Lech Zborowski: Uderz w stół … Czyli orderów ciąg dalszy
Zgodnie z przewidywaniami ordery rozdano, taplając się radośnie we własnym sosie ponad społecznej wielkości.
Zanim jednak do tego doszło w myśl starej zasady : „ Uderz w stół…”, odezwały się nasze intelektualne nożyce.
Najpierw te wiodące, Tuskowe, a za nim tradycyjnie już pierwszoliniowi klakierzy w osobach Schetyny
i Borusewicza. Donald Tusk postanowił być przy tym zabawny i uraczył nas dowcipem miesiąca, stwierdzając:
„Uważam, że mało kto zasłużył się dla ojczyzny tak, jak Adam Michnik, Krzysztof Bielecki i Aleksander Hall”.
Gdybyśmy nie znali życiorysów tych „ zasłużonych” to może byłoby nam do śmiechu.
Co do Donalda Tuska, to albo nie posiada on intelektualnych możliwości rozumienia co się wokół niego dzieje,
albo po prostu rozumieć nie chce. Nie wiem co gorsze.
Odnosząc się do rezygnacji Bogusława Nizieńskiego i Andrzeja Gwiazdy z członkostwa Kapituły Orderu,
stwierdził z rozbrajającą szczerością, że: „ …prawo do rezygnacji przysługuje każdemu członkowi Kapituły”.
Tyle nasz wspaniały premier zrozumiał z ich protestu.
Może już czas aby Donald Tusk sam skorzystał z prawa odejścia ?
W przeciwieństwie do odejścia Bogusława Nizieńskiego i Andrzeja Gwiazdy, Polska mogłaby tylko na tym zyskać.
Pierwszy polityk Rzeczypospolitej nie omieszkał też zaznaczyć apolityczności odznaczanych, stwierdzając, że:
„ Michnik i pozostali nie są członkami żadnej partii politycznej ”.
To mnie uspokoiło całkowicie, bo już się bałem, że cała ta klika mogłaby służyć jedynie słusznej linii,
równie jedynie słusznej partii. Teraz już wiem , że Michnikowska (nie mylić z Goebelsowską)
machina brudnej propagandy, którą stworzył, nie tylko nie służy interesom partyjnym,
ale jest wręcz zasługą dla dobra ojczyzny.
Przyznam w tym miejscu szczerze, że dawno nie zaglądałem do atlasu, a mam wrażenie,
że gdzieś tam istnieje jakaś inna ojczyzna, o której nie zostałem poinformowany.
Na koniec swoich wywodów Donald Tusk składa rozczulającą wręcz propozycję, mówiąc:
„Jestem gotów dyskutować z każdym, kto kwestionowałby zasługi dla ojczyzny Aleksandra Halla,
Krzysztofa Bieleckiego, czy Adama Michnika”.
Szanowny Panie Premierze!
Czyż nie o to właśnie chodziło protestującym członkom Kapituły?
Czy głównym ich zarzutem nie jest właśnie fakt, że nikt z nimi nie rozmawiał?
Tak czy inaczej czekam na zaproszenie, gdyż ja jak najbardziej te „zasługi ” kwestionuję
i ja również gotów jestem rozmawiać.
Radzę przy tym zarezerwować dużo czasu, bo lista moich zastrzeżeń jest raczej długa.
Jak zwykle w takich przypadkach, tym „filozoficznym” wywodom Donalda Tuska towarzyszy
równie „ filozoficzny” chórek dwóch marszałków Grzegorza Schetyny i Bogdana Borusewicza.
Obaj dobrze zsynchronizowani śpiewają ten sam refren. Zgodnie stwierdzają, że wybór padł na ludzi
niezwykle zasłużonych i oczywiście nie jest to decyzja w żadnym względzie polityczna.
I znów mój niepokój został rozwiany niewątpliwym autorytetem równie niewątpliwych symboli
apolityczności i prawdy.
Nie obyło się oczywiście bez komentarzy na temat odejścia członków Kapituły.
Według Schetyny jest to oczywiście tworzenie konfliktów.
Ta mentalność przypomina przypowieść o tym jak okładana przez bandziora niewinna staruszka
ma czelność zasłaniać się i tym samym jeszcze bardziej denerwuje już i tak zestresowanego łobuza.
Temu bezmyślnemu bełkotowi wtóruje Bogdan Borusewicz dorzucając, że:
„Takie reakcje niegodne są takiego odznaczenia ”.
Oczywiście nie zaskakuje wcale, że żaden z tych natchnionych myślicieli nie odnosi się do treści protestu
członków Kapituły.
Marszałek senatu przechodzi samego siebie, kiedy rezolutnie stwierdza, że:
„Nie łatwe jest przyznać order ludziom, którzy jeszcze żyją ”. Byłbym niezmiernie wdzięczny gdyby mój były opozycyjny kolega raczył uświadomić mnie na czym polega ta trudność.
Z mojej strony wygląda to prosto.
Jeżeli ktoś jest twórcą i symbolem najohydniejszej machiny propagandy i częścią równie ohydnego układu
z komunistycznymi oprawcami narodu polskiego, to nie ma żadnego znaczenia czy żyje czy nie,
a najważniejsze nasze odznaczenie zwyczajnie mu się nie należy!
Po starej przyjaźni poradzę marszałkowi Borusewiczowi, aby wyszedł od czasu do czasu ze swojego ciepłego gabinetu, w którym wyraźnie stracił poczucie przyzwoitości i wrócił na chwilę do wartości, które miał rzekomo niegdyś reprezentować.
Wiele lat temu, kiedy Bogdan Borusewicz nie przewidywał jeszcze, że Lech Kaczyński otworzy przed nim drzwi politycznej kariery i długo przed tym zanim przyszły marszałek doznał olśnienia, że bliżej mu do komuny
niż prawicy, odwiedziłem go w Gdańsku. Spotkaliśmy się wówczas pierwszy raz po wielu latach od czasu naszej wspólnej działalności w Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża.
To właśnie tam, jako grupa kilkunastu młodych ludzi, zrywaliśmy się w środku nocy, by jechać po jakieś niezależne materiały, czy drukować w ciemnej piwnicy. To tam właśnie przygotowywaliśmy strajk i rozdawaliśmy ulotki nawołujące do strajku.
To dzięki tej małej grupce kolegów, sierpniowy strajk stał się faktem, a co za ty idzie nazwisko Bogdana Borusewicza wyszło poza ściany jego sopockiego mieszkania.
Dlaczego o tym piszę?
Otóż, podczas naszego spotkania po latach, mój były kolega wyjął z szuflady „Gazetę Wyborczą” Michnika
i z dumą pokazał zamieszczony tam swój wywiad. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, zważywszy że sam Borusewicz był członkiem KORu i jego zażyłość z Michnikiem była ogólnie znana.
Przeczytałem jednak pierwsze pytanie wywiadu – Ilu ludzi potrzebował Pan do dokonania rewolucji?
Pominąłem absurd tego pytania i przeczytałem odpowiedź: – Trzech: Borowczak Felski i Prądzyński.
Zapytałem więc, co się stało z tymi, którzy byli tam naprawdę i bez których on sam nigdy by nie zaistniał?
Przyszły marszałek zareagował w sposób niezwykły. Wyciągnął z szuflady mały notes i poprosił
abym podał te nazwiska! Podziękowałem za propozycję stwierdzając, że jeśli nie pamięta tych, bez których
nie zrobiłby praktycznie nic, to nie ma o czym mówić.
Całe to zdarzenie pokazuje „ szczerość ” postawy Bogdana Borusewicza.
Przez trzydzieści lat nie tylko nie próbował uhonorować tych, dzięki którym zaistniał
w świadomości rodaków, ale przez cały ten czas zachowuje się tak, jakby nigdy nie istnieli.
Tymczasem gotów jest ręczyć za tego, który używając maszyny swej ohydnej propagandy,
od lat tych ludzi opluwa, a ich działania wyrzuca poza nawias historii.
Bronisław Komorowski tłumacząc decyzję przyznania orderów, powiedział w wywiadzie telewizyjnym:
„Inni dostawali. Ale są tacy, o których nikt nie chciał pamiętać”.
I to jest święta prawda, tylko, że szukać ich należy wśród prawdziwych Polaków, a nie w fabryce
kłamliwej propagandy Michnika. O jego pamięć pan Komorowski nie powinien się martwić, bo jestem pewny,
że Polacy jego „ zasług ” na pewno nie zapomną.
Lech Zborowski
wyślij znajomemu
Możliwość komentowania Lech Zborowski: Uderz w stół … Czyli orderów ciąg dalszy została wyłączona