DEMOKRACJA dla wybranych
Ci, którzy mówią, że nowoczesność wymaga wyrzeczenia się własnych poglądów, lekceważenia tradycyjnych wartości, uwolnienia od staroświeckiego przywiązania do Ojczyzny, w rzeczywistości planują ograniczyć nasze prawa, osłabić nasze państwo, przehandlować naszą niepodległość.
Ostatnio coraz częściej zadajemy sobie pytanie: czy nie jest zagrożone nasze prawo do posiadania i wyrażania własnego zdania? Czy przypadkiem nie pozwoliliśmy narzucić sobie przekonania, że dla świętego spokoju i powszechnej zgody powinniśmy przestać się spierać i przyjąć za jedynie słuszne poglądy medialnych magików?
Czy na naszych oczach i częściowo za naszym przyzwoleniem nie dokonuje się zamach na naszą wolność?
Kiedy przed pierwszą turą wyborów samorządowych przed krakowskim kościołem Arka Pana rozdawałem ulotki naszych kandydatów na radnych miasta, ktoś, mijając mnie, mruknął niechętnie: „Polityka pod kościołem, jak wam nie wstyd!”. Odpowiedziałem spokojnie: „Jak na razie katolicy nie zostali jeszcze pozbawieni praw wyborczych”.
W ciągu dwóch przedwyborczych niedziel brałem udział w rozdawaniu ulotek pod kilkunastoma kościołami i muszę przyznać, że tylko kilka razy słyszałem podobne komentarze. Zaznaczam, że zawsze ustawialiśmy się na ulicy, poza ogrodzonym terenem kościelnym. Kilka razy spotkaliśmy też kilkuosobowe ekipy rozdające materiały wyborcze innych partii.
Jest oczywiste, że wielu wiernych spieszących na Mszę św. nie przyjmowało od nas ulotek. Niektórzy mówili, że nie wybierają się głosować, inni – że popierają inną partię. Zdecydowana większość ulotki przyjmowała. Aby uniknąć ewentualnych nieporozumień, zawsze przed wręczeniem informowałem, że są to ulotki Prawa i Sprawiedliwości.
Uwolnić od myślenia
Czy ci spośród wiernych, którzy obruszali się na wyborczą reklamę, przeczytali w lewicowych gazetach, że katolicy nie mają prawa do wyborczej informacji przed kościołami, bo w ten sposób dyskryminuje się niewierzących? Przecież to nonsens, niewierzący, gdyby chcieli, też mogliby przyjść po te ulotki. To raczej paniczny strach lewicowej mniejszości, która w obawie o swoje majątki i wpływy chciałaby wmówić większości społeczeństwa, że tylko jej dyktatura, pomalowana w ochronne barwy demokratycznych procedur, zapewni święty spokój od polityki, a więc od myślenia i wybierania. Gdy zapanuje jednakowy pogląd na wszystko, ucichną nużące dyskusje, a życie – przynajmniej w telewizji – zamieni się w optymistyczną telenowelę. Konieczne jest jednak spełnienie jednego warunku: prawo do posiadania swoich poglądów katolicy mogą zachować jedynie w zaciszu własnych domów
oraz w izolowanych od życia publicznego kościołach.
Pod presją mediów
Ale gdzie przeciętni obywatele, którzy nie dorobili się majątków i nie zostali zaliczeni do bezwolnego i bezmyślnego stada, bardzo na wyrost określanego jako „młodzi, wykształceni, z dużych miast”, mają dowiedzieć się o programach wyborczych i kandydatach, którym mogliby powierzyć swój głos? Możliwości są ograniczone, a przy następnej okazji może być jeszcze gorzej.
W telewizji publicznej czas przeznaczony dla programów wyborczych został zredukowany, fikcją też stała się ich bezpłatność, ponieważ kandydaci muszą dostarczyć telewizji gotowe materiały, których przygotowanie jest coraz bardziej kosztowne. W programach informacyjnych rozlicza się drobiazgowo czas poświęcony poszczególnym komitetom, ale już rzetelność tych informacji pozostawia wiele do życzenia. Na płatne ogłoszenia, po obcięciu funduszy przeznaczonych na finansowanie partii, opozycja nie będzie sobie mogła pozwolić.
O telewizjach prywatnych lepiej nie mówić. Popularne stacje są tubą rządzącej partii i nawet nie próbują pozorować politycznego obiektywizmu. Stacje radiowe przegrywają z telewizją, poza tym miażdżąca ich większość gorliwie zabiega o względy partii władzy lub otwarcie opowiada się po stronie wrogiej Kościołowi lewicy.
Wprawdzie ostatnio prawicowe gazety zyskują coraz większą popularność, to jednak w kioskach wciąż dominują dzienniki i tygodniki niechętne tradycyjnym wartościom i nawołujące do wyrugowania Kościoła z życia społecznego. Szczególnie prasa tzw. młodzieżowa lub kobieca w większości lansuje poglądy kwestionujące sens istnienia rodziny, podważające zasady wychowania czy ośmieszające patriotyzm.
Udawana demokracja
W tej sytuacji demokracja staje się pozorem demokracji. W teorii obowiązuje wolność sumienia, ale coraz częściej katolikom odmawia się prawa wypowiadania się w sprawach tak ważnych dla życia publicznego, jak obecność symboli wiary w instytucjach państwowych, szacunek dla świąt kościelnych, prawo do wychowania dzieci zgodnego z nauczaniem Kościoła, sprzeciw wobec agitacji na rzecz obyczajowej swobody czy społecznych dewiacji. Obowiązuje formalna wolność zrzeszania się, ale zarejestrowanie jakiegokolwiek stowarzyszenia wymaga wielomiesięcznych wysiłków, żeby przełamać urzędniczy opór, którego celem jest zredukowanie społecznej aktywności do przysłowiowego „grillowania” w myśl jedynie słusznych zaleceń rządu. W Konstytucji gwarantowana jest wolność zgromadzeń, ale szkoły – które powinny być rozsadnikami demokracji – obawiają się, a często mają wręcz zakaz udostępniania sal na przedwyborcze spotkania lokalnych społeczności. Dochodzi do humorystycznych sytuacji, gdy wynajęcia sal obawiają się np. domy kultury! Widziałem w wielu krajach osiedlowe komitety wyborcze działające w swoich parafiach – w Polsce jest to nie do pomyślenia.
Pozwalamy się zastraszyć, zakrzyczeć, otumanić przez politycznych spryciarzy, którzy w imię rzekomej apolityczności usiłują zaprowadzić dominację jednej ideologii i jednej partii. To oni w telewizji, w prasie, a często także przy innych okazjach załamują ręce nad politycznymi „kłótniami”, polityczną „agresją”, zbędnymi „podziałami”. W rzeczywistości brak sporu ma oznaczać przyjęcie jednego punktu widzenia, a rezygnacja z „kłótni” – podporządkowanie się dyktaturze politycznej propagandy.
Łatwiej rządzić głupimi
Demokracja wymaga przynajmniej minimum wiedzy: o demokratycznych instytucjach i procedurach, o programach
i poglądach politycznych konkurentów, o doświadczeniach pozwalających ocenić wiarygodność politycznych deklaracji. Gdy w państwie urządzonym według demokratycznych wzorów rządząca większość chce obywateli pozbawić wiedzy niezbędnej do podejmowania świadomych decyzji wyborczych – to jak inaczej nazwać takie działanie, jak nie zamachem na demokrację? A to właśnie fundują nam na spółkę Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe. Ograniczenie liceum ogólnokształcącego tylko do jednej klasy, podczas gdy dwie pozostałe mają wyłącznie przygotowywać do wybranego kierunku studiów, to świadome dążenie do likwidacji inteligencji jako grupy społecznej i zastąpienia jej przyuczonymi do wykonywania zawodu technokratami. Usunięcie z nauczania licealnego kursu historii, w tym szczególnie najnowszej historii Polski, to nie tylko uległość wobec haseł postkomunistycznej lewicy, która panicznie bojąc się przypominania przeszłości, lansuje hasła w rodzaju „wybierzmy przyszłość”. To także strach przed tradycją, patriotyzmem, narodową dumą, poczuciem własnej godności, a przede wszystkim – przed świadomymi decyzjami podejmowanymi podczas wyborów.
Zresztą, po co obywatelskie wychowanie i wykształcenie, skoro o pozycji społecznej mają decydować wyłącznie wypchane kieszenie i „dojścia” do łatwych interesów?
Nie ma gdzie się cofać
Dajemy się zakrzyczeć, pozwalamy odebrać sobie prawo do publicznego wypowiadania swoich poglądów.
Dla świętego spokoju zgadzamy się tolerować kłamców i krętaczy brylujących w polityce i mediach. Tolerować,
czyli cierpliwie znosić ich arogancję, chamstwo, obłudę. Pozwalamy im twierdzić, że taki jest teraz świat, że tego właśnie wymaga nowoczesność, która myśl zastępuje modą, dyskusję zagłusza wrzaskiem, a śmiech – rechotem.
Cofamy się krok po kroku, ustępujemy, a swoje zdanie coraz częściej zachowujemy tylko dla siebie. Aż okaże się,
że nawet nasze domy nie są już bezpiecznym miejscem azylu, bo przyjdą i pouczą nas, jak mamy myśleć.
Tak już bywało.
Czy nie nadszedł więc czas, żeby przybyło nam odwagi? Bo ci, którzy mówią, że nowoczesność wymaga
wyrzeczenia się własnych poglądów, lekceważenia tradycyjnych wartości, uwolnienia od staroświeckiego przywiązania do Ojczyzny, w rzeczywistości planują ograniczyć nasze prawa, osłabić nasze państwo,
przehandlować naszą niepodległość.
Prof. Ryszard Terlecki • NASZ DZIENNIK
Możliwość komentowania DEMOKRACJA dla wybranych została wyłączona