie dziwi… bo byłoby to samobójstwem dla tego rządu, gdyby rzeczywiście doszłoby do szukania politycznych korzeni katastrofy.

To, co napisałem, potwierdza moje stwierdzenie, że jestem zadowolony z wyników wyborów. Moje słowa stają na przekór temu, co twierdzi wielu sympatyków PO, wyborców PO czy członków PO opowiadających, że my żyjemy w jakiejś traumie po przegranych kolejnych wyborach. W demokracji nie można przegrać wyborów będąc obecnym w życiu politycznym, parlamentarnym, medialnym itd. więc twierdzenie o przegranych nie ma sensu.

Kwestia czy nam jednak odpowiadałaby sytuacja, w której Prezydent RP byłby non stop opluwany, wyszydzany, nazywany tym, który wygrał na ludzkim współczuciu itd. Czy byłby sens takiego zwycięstwa?

Jaki byłby sens posiadania Prezydenta, który by praktycznie „usprawiedliwiał” swoją obecnością nieróbstwo rządu, jak przez ostatnie przez 3 lata nic nie robił prócz pilnowania sondaży.

Przecież teraz po raz kolejny nabrali 53% „mędrców”, którzy nie nauczyli się przez te lata, że są manipulowani, a teraz wierzą w 500 dni, kiedy ma być inaczej niż u Kononowicza: „Wszystko Będzie”.
.
GRA-FIK • blogpress.pl
wyślij znajomemu

Reklama

Możliwość komentowania Liczyłem na takie rozwiązanie została wyłączona

%d blogerów lubi to: