Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża
33 lata temu – 29 kwietnia 1978 roku – powstały Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża;
czyli jak nieświadome narzędzie Służby Bezpieczeństwa wywołało antykomunistyczną rewolucję.
-
Motto 1: „Poważne zadania w walce z politycznym przeciwnikiem realizują organa MSW i prokuratury. Bogata jest działalność operacyjna; charakteryzuje się ona twórczą inwencją oraz rosnącym rozma-
chem. Trzeba tę działalność doskonalić.” – I sekretarz KC PZPR Edward Gierek we wrześniu 1978 r. [1] - Motto 2: „Ja zresztą w swojej taktyce postępowałem tak, jakby wszyscy byli agentami i nikomu do końca nie mówiłem, co robię. /…/ to, że oni (agenci – przyp. K.W.) sobie coś tam robili, niech sobie robili. Główny trzon walki poprowadzony był inaczej, tak jakby wszyscy byli agentami. I to się udało, a więc zawodowe służby przegrały z amatorami, w tym Lechem Wałęsą”. [2]
Fenomen
Pomimo upływu 26 lat od utworzenia Komitetu założycielskiego Wolnych Związków Wybrzeża (29 kwietnia 1978 r.), jego historia pozostaje opracowana zaledwie szczątkowo, najsłabiej ze wszystkich ówczesnych ugrupowań antykomunistycznych. Jest to tym dziwniejsze, że gdański WZZ odegrał przywódczą rolę nie tylko w wywołaniu Wielkiego Strajku (14-31 sierpnia 1980 r.) i jego przeprowadzeniu (działacze WZZ stanowili ponad 50% składu Prezydium Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, które prowadziło negocjacje z delegacją rządową), ale wyznaczył przywództwo dla ogólnonarodowego ruchu lat 1980-1981. Lech Wałęsa, działacz WZZ od czerwca 1978 r, który był liderem strajku, został następnie przewodniczącym powstałej w jego wyniku „Solidarności”, a w r. 1990 prezydentem odzyskującej niepodległość Polski.
Dopiero z okazji 25 lecia utworzenia WZZ odbyła się w Gdańsku, zorganizowana przez IPN, konferencja naukowa prezentująca aktualny stan badań. Jest on więcej niż skromny, choć należy docenić wartość przedstawionych ustaleń.
Sytuacja ta jest skutkiem z jednej strony zaledwie rozpoczęcia przez historyków IPN przeglądu akt przejętych po Służbie Bezpieczeństwa, a z drugiej politycznych ograniczeń w badaniach nad „Solidarnością”, wynikających z interesów post-solidarnościowych i post-komunistycznych elit władzy. Najkrócej mówiąc elity te starają się nie dopuścić do ujawnienia wiedzy o tym, w jak dużym stopniu ruch tzw. opozycji demokratycznej, zapoczątkowany powstaniem KOR we wrześniu 1976 r., a zakończony obradami Okrągłego Stołu w kwietniu 1989 r., był przeniknięty, kontrolowany i sterowany przez komunistyczne służby specjalne. Dotychczasowe fragmentaryczne ustalenia wskazują, że ujawnienie prawdy mogłoby zagrozić fundamentom politycznym, ekonomicznym i prawnym III RP.
WZZ był jednym z najmniejszych liczbowo ogniw ruchu antykomunistycznego. W chwili jego założenia grupa liczyła około 20 osób by latem 1980 r. osiągnąć stan około 50 osób (członkostwo było nieformalne). W ciągu dwóch lat istnienia WZZ przewinęło się przez niego około 300 osób. Ta liczba wydaje się zaskakująco niewielka wobec osiągnięcia przez „Solidarność” (będącą przecież po prostu masowym WZZ) już jesienią 1980 stanu 9 i pół miliona członków. Po to jednak by zrozumieć źródła sukcesu gdańskiego WZZ należy go porównać do komórki WZZ założonej w Katowicach, która w lutym 1978 r. zaczęła od 4 członków i mimo bohaterskich wysiłków nigdy nie powiększyła swego stanu. WZZ katowicki, pozostający poza kontrolą SB i mający program narodowo-katolicki, stał się ofiarą gwałtownych (również fizycznych) represji, które skutecznie doprowadziły do społecznej izolacji jego działaczy.
Swą fenomenalną skuteczność WZZ Wybrzeża zawdzięcza dwóm czynnikom. Pierwszym, w pełni świadomym, był program politycznej samoobrony, dostosowany do poglądów i możliwości działania zwykłych ludzi, który w odpowiednim momencie został przyjęty przez całe społeczeństwo. Drugim, całkowicie nieświadomym, była kontrola sprawowana nad WZZ, od jego założenia do utworzenia „Solidarności”, przez Służbę Bezpieczeństwa, która liczyła na wykorzystanie go do manipulowania buntem społecznym.
Stosunek sił pomiędzy WZZ a SB był bardziej radykalny niż pomiędzy muchą a słoniem. Wpatrzona we własną doskonałość SB, pewna totalnego spenetrowania społeczeństwa przez agenturę, popełniła jednak śmiertelny w skutkach błąd – zlekceważyła społeczną nośność idei WZZ i zdolność samoorganizacji Polaków.
Dobitnym poświadczeniem tego błędu jest opinia Piotra Kostikowa, „kuratora” PRL z KC KPZS: „Z Polski przyszło określenie: „opozycja autobusowa”, cała jej siła zmieści się w jednym autobusie i, oczywiście, zostanie wywieziona. Nasze oceny były inne. Z uwagą na przykład odnotowaliśmy już w 1978 roku powstanie Komitetu Założycielskiego Wolnych Związków Zawodowych. /…/ Bardzo nas to przestraszyło. Bardziej niż znane nam wcześniej działania Komitetu Obrony Robotników i może w założeniu szlachetna, ale odosobniona działalność młodych i starszych przedstawicieli kręgów intelektualnych wśród robotników Radomia, Ursusa i innych miejscowości dotkniętych represjami po czerwcu 1976 roku. /…/ Dopiero wiadomości o Wolnych Związkach Zawodowych zaalarmowały naszych szefów. /…/ Nasi szefowie sformułowali taką tezę: ten ruch jest niebezpieczny, już same nazwy – wolne związki zawodowe czy komitety obrony robotników są dynamitem. Ruch jest niebezpieczny, bo wraca do początku wieku, do korzeni rewolucji społecznej. Tę niewiarygodną tezę sformułowano u nas jeszcze w latach siedemdziesiątych. Krył się za nią strach przed… rewolucją. [3]”
To nie docenienie WZZ najlepiej oddają własne dokumenty władz PRL:
„Są tzw. bardzo szeroko propagowane na Zachodzie wolne związki zawodowe, które się składają w województwie katowickim z dwóch ludzi, w województwie gdańskim z 6-ciu ludzi i to jest wszystko.”[4] „Siły te nie zagrażają ani podstawom ustrojowym, ani instytucjom bazy i nadbudowy naszego państwa /…/ Ja sądzę, że oni znikną z areny społecznej i politycznej szybciej niż cokolwiek zdążą zrobić.[5] „Dobra znajomość przez organa bezpieczeństwa osób, które podejmują antypolską i antysocjalistyczną działalność, uważne śledzenie ich poczynań, pozwala podejmować wiele akcji wyprzedzających zamierzone prowokacje, ekscesy, wystąpienia propagandowe. [6]”
Po wybuchu strajku w Gdańsku ton informacji zmienił się zasadniczo: „Sytuacja rozwija się w niedobrym, niebezpiecznym kierunku. /…/ Rej wodzą dwaj korowcy oraz zwolniony z pracy Wałęsa, związany z grupą Kuronia. /…/ Ujawniły się tendencje niebezpieczne, gdyż włączyły się elementy antysocjalistyczne.” – mówił sekretarz KC ds. Bezpieczeństwa Stanisław Kania.[7] Trzeciego dnia strajku, w wypowiedzi wicepremiera Józefa Pińkowskiego, pojawiła się na posiedzeniu BP nazwa WZZ: „Nowym elementem jest powołanie (to sukces KOR) [8]”.
Piątego dnia strajku Kania składa szokującą deklarację: „Trzeba mieć świadomość sytuacji w Gdańsku. Oceniamy, że nie mamy żadnych realnych szans, jeśliby doszło do starcia.”[9] Dnia 22 sierpnia premier Edward Babiuch mówi: „czas działa na naszą niekorzyść. Sytuacja pogarsza się. Gdańsk trwa. /…/ W tej sytuacji nie czas na sentymenty i przyjaźnie. /…/ konieczne jest dokonanie przegrupowania w ekipie kierowniczej”[10], a Gierek histerycznie odpowiada: „trzeba umiaru, abyśmy nie doszli do absurdalnych wniosków i uznali, że wszyscy powinniśmy odejść. [11]”
Następnego dnia Gierek: „Toczy się walka o być albo nie być socjalizmowi”.[12] Jaruzelski: „Rośnie napięcie i krytycyzm, oczekiwanie głębokich zmian w BP [13].” Kania: „Realia wskazują, że kraj idzie ku katastrofie [14].” 26 sierpnia Kania wreszcie zrozumiał sytuację: „Sytuacja komplikuje się, nastąpiło zaostrzenie polityczne na Wybrzeżu, zwłaszcza w Gdańsku. Na drugi plan schodzą postulaty ekonomiczne, na pierwszy wysuwają się polityczne, główny postulat wolne związki zawodowe /…/ Nowym elementem, jest rozlewanie się fali strajkowej po całym kraju [15]”.
Władze zdecydowały się na zawarcie ze strajkującymi porozumienia. Mucha pokonała słonia [16].
WZZ a Służba Bezpieczeństwa
SB mogła zgnieść WZZ jednym uderzeniem, ale potrafiła jeszcze więcej – jej agentura umiała tak dobrze udawać muchy, że prawdziwe muchy uważały ją za członków rodziny. Władze PRL kontrolowały WZZ od początku jego działania, a nawet jeszcze wcześniej.
Przygotowania do powołania WZZ prowadziłem w tak ścisłej tajemnicy, że nie wiedzieli o tym nawet ci działacze gdańskiego środowiska korowskiego, których wytypowałem do podpisania, wraz ze mną, deklaracji założycielskiej. Po powrocie z Warszawy, gdzie pozostawiłem informacje mające być przekazane do Radia Wolna Europa, od razu z dworca poszedłem do pierwszej z osób, której chciałem zaproponować członkostwo Komitetu. Człowiek ten niespodziewanie odmówił. Spotkałem u niego, jak sądziłem przypadkowo, innego robotnika, który bardzo mnie prosił, by wciągnąć go na listę sygnatariuszy. Gdy odmówiłem, do mieszkania wtargnęła Służba Bezpieczeństwa i przewiozła mnie do aresztu.
Lista sygnatariuszy została skompletowana w parę dni później, ale dopiero po dwóch latach dowiedziałem się, że SB o wszystkim wiedziała na bieżąco i nakazała swojemu agentowi, by postarał się wpisać na listę członków założycieli [17]. WZZ powstawał więc na dobrze przygotowanym przez tajną policję gruncie. Parafrazując Poetę – spisywane były wszystkie nasze czyny i rozmowy.
Agenci działali wokół nas i wielu spośród nas było agentami. „Resort” wiedział o naszych działaniach i zamierzeniach nie tylko to wszystko co my wiedzieliśmy, ale każdego z nas znał o wiele lepiej niż my sami i znał także działalność i zamierzenia innych współpracujących z nami środowisk opozycyjnych. Dzięki infiltracji i inwigilacji bywał w stanie narzucać nam nie tylko poglądy i oceny, ale nawet ludzi i środki.
Sprawą okoliczności było, że ani SB przez swą agenturę, ani KOR-Lewica [18], nie potrafili zmusić nas do przyjęcia innych celów i metod niż te, które najpierw sami wymyśliliśmy. Być może mogło im się to udać. Na nasze szczęście w sierpniu i wrześniu 1980 r. zaakceptowali nasz program, choć stale dążyli do obrócenia go na swoją korzyść. Najważniejszą z tych okoliczności był rozsądek, patriotyzm i antykomunizm zwykłych ludzi, którzy masowo poparli ideę WZZ, zdecydowanie odrzucając pułapkę Komisji i Rad Robotniczych.
Dlaczego władze godziły się na działanie WZZ Wybrzeża?
Celem WZZ było stworzenie i popularyzacja struktury organizacyjnej, która mogła się stać narzędziem społecznego buntu w celu skutecznego sparaliżowania, podważenia i w końcu zniszczenia komunistycznego totalitaryzmu (bez wchodzenia w czołowe zderzenie z systemem, jak to miało miejsce np. w Grudniu’1970). Działacze WZZ zauważali różnicę w traktowaniu ich przez SB wobec WZZ katowickiego, ale przypisywali ją zasadniczo własnej popularności wśród społeczeństwa Wybrzeża. Istotą naszego planu było, sprawdzone osobiście podczas wielu lat pracy w różnych środowiskach robotniczych, przekonanie, że głęboko antykomunistyczne nastawienie robotników, w odpowiednich warunkach, ujawni się jako masowe poparcie dla żądania legalizacji wolnych związków zawodowych. Codzienne doświadczenie pracy WZZ, potwierdzało, że robotnicy nie mogą licznie i jawnie przystąpić do ruchu w jego fazie przygotowawczej, ale są w pełni emocjonalnie przygotowani do poparcia idei WZZ w chwili nadającej się do zbiorowego protestu. Podstawowym działaniem Komitetu przed latem 1980 roku nie było więc budowanie szerokiej liczebnie organizacji, ale masowe propagowanie hasła WZZ i skupianie kadry działaczy mogących stanąć na czele wydarzeń w chwili społecznego wybuchu [19].
W tym czasie nic nie wiedzieliśmy o tym, że KOR-Lewica posiada program tworzenia nie WZZ, a Komisji Robotniczych, oficjalnie według wzorów Komunistycznej Partii Hiszpanii w okresie dyktatury gen. Franco, a w praktyce powielającą wzór Rad Robotniczych, tworzonych przez komunistycznych rewizjonistów w październiku 1956 r. Wobec mojej decyzji powołania WZZ Wybrzeża, KOR-Lewica taktycznie zmienił stanowisko i poparł mój pomysł licząc na to, że po zaplanowanym przejęciu kierownictwa nad WZZ katowickim przez swoich ludzi dojdzie do centralizacji WZZ i sprawowania pełnej kontroli przez KOR-Lewicę nad całym nowym ruchem. Gdy przejęcie WZZ katowickiego się nie powiodło, KOR-Lewica blokował powstawanie nowych WZZ forsując zakładanie KR.
Od tej chwili sytuację kształtowały trzy czynniki –nieświadomi celów KOR-Lewicy i kontroli ze strony SB działacze WZZ, usiłujący manipulować WZZ Wybrzeża w kierunku zakładania przez niego komisji robotniczych KOR-Lewica i kontrolująca oba te środowiska SB.
Cele
Całe doświadczenie komunizmu w różnych krajach wskazuje, że władze zdawały sobie sprawę, że „ludzie nie dojrzeli do komunizmu”, że trzeba ich do niego przymuszać siłą i stale kontrolować. Celem KOR-Lewica było wymuszenie na władzach PRL porozumienia dla nadania „realnemu komunizmowi” tzw. ludzkiej twarzy, czyli przekształcenie komunizmu stalinowskiego według recept trockistowsko-rewizjonistycznych. Choć celem władz PRL było zasadniczo paraliżowanie działalności opozycji, to cele SB były jednak nieco inne. Przyjmując do wiadomości zgodę władz PRL na istnienie podziemia politycznego i zakaz jego likwidacji metodami powojennymi, SB musiała wypracować narzędzia stałej i efektywnej kontroli. Nasycenie opozycji agenturą wraz z pełną inwigilacją wszystkich działaczy, umożliwiło SB stawianie sobie celów ofensywnych. Na podstawie dostępnych obecnie źródeł nie można jednoznacznie stwierdzić, że SB była (współ) inspiratorem strajków w lipcu i sierpniu 1980 r., ale z pewnością usiłowała je wykorzystywać dla własnych celów, tzn. rozgrywki o władzę w łonie aparatu PZPR. Fakt, że wyniku Sierpnia’80 I sekretarzem KC PZPR został szef aparatu bezpieczeństwa Stanisław Kania, wskazuje, że cele SB daleko wykraczały poza proste zwalczanie opozycji.
Uznając istnienie opozycji za zjawisko trwałe (do czasu planowanego przez ZSRS ataku na zachodnią Europę, gdy opozycja zostałaby natychmiast zlikwidowana), władze wolały sterować jej rozwojem w kierunku zdominowania przez środowiska o celach wewnątrz-systemowych (rewizjoniści, dysydenci z partii komunistycznej, lewica laicka, tzw. postępowi katolicy). Ludzie ci pozostawali mentalnie związani z systemem do końcai pożegnali się z nim dopiero po jego upadku w latach 1989 -1991.
SB, tak jak opozycja, przewidywała wybuch niezadowolenia społecznego, ale była przekonana, że potrafi nad jego przebiegiem zapanować i poprowadzić go w zaplanowanym przez siebie kierunku. W sensie praktycznym, było to dążenie (jak mogę sądzić na podstawie własnej pamięci i dostępnych obecnie materiałów SB) do, z jednej strony, niedopuszczenia, aby WZZ dostały się pod wpływy Moczulskiego, a z drugiej, do wytworzenia w WZZ Wybrzeża pożądanej przez SB syntezy programu Kuronia i mojego (z Kuronia by nazwa WZZ została pozbawiona znaczenia programowego, a jego działacze infiltrowali CRZZ i zakładali Komisje robotnicze, a z mojego, by WZZ nie był biernym narzędziem KOR-Lewicy, ale niezależną zarówno tak od KOR jak od ROPCiO strukturą pracowniczą). W sierpniu 1978 MSW oceniało, że: „Komitet WZZ Wybrzeża, pozostający pod wpływami KSS-KOR, zmniejszył znacznie swoją aktywność, co spowodowane zostało narastaniem konfliktu pomiędzy K.Wyszkowskim a pozostałymi jego członkami. /…/ Przedmiotem konfliktu jest sprawa problematyki działania (K. Wyszkowski postuluje ograniczenie się do problematyki społecznej i unikanie wystąpień o charakterze politycznym) oraz współpraca z KSS-KOR (zdaniem Wyszkowskiego WZZ winny dążyć do uniezależnienia się od KSS-KOR).W planach SB tak spreparowany WZZ mógłby stać się istotną pomocą w nadaniu nadchodzącemu kryzysowi postaci „socjalistycznej odnowy” w kształcie nowej wersji Października’56.
Poziomy esbeckiej kontroli i inspiracji
W totalitaryzmie wszystkie trwalsze działania niezależne mogą być interpretowane jako narzędzia manipulacji ze strony władz. Władza i służby specjalne dysponują tak przemożnymi narzędziami, że wydaje się niemożliwe, iż cokolwiek dziać się może bez ich zgody, a tym bardziej bez ich wiedzy. To stanowisko posiada mocne oparcie w różnicach pomiędzy transformacją ustrojową w Polsce i np. w Czechosłowacji. Gdy w PRL opozycja antykomunistyczna była liczna i bardzo czynna, to w CSRS nie było jej prawie wcale.
Różnicę tę można rozumieć jako wytłumaczenie utrzymania się postkomunistów przy władzy nad Polską i ich upadek w Czechosłowacji. Przyczyny upatrywać należy w głębokiej infiltracji opozycji polskiej przez SB, co po 1989 r. umożliwiło komunistom zmuszenie swoich oficjalnych przeciwników, a w istocie byłych agentów, do zaaprobowania i autoryzacji „pokojowej transformacji”. Dowodem może być fakt, że nikt z nomenklatury komunistycznej i szefów tajnej policji nie został pociągnięty do odpowiedzialności za prawie pół wieku zdrady, zbrodni i złodziejstwa.
Tezę tę potwierdza historia polskich buntów. Do Sierpnia’80 wszędzie tam, gdzie buntujący się tworzyli reprezentację negocjacyjną, była ona albo niszczona, albo podporządkowywana przez SB i stawała się narzędziem likwidacji protestu. Wielki Strajk w sierpniu 1980 r. był pierwszym wygranym strajkiem kierowym przez jawny komitet. Do tego czasu największym sukcesem strajkujących było zatrzymanie pracy w łódzkich zakładach włókienniczych w marcu 1971 r., gdy kobiety nie wyłoniły grupy przedstawicielskiej. Władze PRL, po bezowocnych naciskach, nie mając z kim negocjować, a powstrzymując się przed zastosowaniem fizycznych represji wobec dziesiątków tysięcy zrozpaczonych kobiet, wycofały podwyżkę cen wprowadzoną przed trzema miesiącami!
To czego nie uzyskali rzucający się na czołgi robotnicy Gdański, Gdyni i Szczecina, z których kilkudziesięciu w grudniu 1970 r. poległo, potrafiły dokonać bezbronne kobiety. Narzędziem była doskonała solidarność, która obywała się bez komitetów strajkowych. Prządki wiedziały, że każda z nich po wejściu w skład jakiejkolwiek reprezentacji zostanie poddana tak silnej presji, że zdradzi swe koleżanki.
W genezę „Solidarności”, w historię WZZ Wybrzeża szczególnie wmontowana jest od początku podział, destrukcja i dezintegracja ze strony SB i całego obozu władzy. Tylko wielkiemu, niekontrolowanemu wybuchowi społecznemu Sierpnia ’80 zawdzięczać należy fakt, że WZZ nie skończyły tak, jak organizacje antykomunistyczne z lat 1944-75. Podział, dezintegracja, destrukcja, eliminacja (lub pełne przejecie kontroli) był naczelną zasadą działania tajnych służb wobec przeciwnika uznanego za pierwszorzędne zagrożenie. W latach stalinowskich były to metody fizycznej eliminacji, w latach 70., wobec wejścia PRL-u wraz z całym Blokiem Sowieckim w grę dyplomatyczną związaną z Konferencją Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (Helsinki 1975) i w związku ze specyfiką Polski, ukształtowaną w dramatrycznym procesie historycznym, metody te musiały być znacznie bardziej finezyjne.
Poziom strategiczny
WZZ był częścią szerokiej palety ugrupowań antykomunistycznych, których istnienie władze PRL tolerowały po 1975 roku, czyli podpisaniu Traktatu w Helsinkach. Tolerancja ta była elementem planu ofensywy krajów bloku komunistycznego przeciw Zachodowi na gruncie praw człowieka. Opozycja miała być alibi dla propagandy, według której więźniowie polityczni istnieją tylko w państwach Zachodu.
Jeszcze ważniejsze zapewne, były strategiczne cele polityczne i militarne. Opozycja miała być narzędziem pomocnym w rozbrajaniu Zachodu. Chodziło o usunięcie wojsk amerykańskich z RFN, stworzenie w Europie Środkowej strefy bezatomowej, niedopuszczenie do rozmieszczenia w Europie taktycznej broni jądrowej (rakiety Cruise). Z zaskoczeniem przyjmowaliśmy liczne oferty współpracy ze strony różnych zachodnio-niemieckich organizacji anty-natowskich, które jakoś łatwo nawiązywały z nami kontakt. Problem wymaga badań, ale jest faktem, że Jacek Kuroń w roku 1984 i 1985 proponował demilitaryzację i neutralizację obu państw niemieckich i PRL.W artykule tym padło również rewelacyjne zdanie: „Propozycja ta jest zarazem jedyną szansą pokojowego zjednoczenia Niemiec, taką przy tym, która nie wywoła sprzeciwu państw z Niemcami sąsiadujących.”Oferta ta została złożona właśnie wówczas, gdy Izba Reprezentantów amerykańskiego Kongresu ostro potepiła i odrzuciła Jałtę, a prezydent Ronald Reagan aktywnie wspierał polskie aspiracje wolnościowe.
Wszelkie zagadnienia genezy „Solidarności”, w tym w pierwszym rzędzie historię WZZ, należy badać także w kontekście potrzeb wynikających z militarnych planów ówczesnej władzy, czyli przygotowań do podboju i okupacji północnych Niemiec i Danii. Gdańsk pełnił ważną rolę symboliczną, jako bezpośrednia przyczyna II Wojny Światowej, w czasie której Zachód zdradził Polskę oddając ją ZSRS oraz jako symbol racji stanu upostaciowanej w zepchnięciu Niemców za Odrę i Nysę.Należy też pamiętać, że Gdańsk został 1.IX 1939 r. włączony do Prus Wschodnich i dla Niemców reprezentuje południową część dawnych niemieckich Prus, których północna część, tzw. Okręg Kaliningradzki (Królewiecki), został włączony w skład ZSRS decyzją z Poczdamu w lipcu 1945 r. W ten sposób polskość Gdańska stała się równoważna sowieckości (rosyjskości), odległego zaledwie o 100 km, Kaliningradu, stolicy dawnych Prus Wschodnich – choć Rosjanie nigdy trwale tu nie byli, przeprowadzając jedynie swe wojska podczas Wielkiej Wojny Północnej (1700-1721) i wojen napoleońskich!”.
W szerszym ujęciu, penetracja WZZ okazała się ważna jako narzędzie do kształtowania elit „Solidarności” w ten sposób, że spośród działaczy, którzy zostali wówczas uznani przez społeczeństwo za wiarygodnych przywódców, w kilka lat po wprowadzeniu stanu wojennego udało się wyselekcjonować grupę do zawarcia legitymizującego władzę komunistów „kontraktu” Okrągłego Stołu. Po wyeliminowaniu antykomunistów, ludzie związani z WZZ albo jako działacze (Wałęsa), albo jako współpracownicy (Kuroń, Michnik), albo jako negocjatorzy strajkowi (Mazowiecki, Geremek), stali się partnerami władz PRL i ZSRS w dokonaniu transformacji ustrojowej w Polsce i całym bloku sowieckim. Ludzie ci stali się niezbędni w procesie tzw. uwłaszczania się nomenklatury, przejmowania struktur finansowych państwa przez ludzi służb specjalnych oraz przeobrażenia się partii komunistycznej w socjaldemokrację, co pozwoliło jej członkom na trwałą wszechstronną obecność w strukturze władzy.
Bez tych ludzi, mających czasem kilkudziesięcioletnie doświadczenie we współpracy z komunizmem, postkomunistyczna transformacja byłaby niemożliwa i upadek komunizmu oznaczałby trwałe usunięcie nomenklatury za pomocą dekomunizacji i lustracji (silniejszej niż denazyfikacja Niemców po roku 1945, gdyż komuniści byli winni nie tylko zbrodni, ale i zdrady). Skutkiem dekomunizacji byłoby trwałe utracenie wpływów przez ZSRS-Rosję. Obecnie, choć Polska należy do NATO i wstępuje do UE, to w jej elicie władzy pozostaje odpowiednio dużo „zaufanych ludzi KGB-FSB”, by Rosja mogła planować odzyskanie dawnej strefy wpływów.
Analizując cele SB nigdy nie można zapominać, że była ona tylko lokalnym narzędziem KGB, która miała zadania światowe. Rola polskiej opozycji w tych planach nie jest dzisiaj znana. Być może jedną z metod interpretacji są prowokacje w rodzaju sowieckiej operacji „Trust” (druga polowa lat 20.), czy polskiej „V Komendy WiN” (przełom l. 40. i 50.), gdy komunistyczne służby specjalne same wytwarzały organizacje podziemne dla dezinformacji przeciwnika zagranicznego, rozpoznania jego zamiarów, umieszczania u niego własnej agentury oraz prowokacji na użytek wewnętrzny, a także innych podobnych celów.
Adam Michnik wpływy agentury SB oceniał następująco: „Widziałem to w „Tygodniku Mazowsze”; był moment, kiedy większość osób pracujących w tym tygodniku to byli wasi agenci.”Z drugiej strony Zbigniew Nowek, szef Urzędu Ochrony Państwa w latach 1997-2000, ujawnił, że: „90 proc. stanowisk zajmowali w UOP byli funkcjonariusze SB, z których część współpracowała ze służbami Związku Radzieckiego – KGB.” Ponieważ bardzo wyrywkowa i powierzchowna lustracja nie spowodowała usunięcia agentury z polskiego życia publicznego, a ich oficerowie prowadzący całkiem legalnie należą do elity politycznej i ekonomicznej państwa, ten związek i współpraca pozostaje jednym z najważniejszych czynników kształtujących życie zbiorowe Polaków we wszystkich dziedzinach. Ideologiczną osłonę dla niego stanowi propagowana wspólnie przez komunistów i rewizjonistów teoria, którą Adam Michnik wyraził następująco: „to elektryk Lech Wałęsa, lider „Solidarności” i gen. Wojciech Jaruzelski wspólnie wynegocjowali demontaż komunistycznej dyktatury”.
Poziom taktyczny
Władze zdawały sobie sprawę z cykliczności kryzysów w komunizmie. Dlatego skupiały się nie tyle na tym, by do nich nie dopuścić, co uzyskać możliwość sterowania ich przebiegiem. Wobec programu WZZ istniała wówczas alternatywa w postaci demokratyzacji CRZZlub odnowienia ruchu Rad Robotniczych, które okazały się skutecznym narzędziem kanalizacji niezadowolenia społecznego w roku 1956.
Alternatywą proponowaną przez KOR-Lewica było namawianie działaczy WZZ do wstępowania do CRZZ (infiltracji)i zakładania Komisji Robotniczych(Oficjalnie według wzoru hiszpańskiego, a w istocie będących metodą trockistowskiego programu walki z komunistyczną biurokracją. W tym ujęciu komunizm nadal pozostawał prawomocny jako system, a jego wady wynikały zasadniczo z przechwycenia władzy z rąk robotników i chłopów przez biurokrację. Dlatego należało przywrócić komunizmowi jego rzekomą początkową robotniczą prawowierność. Narzędziem miał być powrót do wzoru rad robotniczych z okresu tzw. odwilży po październiku 1956 r., w postaci komisji robotniczych, kierowanych przez nową prawdziwą awangardę klasy robotniczej, czyli właśnie KOR-Lewicę). Program Komisji Robotniczych był leninowską aprecjacją do warunków lat 70 – tych, programu z „Listu otwartego” Kuronia i Modzelewskiego, w którym „opisano konflikt pomiędzy klasą robotniczą i centralną biurokracją polityczną oraz przedstawiono wizję ustrojową, której istotą był system rządów rad robotniczych.”
Gdy latem 1979 r. WZZ gdański wypracował pełny program związkowy, KOR-Lewica zablokował jego ogłoszenie przez publikację Karty Praw Robotniczych, która była zaledwie katalogiem skarg. KOR sprzeciwiał się też powstawaniu nowych WZZ.„Jeszcze w datowanym na 15 sierpnia 1980 r., a wydrukowanym co najmniej tydzień później 59. numerze „Robotnika”, w artykule pod wymownym tytułem Czego żądać, redakcja w zakresie związków zawodowych proponowała jedynie, aby w wypadku, gdy „działacze związkowi nie opowiedzą się jasno po stronie robotników, należy radę zakładową rozwiązać i natychmiast zrobić wybory do nowej rady. […] Jeżeli pracownicy uznają, że przez oficjalne związki zawodowe niewiele da się osiągnąć, to powinni powołać stałą, niezależną od dyrekcji zakładu i CRZZ komisję robotniczą”. Artykuł ten ukazał się w momencie, gdy od kilku dni na pierwszym miejscu robotniczych żądań w Gdańsku i Szczecinie znajdował się postulat utworzenia niezależnych związków zawodowych.”
Działacze KOR-Niepodległościowego w wydawanym przez siebie piśmie „Głos”, pisali w tym samym czasie, że: „powstanie wolnych związków zawodowych to sprawa zasadnicza dla całego kraju”.
Wybitny agent SB „Rybak”, mający świetny dostęp do kierownictwa strajku, meldował 24 sierpnia 1980 r: „ nawet MKS nie byłby w tej chwili w stanie wycofać się z postulatu (WZZ) pod rygorem utraty mandatu”.Gdy wicepremier Jagielski potwierdził „totalne” poparcie strajkujących dla WZZ, a Kania uznał, że lepiej zrobić krok w prawo, niż krok w przepaść. sięgnięto po stare metody. Jagielski tłumaczył członkom BP: „Jeśli byśmy potrafili, nie izolując się, działać aktywnie, to jest jakaś szansa, że z czasem moglibyśmy opanować tę organizację.”, a Kazimierz Barcikowski, prowadzący rozmowy z MKS w Szczecinie, doradzał: „trzeba podjąć próbę przechwycenia steru w tym ruchu. Jeśli partię się zmobilizuje, będzie aktywna, to nie będzie to groźne.”
Charakterystyczne było stanowisko Jaruzelskiego (wówczas ministra obrony): „Dziś mamy elementy strajku generalnego. Rozlanie się fali strajkowej po całym kraju, to tylko kwestia czasu. Wtedy nastąpi zupełny paraliż gospodarczy, mogą się włączyć żywiołowo elementy kontrrewolucyjne.”A więc program WZZ i ludzi z nim związanych nie postrzegano jako „kontrrewolucji”, a jako opozycję wewnątrz-systemową. Tym bardziej musiało tak być z KOR-Lewicą i jego programem Komisji Robotniczych.
Spór pomiędzy programem WZZ, a alternatywą KOR-Lewicy i PZPR nie skończył się wraz z sukcesem Wielkiego Strajku.
W pierwszych dniach września 1980 r. Kuroń starał się namówić kierownictwo MKZ w Gdańsku na podporządkowanie nowo powstałego związku ogólnopracowniczym Radom Zakładowym. Twierdził, że uzyskanie prawa do strajku przez komórki zakładowe związku stanowi wielkie niebezpieczeństwo anarchizacji produkcji oraz niekontrolowanych konfliktów z władzami i zaproponował utworzenie „zgodnie z rozwiązaniami przyjmowanymi w pierwszych latach powojennych /…/ nowego typu rad zakładowych, których skład będzie ustalany w proporcji liczebności poszczególnych organizacji związkowych /…/ a także innych organizacji działających na terenie zakładu pracy /…/. Pracownicy mieliby głosować na poszczególne listy i do rady wchodziliby ich przedstawiciele, proporcjonalnie do ilości głosów uzyskanych przez dana listę. Tak utworzone rady zakładowe miały się stać „niezależnymi od związków zawodowych organami załogi zakładu pracy” a związki zawodowe miały mieć na nie wpływ „jedynie poprzez swych przedstawicieli”.Gdyby program Kuronia został przyjęty, nie doszło by do powstania „Solidarności”.
Był to program zadziwiająco wspólny z celami władz. Na naradzie I sekretarzy KW PZPR w dniu 15.XI.1980 r. członek BP Stefan Olszowski taktykę władz przedstawiał następująco: „Proponujemy – jest to niezbędne – aby podjąć zadania na rzecz łączenia do składu KSRprzedstawiciela „Solidarności” bądź delegatów Komitetów Założycielskich, bądź też nowej Rady Zakładowej. /…/ trzeba się liczyć, że koncepcje rady robotniczej podejmie „Solidarność” i będzie, że tak powiem, wygrywała te koncepcje”. Oczywiście to nie „Solidarność” dążyła do uwikłania się w skompromitowane KSR, a był to plan władz propagowany w Związku przez agenturę SB.
Zbieżność programu KOR-Lewicy z celami władz i SB nie musi oznaczać uzgodnienia działań, a może być wynikiem uznania przez przywódców KOR, Kuronia i Michnika, że są to cele łatwiejsze do realizacji i nie pozbawiające KOR kontroli nad przebiegiem wydarzeń (kontynuacja leninowskiej zasady „centralizmu demokratycznego”). Faktem jest jednak, że w latach 1976-1980 trzy czynniki – władze (SB), KOR-Lewica i „eksperci” – działali przeciw idei i praktyce WZZ. Taktyczne wykorzystywanie KOR-Lewicy ułatwiał fakt, że o ile jej program był utajniony wobec szerokiej publiczności, o tyle nie mógł pozostać sekretem dla PZPR i SB, które nawet subtelnie mu pomagały przy wytwarzaniu publicznego wrażenia, że cały KOR to po prostu Jacek Kuroń i Adam Michnik. Tym samym – korzystając z wolnościowej, demokratycznej „witryny” oficjalnego KOR-Niepodległościowego – grupa Kuronia i Michnika wytwarzała o sobie i swojej działalności patriotyczną legendę, niezbędną do zatarcia wiedzy o ich komunistycznych korzeniach i powiązaniach oraz socjalistycznym (rewizjonistycznym) programie.
Korzystnym dla SB skutkiem stosowanych przez KOR-Lewicę metod infiltracji i dominacji, okazało się budzenie nieufności pomiędzy inteligencją, a środowiskami robotniczymi (tak jak wcześniej, gdy mimo doskonałego punktu wyjścia, uzyskanego dzięki akcji pomocy w 1976 r., już w rok później KOR całkowicie stracił kontakty z robotnikami w Radomiu i Ursusie).
Poziom operacyjny
Historyk badający archiwa SB ocenia, że: „Działania bezpieki w l. 1976-1980 były konsekwencją reorganizacji aparatu po wydarzeniach grudnia 1970 r. i dojściu Gierka do władzy. Widać to zwłaszcza w Gdańsku, gdzie już na początku 1971 r. nakreślono zupełnie nowe, bardziej ofensywne działania SB, ukierunkowane na inwigilację środowisk tradycyjnych jak np. poakowskich, rewizjonistycznych, żydowskich, ale też naukowych, młodzieżowych, handlowców, „prywaciarzy”, nauczycieli, tłumaczy, sportowców oraz robotniczych (przede wszystkim wejście SB na teren zakładów pracy w postaci tzw. rezydentury SB). Przykładowo w Gdańsku SB rozpracowywała ok. 200 obiektów, wśród których znalazły się niemal wszystkie ważniejsze zakłady pracy, redakcje czasopism, kompleks RTV, szkoły i uczelnie, stowarzyszenia, muzea i kluby studenckie. Kontrolując Duszpasterstwa Akademickie bezpieka zmierzała m. in. do szybkiej neutralizacji potencjalnie niebezpiecznych jednostek już na poziomie szkół średnich.”
W zainteresowaniu SB miały się znaleźć także: „grupy i środowiska podatne na uleganie wpływom wrogiej propagandy”, „mogące podejmować kolportaż wrogich dokumentów i haseł”, AK-owcy i osoby zaangażowane w działalność podziemia po wojnie, środowiska rewizjonistyczne, dogmatyczni partyjni, Żydzi i inne mniejszości narodowe, „prywaciarze”, tłumacze, nauczyciele, sportowcy, dziennikarze.
W związku z tym postulowano: „pozyskanie TW wywodzących się ze wspomnianych grup i środowisk (zwrócić szczególna uwagę na właściwy dobór kandydatów, w celu uniknięcia dekonspiracji naszych zainteresowań oraz dezinformacji ze strony TW), inspirowanie posunięć dezintegracyjnych, prowadzących do izolowania przywódców, rozluźnienia ewentualnych związków z ośrodkami wrogimi za granicą oraz powstawania nastrojów rezygnacji wobec dalszej wrogiej działalności danej grupy, prowadzenie działań profilaktycznych mających na celu niedopuszczenie do nawiązywania kontaktów z wrogimi ośrodkami zagranicznymi ze strony uczestników ujawnionych wrogich grup”.
Nikt dotychczas nie sporządził pełnego katalogu metod zastosowanych przez SB wobec WZZ. Przegląd materiałów archiwalnych wskazuje, że SB niszczyła swą dokumentację opisującą działania wobec WZZ z większą gorliwością niż materiały dotyczące innych organizacji antykomunistycznych.
Większość działaczy WZZ podjęła antykomunistyczną aktywność polityczną przed przystąpieniem do Komitetu. Pierwszą kombinację operacyjną wobec mnie i mojego brata Błażeja (byłem inwigilowany w ramach Sprawy Operacyjnego Rozpracowania kryptonim „Kanał”), SB stworzyła w 1974 roku, wykorzystując agenturę działającą jako kurierzy nielegalnej literatury politycznej z Zachodu („Kultura” paryska). Kurierzy zwrócili się do nas o pomoc w ustaleniu, w jakiej fabryce pod Gdańskiem produkowane są, nafaszerowane aparatura szpiegowską, boje, rzekomo podstawiane na szlakach portowych w Szwecji.
W styczniu 1978 r. prowokator SB Edwin Myszkpodał mi nazwisko lotnika wojskowego, Mirosława Hermaszewskiego, który miał stać się wkrótce pierwszym Polakiem – kosmonautą (lot na statku Sojuz 30 odbył się w dniach 27 VI – 5 VII 1978), by wiadomość tę (dowodzącą penetracji dowództwa wojsk lotniczych i badań kosmicznych) umieścić w piśmie „Robotnik”.
Po utworzeniu WZZ SB nie zrezygnowała z prowokacji „szpiegowskich”. Myszk stale namawiał mnie na spotkanie z elitarną grupą pilotów wojskowych, którzy mieli być gotowi do jakiegoś rodzaju działalności antykomunistycznej, poznanych rzekomo w czasie wypoczynku letniego na Kaszubach. W r. 1979 zaufany kolega Błażeja, mający rodzinę w RFN, zaproponował mu przekazanie pieniędzy od zamieszkałych w RFN gdańszczan w zamian za pisemne podziękowania odnoszące się do niemieckiej przeszłości Gdańska.
W miesiąc po utworzeniu WZZ katowickiego i na miesiąc przez powołaniem WZZ gdańskiego, SB znała tajne projekty, które przedstawiałem wówczas Jackowi Kuroniowi, Adamowi Michnikowi i innym działaczom KOR-Lewicy. Był to plan założenia na terenie całej Polski około 10 WZZ, które jako grupy przygotowawcze oczekiwałyby na nadejście kryzysu społecznego i stały się strukturą organizującą protest.
Podczas telekonferencji z dnia 3.04.1978 r. gen Krzysztoporski oceniał, że: „/…/ aktyw KSS KOR-u określa dalsze swoje kierunki działania i za cel główny stawia sobie organizowanie masowej presji na władzę w określonych sprawach, która w kolejnym etapie doprowadzić ma do swego rodzaju społecznego plebiscytu, oceniającego formę sprawowania władzy w kraju. Zamierzają dążyć do przejścia od z grup ścisłego doboru do tworzenia organizacji środowiskowych, w tym za podstawową uważają sprawę dotarcia do robotników i stworzenia komórek, które miałyby szansę stania się przedstawicielstwami załóg w zakładach pracy”.
Powstanie WZZ Wybrzeża odnotowane zostało następująco: „KSS KOR realizując zapotrzebowanie i naciski ośrodków zachodnich – ośrodków antypolskich i propagandy antykomunistycznej inspirował organizowanie grup posługujących się nazwą Wolnych Związków Zawodowych. Jako teren działania wytypowano Wybrzeże. /…/ zdecydowana większość wytypowanych kandydatów odmówiła udziału w prowokacyjnej akcji (naprawdę odmówił tylko jeden – przyp. K.W.) /…/ Pod deklaracja umieszczono nazwiska 3-osób, z których jedna – SOKOŁOWSKI – zaprotestowała przeciwko samowolnemu posłużeniu się jej nazwiskiem. Taki specjalny artykuł na ten temat ukazał się w „Życiu Warszawy”. Niepowodzenie gdańskiej grupy KSS KOR-u w organizowaniu Wolnych Związków Zawodowych spowodowały, że na podbudowanie prestiżu w końcu maja WYSZKOWSKI i BORUSEWICZ podjęli głodówkę połączoną z działaniami mającymi na celu jej szerokie rozpropagowanie /… Jako pretekstem do rozpoczęcia głodówki posłużono się sprawą ukarania przez Kolegium ds. Wykroczeń 2-miesięcznym aresztem brata WYSZKOWSKIEGO – Błażeja za czynne znieważenie funkcjonariusza MO.”
Może być rzeczą szokującą, że kierownictwo SB rozpowszechniało nieprawdziwe informacje nawet na tajnych naradach dla najwyższego kręgu funkcjonariuszy. Chodziło tu jednak nie o wprowadzanie ich w błąd, a przedstawianie gotowych wzorów interpretacyjnych do użytku służbowego. Dla zrozumienia prawdy potrzebna jest głęboka uprzednia wiedza o omawianych wydarzeniach. Takiej wiedzy jeszcze nie posiadamy, ale jej smak oddają pewne uwagi szefów SB, np. następująca: „Kontrolujemy ich, nie zachowują się awanturniczo. /…/ Elementy kuroniowe nie prą w tym kierunku (wyprowadzenia stoczniowców na ulicę – przyp. K.W.). To ugrupowanie zachowuje się inaczej niż Moczulskiego.”
WZZ został założony nie na polecenie KOR, a niejako wbrew niemu. „Wybrzeże” jako obszar działania wytypowałem ja sam, bo tam mieszkałem. Głodówkę prowadziliśmy jako akt solidarności z Błażejem, który głodował w więzieniu przez cały miesiąc (był dokarmiany siłą), skazanym za wygłoszenie publicznego przemówienia. Utworzenie WZZ okazało się od początku sukcesem – zaktywizowało ono wiele osób, np. podczas głodówki z propozycją współpracy przyszedł do mojego mieszkania Wałęsa.
Przypadek Antoniego Sokołowskiego dobrze ilustruje metody zwalczania przez SB ludzi nie dających się manipulować. Sokołowski był spawaczem, który przepracował w Stoczni Gdańskiej ponad 25 lat i nabawił się ciężkiej pylicy, za co należała mu się renta inwalidzka. Za udział w strajku w czerwcu 1976 r. został wyrzucony z pracy i został be środków do życia. Po przystąpieniu do WZZ, SB uniemożliwiała mu jakiekolwiek zatrudnienie. Zwolniono z pracy również jego żonę, sprzątaczkę. Kilkunastoletni syn został aresztowany pod fałszywym zarzutem kradzieży. Na koniec SB zagroziła mu gwałtem na dwunastoletniej córce.Do wywarcia presji na Sokołowskiego zmusiła SB nawet zarząd spółdzielni w której miał mieszkanie. Gdy za wystąpienie z WZZ zaproponowano mu wypłatę wszystkich wieloletnich należności, co stanowiło wielką sumę, rodzina skłoniła do zgody na podpisanie oświadczenia, wydrukowanego w prasie centralnej. O całej akcji informowaliśmy opinię publiczną za pośrednictwem radia Wolna Europa i stała się ona okazją do szerokiej popularyzacji naszej działalności.
Na protesty central związkowych na Zachodzie władze PRL odpowiadały, że akcje przeciw WZZ są działaniami przeciw gangom włamywaczylub likwidacją melin pijackich.
SB stosowała wszystkie rutynowe środki kontroli: podsłuchy pokojowe, telefoniczne i osobiste; obserwację stałą (z lokali w pobliżu mieszkań działaczy) i ruchomą (osiągającą czasem nawet 4 samochody, każdy po 3 agentów, na jednego działacza). Aresztowanym podawano „rozwiązujące język” środki farmakologiczne. Działaczy WZZ usuwano z pracy, nawet w zakładach prywatnych, których właściciele obawiali się prześladowań może bardziej niż dyrekcje zakładów państwowych. SB nie tylko ścigała wydawane przez WZZ pisma i ulotki, ale i sama wydawała własnego „Robotnika Wybrzeża”, oskarżając prawdziwy WZZ o działalność rozbijacką.
W swej codziennej aktywności w latach 1976-1980 SB nie stosowała przemocy, ale z niej nie zrezygnowała. Najtragiczniejszym przypadkiem było zamordowanie w grudniu 1978 r. Tadeusza Szczepańskiego, młodego działacza WZZ z grupy Wałęsy7. Stało się to w nie wyjaśnionych do dzisiaj okolicznościach, a jego ciało, z obciętymi stopami, dopiero po dwóch miesiącach znaleziono utopione w kanale.
Działalność dezintegracjacyjna SB polegała nie tylko na tym, że agenci starali się działaczy WZZ skłócać i prowokować podejrzenia, ale użyto nawet uwodzenia. W efekcie przynajmniej jedno małżeństwo zostało trwale rozbite, a kilka przeżyło trudny okres. Uwodzicielami byli mężczyźni i kobiety. Przykładem może być student medycyny, zwerbowany szantażem, któremu polecono uwiedzenie koleżanki współpracującej z WZZ.
Jeżeli członkowie rodziny działacza należeli do PZPR, wywierano na nich presję w zakładzie pracy, by spowodowali zaniechanie działalności. Uniemożliwiano wstępowanie na studia, a absolwentów, na podstawie przydziału pracy, wysyłano na głęboką prowincję. Stosowano powołania do wojska. Próbowano tworzyć rozbieżności pomiędzy WZZ i KOR, a innymi grupami przez rozbudzanie antysemityzmu (u jednych) i oskarżeń o antysemityzm (u drugich).Z całą siła SB usiłowała zwalczać nawiązywanie kontaktów pomiędzy WZZ, a uczestnikami wydarzeń czerwcowych w 1976 r.
Wiele wysiłków SB dokonywało, by odciąć WZZ od Kościoła. Największy codzienny wysiłek poświęcano akcjom przeciwko kolportażowi i drukowi publikacji niezależnych.
W wypadku demonstracji publicznych, np. z okazji rocznic Grudnia’70, SB mobilizowała nawet kilkuset funkcjonariuszy, którzy, w poszukiwaniu organizatorów i ulotek, dokonywali rewizji i zatrzymań na terenie całego kraju.
O liczbie agentów działających wokół WZZ gdańskiego nie ma dokładnych informacji, ale gdy w czerwcu 1987 podjęliśmy codzienne modlitwy w Bazylice Mariackiej, na około 25 uczestniczących osób, aż 17 było tajnymi współpracownikami SB.
Znakomitym ułatwieniem pracy SB nad dezintegracją i pełną kontrolą opozycji, były spory i agresywna konkurencja o wpływy pomiędzy ugrupowaniami opozycyjnymi oraz wewnątrz nich samych. Niektórzy liderzy opozycyjni pochodzący z komunistycznej elity władzy, nadal używali dawnych metod i umieszczali własnych agentów w sztabach innych ugrupowań opozycyjnych. Ponieważ ci „prywatni” agenci byli na ogół jednocześnie tajnymi współpracownikami SB (a nawet funkcjonariuszami na etatach niejawnych), działania dezinformacyjne i organizowanie prowokacji stało się bardzo poważnym zagrożeniem. Dochodziło do przypadków składania przez niektórych z opozycjonistów donosów do SB na swych ideowych przeciwników.
Mimo rozbudowania środków obserwacji i podsłuchu, agenci pozostawali najważniejszym źródłem wiedzy SB. Gen. Krzysztoporski oceniał, że: „blisko 70% tych informacji o zagrożeniach pochodzi z naszych osobowych źródeł informacji.”
Choć dokumenty kombinacji operacyjnych SB były niszczone w 1989 r. w pierwszej kolejności, to nieco wiedzy o ich skali można uzyskać z lektury dokumentów BP KC PZPR. O wybuchu strajku w Gdańsku Stanisław Kania informował na posiedzeniu BP w dniu 14 sierpnia następująco: „Sytuacja rozwija się w niedobrym, niebezpiecznym kierunku. /…/ Rej wodzą dwaj korowcy oraz zwolniony z pracy Wałęsa, związany z grupą Kuronia. /…/ Ujawniły się tendencje niebezpieczne, gdyż włączyły się elementy antysocjalistyczne.”Wśród podjętych środków na uwagę zasługuje wymieniony przez Kanię na pierwszym miejscu: „udział min. Jedynaka w sesji KSR”. Konieczne jest szczegółowe zbadanie tej kwestii, ale na podstawie dotychczasowej wiedzy sądzę, że Kania ujawnił w ten sposób rąbek planu wpisania WZZ w istniejące struktury „socjalistycznej samorządności”.
KSR, opanowany przez aparat PZPR, CRZZ i SB, był przygotowywany do tej roli od dawna. Już w dniu 13 lipca 1978 r., a więc w kilka miesięcy po założeniu Komitetów WZZ w Katowicach i Gdańsku, płk. Stochaj, prowadzący telekonferencję krajowego dowództwa SB ds. opozycji, informował: „Chciałbym poinformować towarzyszy, że dyrektor Departamentu III gen. Adam Krzysztoporski uczestniczy w Krajowej Naradzie Przedstawicieli Samorządu Robotniczego, dlatego też nie może dzisiaj prowadzić telekonferencji.
Nawet jeszcze po Wielkim Strajku, dnia 15.XI.1980 r. na naradzie I sekretarzy KW PZPR, członek BP Stefan Olszowski taktykę władz przedstawiał następująco: „Proponujemy – jest to niezbędne – aby podjąć zadania na rzecz łączenia do składu KSR przedstawiciela „Solidarności” bądź delegatów Komitetów Założycielskich, bądź też nowej Rady Zakładowej. /…/ trzeba się liczyć, że koncepcje rady robotniczej podejmie „Solidarność” i będzie, że tak powiem, wygrywała te koncepcje”. Oczywiście to nie „Solidarność” dążyła do uwikłania się w skompromitowane KSR, a był to plan władz propagowany w Związku przez agenturę SB oraz „pożytecznych idiotów”.
Do zadziwiającego zdarzenia doszło trzeciego dnia strajku, w sobotę 16 sierpnia. Gierek poinformował BP, że: „Zgłosili się przywódcy komitetu strajkowego z propozycją dania im pisemnej gwarancji, że nie będą wobec nich wyciągane wnioski, oni zaś dają gwarancję, że spowodują przystąpienie od poniedziałku do pracy.”Protokół podaje następnie: „Tow. E. Gierek odczytuje projekt listu poręczającego dla strajkujących. Proponuje, aby adresatem listu nie była „Komisja Robotnicza”, ale aby był on imienny, do określonej osoby, bądź do komitetu strajkowego oraz aby zawierał sformułowania, że
Incydent ten stanowi przesłankę potwierdzającą teorię o wykorzystywaniu wydarzeń lata 1980 r. do rozgrywki o władzę w elicie PZPR. Warto w tym kontekście przytoczyć uwagi zamieszczane w doniesieniach przebywającego w Stoczni T.W. „Rybak” (uplasowanego wysoko w hierarchii opozycyjnej), który był prowadzony, a więc i inspirowany, bezpośrednio przez wysokiej rangi oficera SB z Warszawy.
W swych „informacjach” „Rybak” podawał: „Rozmawiałem /…/ z Wyszkowskim oraz (zatarte – przyp. K.W.). Podkreślali oni znaczenie przyjazdu delegacji ze Szczecina. /…./ Zdaniem tej grupy rozmówców przyjazd jest niewątpliwym dowodem na walkę frakcyjną w kierownictwie partyjnym. Z grubsza ich teza jest następująca. Barcikowski jako zwolennik liberalnej polityki i tym samym członek frakcji liberalnej usiłuje podtrzymać zdecydowane stanowisko Trójmiasta, po to udowodnić konieczność ustępstw. Wszyscy obecnie mają poczucie, że gra obecnie toczy się na najwyższym szczeblu i wszystko będzie zależało od przebiegu Plenum KC.”„Wieczorem w dniu wczorajszym otrzymałem od Krzysztofa Wyszkowskiego kopię listu sekretariatu KW PZPR do KC PZPR. /…/ Wyszkowski i (drugie nazwisko zatarte – przyp. K.W.) komentowali ten list, jako żądanie KW w Gdańsku do dokonania zmian na szczeblu centralnym.”„Krążą pogłoski, że ma się odbyć Plenum KC. Sporo mówi się o odejściu Gierka, że strajki które rozpoczęły się we Wrocławiu, Łodzi i Warszawie /takie informacje są kolportowane/ stanowią ostateczne przypieczętowanie
Z wielu innych informacji „Rybaka” wynika, że rzeczywiście rozmawiałem z nim wielokrotnie, ale przytoczone powyżej poglądy nie były moje, a tylko zostały mi przypisane. Zawsze uważałem, że dzielenie komunistów na liberałów i beton jest absurdem, bo wszyscy są zbrodniczymi przedstawicielami tej samej antycywilizacji. Żadnego listu z KW nie otrzymałem i nie przekazywałem. Interesował mnie nie skład ekipy, a pytanie, czy uda nam się komunistów zmusić do zaakceptowania WZZ, co w moim najgłębszym przekonaniu nie zależało od tego składu, a od oceny stosunku sił pomiędzy władzą a społeczeństwem. „Rybak”, który był bardzo rozumnym agentem, pisał te fragmenty doniesień zapewne pod dyktando prowadzącego go oficera SB.
W każdym razie Stocznia pełna była w tym czasie emisariuszy różnych frakcji w aparacie władzy, którzy dążyli do odmiennych celów. Świadectwem może być przekazana mi przez przebywającego w Stoczni Wojciecha Giełżyńskiego, mającego wstęp do KW PZPR dziennikarza tygodnika „Polityka”, że na początku trwania strajku osobiście słyszał, jak Fiszbach – uznawany oficjalnie za „gołębia” – gwałtownie wzywał do zgniecenia strajku siłą.
Sprawa Lecha Wałęsy
Grzegorz Nawrocki, „Polak z Polakiem” tak pisał o agencie SB Myszku: „Tak niewiele brakowało /…/ mógł przetrwać nierozpoznany do 14 sierpnia 1980 roku i albo uniemożliwić zorganizowanie strajku, albo wziąć w nim udział i jako inteligentny robotnik ze Stoczni stanąć na wózku i dać się nigdy z niego zepchnąć. Robiący wielkie wrażenie na Kuroniu i Michniku, prawa ręka Bogdana Borusewicza, miał wielkie szanse, żeby zostać jednym z przywódców Sierpnia.”
Wielu najbliższych współpracowników Wałęsy – ludzi tak wiarygodnych i bezinteresownych, jak Andrzej Gwiazda i Anna Walentynowicz – uważa go za agenta pracującego dla SB od późnych lat sześćdziesiątych do końca istnienia SB, a nawet do dziś.
Przeciw agenturalności Wałęsy wysuwa się paradoks, polegający na tym, że oznaczałoby to, iż komuniści zostali pokonani przez swego agenta. Paradoks jest pozorny, bo Wałęsa zawsze robił dwie rzeczy naraz – walczył z komunizmem i jednocześnie go wspierał. Bez jego pomocy ludzie nomenklatura nie zdołałaby przetrwać upadku komunizmu, rozkraść majątku narodowego i powrócić do pełni władzy.
Choć Sąd Lustracyjny podczas procesu w r. 2000 uznał, że Wałęsa nie był agentem, to sens tego postanowienia należy czytać na tle przepisów ustawy lustracyjnej, która każe uznać za niewinnego każdego, wobec kogo nie ma oryginału własnoręcznie podpisanego zobowiązania do współpracy. Sąd postanowił w ten sposób mimo, że posiadał poświadczone odpisy tego zobowiązania oraz zeznania świadków, którzy widzieli własnoręcznie pisane przez Wałęsę donosy i pokwitowania pieniędzy. Dokumenty te znikły z akt TW „Bolek”, po tym, gdy Wałęsa otrzymał je do przejrzenia, jako prezydent państwa.
W czasach WZZ nie mieliśmy o tym pojęcia. Wiarygodność Wałęsy wzmocniło ujawnienie wiosną 1980 r. agenturalności Myszka, który w roku 1979 dwukrotnie podjął próbę kompromitacji Wałęsy. Za pierwszym razem Myszk przekazał nam wiadomość (zasięgniętą rzekomo u sąsiadów Wałęsy), że Wałęsa przyjął u siebie w domu dwóch funkcjonariuszy SB i pił z nimi wódkę. Wałęsa przyznał się do tego i zapewnił, że został zaskoczony i przymuszony, ale już nigdy więcej do tego nie dopuści. Za drugim razem Myszk ujawnił, że Wałęsa skłamał, twierdząc że rozrzucił ulotki w miejscowości pod Gdańskiem, co było częścią akcji WZZ. Wałęsa wyjaśnił, że wstydził się przyznać, że zaspał i rozrzucił te ulotki następnego dnia.
Dopiero podczas Sierpnia’80 część działaczy WZZ uznała Wałęsę za agenta, głównie z powodu jego zgody na zakończenie strajku w dniu 16. VIII.1980 r. Podejrzenia te, tuż po zakończeniu strajku, doprowadziły do powstania planu (sformalizowanego przez Kuronia) usunięcia Wałęsy z funkcji przewodniczącego. Ponieważ przeciwnicy Wałęsy jako dowody jego agenturalności podawali tylko przesłanki poszlakowe (czyny lub zaniechania organizacyjne i polityczne) udało mi się ten plan zablokować i do obalenia Wałęsy nie doszło. W świetle późniejszych rewelacji o dawnej agenturalności Wałęsy jest sprawą wartą uwagi, że władze nigdy nie wykorzystały publicznie sprawy tego spisku ani przeciwko Wałęsie, ani przeciwko jego organizatorom.
Przypadek Wałęsy jest egzemplifikacją szerszej sytuacji przywódców małych, słabych narodów, którzy uznają, że muszą podejmować agenturalną współpracę z mocarstwami, by wykorzystać ich siłę dla własnej walki. Agentem austriackim, niemieckim i japońskim był najwybitniejszy polski przywódca ery nowożytnej Józef Piłsudski, który robił to w przeświadczeniu, że uzasadnia to cel – walka z Rosją. Piłsudski wygrał, bo Polska odzyskała w 1918 r. niepodległość. Agentem sowieckim był prezydent Czechosłowacji Edward Benesz, któremu jednak nie pomogło to w obronie swej ojczyzny ani przed Hitlerem w roku 1938, ani przed Stalinem w roku 1948.
Podobnie oceniać można sprawę agenturalności Wałęsy, ale istnieje również poważna różnica. Wałęsa nadal umacnia władzę agentów nad Polską. W roku 2000 lustracji podlegał nie tylko on, ale i jego kontrkandydat – urzędujący prezydent, były funkcjonariusz komunistyczny, Aleksander Kwaśniewski. Sąd musiał rozstrzygnąć, czy niepodważalne dowody, w tym wpis Kwaśniewskiego w księdze agentów SB, mogą stanowić podstawę do zdyskwalifikowania jego kandydatury.
Gdyby sąd uznał agentem tylko Wałęsę, byłby to cios dla większości narodu, który mógł spowodować zwiększenie społecznego nacisku na uczciwą lustrację. Gdyby uznał agentem tylko Kwaśniewskiego, pogrążył by całą jego formację. Gdyby agentami nazwał obu, doprowadziłby do załamania systemu budowanego w Polsce wspólnie przez mocarstwa Wschodu i Zachodu. Sąd zatem postąpił politycznie i uznał, że obaj nie byli agentami. Kwaśniewski wygrał wybory.
SB wszechwiedząca, ale nie wszechmocna
Wszystko wiedzieć, to nie znaczy nad wszystkim panować. Scenariusz realizowany przez SB zawiódł na skutek nie docenienia przez władze skutków energii i poświęcenia ze strony działaczy WZZ. SB nie doceniła również skali solidarności społecznej uruchomionej przez Karola Wojtyłę, który w październiku 1978 roku został papieżem Janem Pawłem II. Tak, jak otoczenie działaczy WZZ liczebniejszą od nich agenturą, nie sparaliżowało ich przywództwa podczas Wielkiego Strajku, tak pozyskanie przez SB do agenturalnej współpracy aż 15% księży, nie osłabiło siły papieskiego wezwania wygłoszonego podczas jego pierwszej pielgrzymki do Polski w czerwcu 1979 r.: „Niech Pan odnowi oblicze ziemi, tej ziemi”.
Totalitaryzm i jego „policje jawne, tajne i dwupłciowe” to potężna siła, zdolna do trwałego trzymania w niewoli całych narodów, ale w Sierpniu’1980 roku doszło do nieprzewidywalnego zbiegu okoliczności społecznych, ekonomicznych, politycznych i religijnych, który umożliwił Polakom osiągnięcie społecznej jedności w walce z komunizmem.
Od chwili gdy program WZZ stał się programem 10 milionowej „Solidarności” tajna policja straciła kontrolę nad biegiem wydarzeń. Dopiero po szesnastu miesiącach przywrócił ją stan wojenny. SB potrzebowała aż ośmiu lat terroru do tego, by tak zdezintegrować, zinfiltrować i spreparować elity opozycyjne, by w 1989 roku podpisały z władzami porozumienie o współrządzeniu. Było to jednak jej ostatnie zwycięstwo, bo komunizmu nic już nie mogło uratować.
SB była spadkobierczynią metod wypracowanych od czasów Ochrany przez wszystkie tajne policje świata, w tym Gestapo. Ta gigantyczna wiedza i totalitarne możliwości zostały użyte do walki z maleńką, nieświadomą siły przeciwnika grupą działaczy WZZ. My wyobrażaliśmy sobie, że najgorszą rzeczą, jaka nam grozi jest śmierć i przyjmowaliśmy to ryzyko. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że jako działaczom grozi nam coś o wiele gorszego – wykorzystanie naszej aktywności do własnych celów reżimu. W ćwierć wieku po tej walce nie potrafię odpowiedzieć na pytanie: kto ostatecznie wygrał? I to jest nasz gigantyczny sukces.
[1] Przemówienie – „Sprawy przeciwdziałania antysocjalistycznym elementom”, „Opozycja demokratyczna w Polsce w świetle akt KC PZPR (1976-1980)”, GAJT – Wrocław 1991, str. 209.
Wypowiedź Wałęsy dla PAP 21 stycznia 2003 r., „Myślałem, że agentów było więcej”.
Piotr Kostikow, Bohdan Roliński – Widziane z Kremla. Moskwa – Warszawa. Gra o Polskę.
Polska Oficyna Wydawnicza BGW – Warszawa 1992.
Referat gen. Adama Krzysztoporskiego, dyrektora Departamentu III MSW, na naradzie sekretarzy KW PZPR, Warszawa, wrzesień 1979 r., w: „Opozycja demokratyczna w Polsce w świetle akt KC PZPR (1976-1980)”, GAJT – Wrocław 1991, str. 269.
„Aktualne problemy dywersji ideologicznej i działalności antysocjalistycznych w kraju”, wystąpienie Wiceministra Spraw Wewnętrznych Bogusława Stachury na spotkaniu z lektorami KC PZPR, Warszawa, 10 stycznia 1980 r., w: „Opozycja demokratyczna w Polsce w świetle akt KC PZPR (1976-1980)”, GAJT – Wrocław 1991, str. 281 i 290.
„Na antypolskim i antysocjalistycznym kierunku (geneza i działalność marginesu antysocjalistycznego w Polsce Ludowej), materiał pomocniczy”, Wydział Pracy Ideowo-Wychowaczej KC PZPR, styczeń 1980 r., poufne, w: „Opozycja demokratyczna w Polsce w świetle akt KC PZPR (1976-1980) wybór dokumentów”, str. 304.
Tajne dokumenty Biura Politycznego – PZPR a „Solidarność” 1980-1981, Protokół nr 16 z posiedzenia KC PZPR 14 sierpnia, ANEKS, Londyn 1992, str. 24
„Tajne dokumenty…”, Protokół nr 18 z 16 sierpnia, str. 35.
„Tajne dokumenty…”, Protokół nr 19 z 18 sierpnia, str. 41.
„Tajne dokumenty…”, Protokół nr 22 z 22 sierpnia, str. 47.
J.w. str. 48.
„Tajne dokumenty…”, Protokół nr 23 z 23 sierpnia, str. 52.
J.w. str. 54
J.w. str. 56.
„Tajne dokumenty…”, Protokół nr 25 z 26 sierpnia, str. 61.
W świetle późniejszych wydarzeń ciekawe było stanowisko przyszłego pogromcy „Solidarności” – Jaruzelskiego: „Dziś mamy elementy strajku generalnego. Rozlanie się fali strajkowej po całym kraju, to tylko kwestia czasu. Wtedy nastąpi zupełny paraliż gospodarczy, mogą się włączyć żywiołowo elementy kontrrewolucyjne. /…/ Mówiono tu o ogłoszeniu stanu wyjątkowego – tego nie przewiduje nasza konstytucja. Jest to tylko stan wojenny, ale też wprowadzić go nie można, bo jak wyegzekwować rygory, kiedy stanie cały kraj. To nierealne.” , „Tajne dokumenty…”, Protokół nr 28 z 29 sierpnia 1980 r. str. 87.
Edwin Myszk, doświadczony wieloletni prowokator SB, człowiek wybitnie inteligentny, który pozyskał sobie doskonałą opinię u takich ludzi jak Jacek Kuroń i Adam Michnik, bardzo skuteczny w dezintegracji środowiska WZZ, do bycia agentem przyznał się wobec mnie i mojego brata wiosną 1980 r.
Nazywam tak grupę skupioną wokół Jacka Kuronia i Adama Michnika, pozostającą w opozycji do grupy założycieli KOR – Antoniego Macierewicza i Piotra Naimskiego, którzy tworzyli KOR-Niepodległościowy. KOR-Lewica, złożony z dysydentów z PZPR miał program naprawy socjalizmu, ukrywany jednak przed opinią publicznością. Władze, a tym bardziej SB, dobrze znała jednak prawdziwe cele grupy Kuronia- Michnika. Gen. Krzysztoporski przedstawiał je następująco: „jeżeli chodzi o grupę KOR to w ich programie jak mówiłem te sprawy (niepodległość i antysowietyzm – przyp. K.W.) może nie odgrywaja tyle miejsca, ile problem przede wszystkim naprawiania systemu, jednocześnie ten system tolerując. A tak bym tę tezę powtórzył za tą grupą Kuroniowską. Ona nie chce w tej chwili wręcz zmienić u nas ustroju, czy przewrócić władze, tylko chce doprowadzić do naprawy tego systemu.” – referat dyrektora Departamentu III MSW na naradzie sekretarzy KW PZPR, Warszawa, wrzesień 1979 r., w: „Opozycja demokratyczna w Polsce w świetle akt KC PZPR (1976-1980)”, GAJT – Wrocław 1991, str. 272.
Bogdan Borusewicz wielokrotnie (ale dopiero post factum) nazywał tę metodę przygotowań do buntu społecznego metodą leninowską. Choć zdecydowanie się z tą paralelą nie zgadzam – ze względu na cynizm i darwinizm Lenina połączone z teorią partii bolszewickiej jako awangardy klasy robotnicze (sprzeczny ze służebnym wobec społeczeństwa programem WZZ i katolicyzmem większości jego członków), świadome posługiwanie się przez bolszewików programem ludobójstwa (gdy WZZ propagowały działalność pokojową, co zostało w roku 1983 uwieńczone Pokojową Nagrodą Nobla dla Lecha Wałęsy) i antycywilizacyjne cele rewolucji (gdy WZZ był w istocie kontr-rewolucją) – to sama metoda istotnie może takie wrażenie przywoływać. Chodzi tu jednak raczej o paradoks, polegający na odwróceniu obrazów (marksowskie hasło „robotnicy wszystkich krajów łączcie się” przerobione na „strajkujący wszystkich zakładów łączcie się”) niż rzeczywiste podobieństwo.
Sekretarz KC PZPR ds. bezpieczeństwa Stanisław Kania twierdził, że: „Nie było sygnałów o przygotowaniach do strajku” – Protokół nr 17 z posiedzenia BP KC PZPR 15 sierpnia 1980 r., w „Tajne dokumenty Biura Politycznego”, ANEKS Londyn 1992, str. 29. – ale to właśnie on objął kierownictwo partii po usuniętym w wyniku strajków Edwardzie Gierku.
Adam Michnik uznaje postępowych katolików w rodzaju Tadeusza Mazowieckiego za, w gruncie rzeczy, rewizjonistów („Między Panem a Plebanem” ). Czytając dawne artykuły Mazowieckiego trudno się z tym nie zgodzić: „imperializm amerykański, pragnący przy pomocy nowej wojny, a więc śmierci milionów ludzi, narzucić panowanie swe go ustroju wyzysku i krzywdy społecznej krajom, które obrały nową drogę dziejową, usiłuje różnymi drogami oddziaływać na duchowieństwo oraz ludzi wierzących i kierować ich na drogę walki z własną ojczyzną, stanowiącą wspólne dobro wszystkich obywateli. Przedstawiając się jako obrońca cywilizacji chrześcijańskiej, imperializm amerykański dokonuje nadużycia, pragnąc oszukać katolików w krajach demokracji ludowej, w szczególności Polsce, że nowa wojna, wojna dokonywana przy pomocy neohitlerowskiego Wehrmachtu ma pozostawać w zgodzie z dobrem Kościoła.” – Wrocławski Tygodnik Katolicki nr. 5 „, 27 IX 1953 r. s. 3-4.
„Geremek oświadczył, że dalsza pokojowa koegzystencja pomiędzy „Solidarnością” w obecnej formie i realnym socjalizmem [jest] niemożliwa. Konfrontacja siłowa nieunikniona. /…/ Organy władzy państwowej muszą zlikwidować aparat „Solidarności”. Po konfrontacji siłowej „Solidarność” mogłaby powstać na nowo, ale jako rzeczywisty związek zawodowy bez Matki Boskiej w klapie, bez programu gdańskiego, bez politycznego charakteru i bez ambicji sięgania po władzę. Być może – kontynuował Geremek – zostaną zachowane siły umiarkowane, takie jak Wałęsa. Po konfrontacji nowa władza państwowa mogłaby w oparciu o odmienną sytuację polityczną kontynuować określone procesy demokratyzacji.” Ciosek komentował to następująco: „doradcy zdali sobie ostatecznie sprawę z beznadziejności swych projektów. Ponadto stracili kontrolę nad aparatem „Solidarności”. Aparat „Solidarności” składa się w 90 procentach z antykomunistycznych fanatyków i awanturników” – Telegram Horsta Neubauera (ambasadora NRD w PRL) z 2 grudnia 1981 r. do ścisłego kierownictwa wschodnioniemieckiej partii komunistycznej. Tomasz Mianowicz , „Kultura” paryska nr 9/516 z 1995 r.
Patrz: Polemika Michnika (który pożegnał się z komunistycznymi złudzeniami) z Kuroniem (który przy nich pozostał) w artykule pt.: „Dlaczego upadł komunizm?” na łamach „Gazety Wyborczej” z dn. 2 stycznia 2003 r. Michnik napisał: „Obaj z Jackiem Kuroniem wywodzimy się z formacji, która budowała swą antytotalitarną tożsamość na wizji państwa, w którym robotnicy przejmują fabryki i władają nimi poprzez demokratycznie wybierane rady robotnicze. /…/ Od kronsztadzkiego buntu w 1921 r., poprzez doświadczenie jesieni 1956 r. w Warszawie i Budapeszcie, koncepcje Oskara Langego i Włodzimierza Brusa, aż po projekt Samorządnej Rzeczypospolitej przedstawiony na I Zjeździe „Solidarności” (jesień 1981) przewijała się idea demokracji robotniczej opartej na władzy samorządu pracowniczego. Był to swego rodzaju projekt „trzeciej drogi” – przeciw komunistycznej dyktaturze, w której widzieliśmy zaprzeczenie ludowładztwa, ale też przeciw kapitalistycznej gospodarce rynkowej, ufundowanej na wyzysku. /…/ Na naszych oczach projekt robotniczego ludowładztwa przegrał w 1956 r. w Polsce i na Węgrzech, w 1968 r. w Czechosłowacji, w 1989 r. – wszędzie. Czy przegrał tylko dlatego, że miał przeciw sobie wszechpotężne sowieckie czołgi? Myślę, że także dlatego, iż był złudzeniem.”
Jesienią 1979 r., w celu dezintegracji WZZ i wzmocnienia jego związku KOR-Lewicą, SB zorganizowała kombinację operacyjną, w której przy pomocy agenta zostałem oskarżony o rzekome „sprzedanie” WZZ Leszkowi Moczulskiemu (jednemu z przywódców Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, konkurencyjnej wobec KOR organizacji niezależnej, mającej program niepodległościowy i fundamentalnie antykomunistyczny, w języku systemu – „kontrrewolucyjny”) i podjęcie się wydawania wspólnego pisma z WZZ w Katowicach.
„Informacja dot. Stanu rozpoznania zagrożeń bezpieczeństwa wewnętrznego kraju w lipcu 1978 r.” – Departament III i IV MSW, 7 sierpnia 1978 r., w: „Opozycja demokratyczna w Polsce w świetle akt KC PZPR (1976-1980)”, GAJT – Wrocław 1991, str. 204.
Tezę tę pierwszy raz usłyszałem z ust Jakuba Karpińskiego i Ireny Lasoty na spotkaniu w mieszkaniu Czesława Bieleckiego w r. 1990, ale podaję ją w tym miejscu we własnych słowach i na własną odpowiedzialność.
W 1984 w pisanym z więzienia apelu „do wszystkich ludzi, którym na sercu leży sprawa pokoju”, a w 1985 w artykule Pt.: „Jałta – i co teraz?” zamieszczonym w podziemnym „Tygodniku Mazowsze” nr 121, w którym twierdził, że wyścig zbrojeń „dla Zachodu oznacza zagrożenie suwerenności Europy przez wzrost znaczenia Stanów Zjednoczonych”, a polski interes narodowy jest trwale związany z bezpieczeństwem ZSRS: „nim obóz (komunistyczny – przyp. K.W.) się rozpadnie, my możemy zginąć. Ich klęska (Sowietów – przyp. K.W.) będzie naszą drogą przez mękę, za rozpad obozu sowieckiego i koniec Związku Radzieckiego zapłacimy najwyższą możliwą cenę.” I dalej: „Konkretnie chodzi o to, aby Niemiecka republika Federalna, Niemiecka republika Demokratyczna, Polska oraz inne kraje Europy Środkowej zostały wyłączone ze zbrojeń i jednocześnie zneutralizowane /…/ Pod kontrolą międzynarodową i przy zagwarantowanych granicach narody tych państw same stanowiłyby o swoim ustroju.”.
Kuroń albo odgadł najtajniejsze plany Sowietów, pragnących, za pomocą zjednoczenia Niemiec, zneutralizować i podporządkować sobie całą Europę, albo działał w jakimś z nimi porozumieniu. Gdyby jednak je tylko odgadł, to nie musiałby wyrazić dla nich publicznego poparcia.
Przy tłumieniu buntu Grudnia’70 władze posługiwały się oskarżeniem, że starcia z milicją rozpoczęły grupy inspirowane przez „rewanżystów” z RFN. W r. Podczas Zjazdu „Solidarności” we wrześniu 1981 r. u wejścia do Portu Gdańskiego stał na kotwicy przerażająco potężny sowiecki krążownik. Był zbyt wielki by zacumować tam gdzie 1 września 1939 r. stał „Schleswig-Holstein”, ale porównania nasuwały się same. Zobacz także str. 9 i 10.
Prowokacyjny charakter mogła mieć misja przedstawicieli NTS z Zachodu, omówiona podczas Telekonferencji SB w dniu 10.11.1978 r.: „Członek KOR BORUSEWICZ z Gdańska otrzymał z zagranicy do kolportażu około 1000 ulotek NTS-u do społeczeństwa polskiego, które zawierają krytykę zasad ustrojowych ustroju socjalistycznego w Związku Radzieckim, u nas i w innych krajach socjalistycznych oraz programu antyradzieckiego NTS-u.” Borusewicz otrzymywał również instrukcje domowej produkcji bomb.
Z historycznego punktu widzenia jest jasne, że wybuch „Solidarności” zakończył sowieckie plany ataku na Europę Zachodnią. Jest to wielka historyczna zasługa Polaków wobec Europy i świata. Uczyniły to solidarnościowe masy, a nie „doradcy”, którzy dawali się wynajmować do rzekomo pokojowych operacji Sowietów wobec Zachodu.
Służy temu wspólne rozpowszechnianie przez komunistów i rewizjonistów negatywnych opinii o Polakach oskarżanych o kryptofaszyzm, klerykalizm, antysemityzm, uległość wobec prawicowej przemocy, zapóźnienie kulturowe, wiejskość, uboczność, prowincjonalizm kulturowy, stadność, zachowawczość i inne zbrodnie. Komuniści i KOR –Lewica dopatrywały się tych tendencji nawet w „Solidarności” i nawet w jej rzekomo krypto-faszystowskiej nazwie (z drugiej strony komunistyczne środowiska antysemickie twierdziły, ze „Solidarność” jest agenturą żydowską, czego dowodem miało być istnienie w latach 1945-1949 żydowskiej komunistycznej centrali spółdzielczej pod tą samą nazwą).Ponieważ Polacy mają być niedojrzałą do demokracji posowiecko-klerykalną masą, ujednoliconą w przedwojennej, endekoidalno-faszystowskiej mentalności, postkomuniści i postrewizjoniści usiłowali stworzyć po 1989 r. system jednopartyjnej quasi-dyktatury na podobieństwo Meksyku.
Wojciech Jaruzelski. Łańcuchy i schronienie. Wspomnienia. Zakończone rozmową z Adamem Michnikiem, Paris 1992 (za: Irena Lasota, Spóźniona miłość na paryskim bruku, Nowy Świat nr 99 (124) z dnia 27 kwietnia 1992 roku, s. 1-2).
Adam Michnik, „Dlaczego upadł komunizm?”, „Gazeta Wyborcza” z dn. 2 stycznia 2003 r.
„uprawniona wydaje się teza, że narastające jeszcze przed podwyżkami cen niezadowolenie społeczne było znane władzom na długo przed wybuchem w grudniu 1970 r. Już we wrześniu 1970 r. władze otrzymywały konkretne sygnały o coraz większej frustracji stoczniowców i ich przekonaniu o nadciągającym „krachu gospodarczym”. W październiku jest już wręcz mowa o „narastającym wzburzeniu pracowników fizycznych”, którego podłożem „stały się trudności rynkowe”. Wówczas zarejestrowano pierwsze „wypadki odmowy pracy przez całe brygady robocze”. Mimo tak – wydawałoby się – niepokojących wieści władze bezpieczeństwa wyraźnie bagatelizują przekazywane przez tajnych współpracowników informacje. W jednym z donosów, pisanym już po ogłoszeniu decyzji o podwyżkach cen detalicznych, jest nawet mowa o tym, że część pracowników Stoczni jest zdania, iż władze niejako podsycają nerwowe nastroje wśród załogi, chcąc „wywołać niezadowolenie wśród ludności, by doprowadzić wtedy do jakichś zmian [na szczytach władzy – S.C.]” – Sławomir Cenckiewicz, „Grudzień 1970 roku w Gdańsku w oczach tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa” w „Pamięć i Sprawiedliwość” – pismo IPN, nr 1 (3) 2003 r..
Centralna Rada Związków Zawodowych – oficjalna struktura związkowa zarządzana odgórnie przez PZPR.
Robił to np. Bogdan Lis, „tajny” członek WZZ i jednocześnie członek PZPR, który jeszcze w lipcu 1980 r. został szefem Komitetu Zakładowego (CRZZ), a sierpniu został członkiem Prezydium MKS. Dotychczas brak jest odpowiednich dokumentów SB, ale można sądzić, że metody tajności i infiltracji ułatwiały SB działania inspirujące.
Z namowy Kuronia w styczniu 1979 roku założył w swoim zakładzie pracy Lech Wałęsa, co było aktem nielojalności wobec WZZ.
Cytat z oficjalnej strony internetowej Kuronia: http://www.kuron.pl/zyciorys13.html.
Podczas telekonferencji SB z 13 lipca 1978 r. informowano: „Elementom antysocjalistycznym w wyniku skutecznych działań towarzyszy ze Szczecina i Warszawy nie udało się zrealizować zamiaru zorganizowania tzw. Wolnych Związków Zawodowych w Gryfinie woj. Szczecińskie.” SB podaje więc jako własną „zasługę” skuteczne odradzanie założenia WZZ działaczom ze Szczecina, skupionych wokół Jana i Mirosława Witkowskich, przez środowisko KOR-Lewicy.
Łukasz Kamiński (IPN oddz. Wrocław) Opozycja demokratyczna wobec idei niezależnych związków zawodowych referat wygłoszony na Konferencji IPN o WZZ, Gdańsk 10-11.X.2003. Z podobnym zadaniem, namówienia strajkujących do rezygnacji z WZZ na rzecz Komisji Robotniczych przyjechali Stoczni Gdańskiej tzw. eksperci.
„Informacja T.W. „Rybak”, Gdańsk 24.08.1980, Pokój hotelowy, Tajne.spec. znaczenia”. Dokument SB udostępniony autorowi przez IPN w ramach dostępu do własnej „teczki”.
Protokół nr 25 z posiedzenia BP KC PZPR 26 sierpnia 1980 r. w: „Tajne dokumenty Biura Politycznego”, ANEKS Londyn 1992, str. 72.
Jak wyżej, str. 70.
Protokół nr 28 z posiedzenia BP KC PZPR 29 sierpnia 1980 r. str. 87 – jak wyżej. W świetle późniejszych wydarzeń ciekawa jest dalsza część jego wystąpienia: „Mówiono tu o ogłoszeniu stanu wyjątkowego – tego nie przewiduje nasza konstytucja. Jest to tylko stan wojenny, ale też wprowadzić go nie można, bo jak wyegzekwować rygory, kiedy stanie cały kraj. To nierealne.”
Komisje Rządowe przeforsowały wprowadzenie do Protokołów Ustaleń (porozumień) podpisanych przez Międzyzakładowe Komitety Strajkowe z w Szczecinie, Gdańsku i Jastrzębiu możliwość powoływania Komisji Robotniczych. Szczecin: „Uzgodniono, że w oparciu o opinię ekspertów, będą mogły powstawać samorządne Związki Zawodowe, które będą miały socjalistyczny charakter zgodnie z Konstytucją PRL /…/ Komitety Strajkowe z chwilą zakończenia strajku stają się Komisjami Robotniczymi”, Gdańsk: „Powstałe Komitety Strajkowe mają możność przekształcenia się w zakładowe organy reprezentacji pracowniczych takie jak Komitety Robotnicze, Komitety Pracownicze, Rady Robotnicze, bądź w Komitety Założycielskie nowych, samorządnych związków zawodowych.”, Jastrzębie: „Zakładowe Komitety Strajkowe z chwilą zakończenia strajku przyjmą nazwę Zakładowych Komisji Robotniczych i zachowają uprawnienia do korzystania z radiowęzła zakładowego na równych prawach z innymi organizacjami. Międzyzakładowy Komitet Strajkowy z chwilą zakończenia strajku przekształca się w Międzyzakładową Komisję Robotniczą.”
Krzysztof Wyszkowski, „Duch leninizmu panuje w Warszawie”, Tygodnik „Głos”, Nr 41(1003), z dn. 11.10.03, s.10-12.
Konferencja Samorządu Robotniczego. Wymyślony w 1956 r. fasadowy twór komunistyczny służący kanalizowaniu aktywności robotniczej.
Telekonferencja krajowego dowództwa SB ds. opozycji w dniu 13 lipca 1978 r. rozpoczęła się następująco: „Chciałbym poinformować towarzyszy, że dyrektor Departamentu III Ge. Adam Krzysztoporski uczestniczy w Krajowej Naradzie Przedstawicieli Samorządu Robotniczego, dlatego też nie może dzisiaj prowadzić telekonferencji.
Sławomir Cenckiewicz Działalność SB wymierzona w opozycję w latach 70. Tezy do wykładu wygłoszonego w ramach Wykładów otwartych IPN w marcu 2003 r., maszynopis w zbiorach autora.
J.w.
Prowokacja ta była ekwiwalentem werbunku „pod obcą flagą”.
Myszko był tak zdolnym agentem, że zaczął odgrywać ważną rolę w WZZ.
Kostikow podaje, że władze PRL informowały go, że za każdym opozycjonistą chodzi czterech agentów SB. Czasem była to proporcja jeszcze większa. Gdy SB dowiedziała się, że jesienią 1978 roku planuję założenie wraz z inżynierem Grabczykiem WZZ w Krakowie – Nowej Hucie, otoczyła go 24 osobową agenturą, która z czasem zapewne usunęła by nas, żeby samodzielnie kierować komitetem. O liczbie agentów działających wokół WZZ gdańskiego nie ma dokładnych informacji, ale gdy w czerwcu 1987 podjęliśmy codzienne modlitwy w Bazylice Mariackiej, na około 25 uczestniczących osób, aż 17 było tajnymi współpracownikami SB.
Tajne telekonferencje dla wojewódzkich ogniw SB. Kopia maszynopisu w zbiorach autora.
Wypowiedź Stanisława Kani podczas Wielkiego Strajku, „Tajne dokumenty…”, Protokół nr 17 z 15 sierpnia, str. 28-29. W tej ocenie zawarta jest zapewne przesłanka do aresztowania Moczulskiego i jego współpracowników 23 września 1980 r., w przeciwieństwie do zwolnionych 31 sierpnia działaczy KSS KOR. Do dzisiaj brak jest pełnego wyjaśnienia tej ważnej różnicy.
Gwałtem na córce, mającym być dokonanym przez „zboczeńców”, SB groziła częściej, np. w stosunku do mojej 9 letniej córki, która rzeczywiście została wówczas napadnięta przez pedofila.
Prokuratura zatwierdzała dokonywanie przez SB rewizji w mieszkaniach, pod zarzutem „poszukiwania przedmiotów pochodzących z przestępstwa”.
Tak tłumaczono w prasie lokalnej rozbijanie zebrań WZZ, do których używano kilkudziesięcioosobowych oddziałów milicji.
W moim przypadku SB zajęła sąsiadujący przez ścianę lokal Spółdzielni Mieszkaniowej i wynajęła mieszkanie o dwa piętra wyżej. Na parkingu przed domem ustawiono ciężarówkę ze sprzętem podsłuchowym. Obserwacja całodobowa doprowadziła w 1979 r. do tragicznego wypadku – auto z czterema agentami kończącymi nocną służbę, wyjeżdżając z osiedla, wjechało pod tramwaj i wszyscy agenci zginęli.
Dopiero w r. 2002 ujawniono „grę operacyjną” SB z r. 1981, zmierzającą do otrucia Anny Walentynowicz. W trwającym nadal śledztwie w sprawie zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki w r.1984, prokuratura bada wątki wywodzące się z „kombinacji operacyjnych” SB, rozpoczętych przy udziale agenta Myszka w latach 1978-1980.
Ta sprawa została ujawniona dzięki temu, że student opowiedział o zadaniu swojej dziewczynie, która zapobiegliwie uprzedziła niedoszłą ofiarę.
Metoda „gry w antysemityzm” jest jedną z najstarszych technik dezintegracji, stosowanych przez komunistyczne służby specjalne od czasów Czeka i NKWD.
W tej sprawie wykorzystywano wszystkie możliwości, poczynając od działań na poziomie politycznym – Komisja Wspólna Episkopatu i Rządu, po „oddolną” agenturę wśród duchownych i WZZ. Przed przełomem w wyniku Sierpnia”80 stosunek księży diecezji gdańskiej do WZZ był, poza nielicznymi chlubnymi wyjątkami w postaci np. ks. Henryka Jastaka z Gdyni, niechętny. W efekcie, jeszcze w pierwszym okresie strajku księża odmawiali odpawienie mszy św. W Stoczni Gdańskiej (poza ks. Jastakiem, który od razu odprawił mszę w Stoczni Gdynia).
Ubogie państwo wydawało krocie na zakupienie na Zachodzie najnowszej aparatury do inwigilacji.
Telekonferencja z dnia 3 kwietnia 1978 r. Zagrożeniem nazywano każde planowane działanie opozycji. Podczas tej samej telekonferencji informowano: „miesiąc był bardzo aktywny, ujawniono 493 nowe zagrożenia, przesłaliście ponad 2700 uzupełnień do meldunków, 607 zagrożeń zlikwidowano.”
Tajne dokumenty Biura Politycznego – PZPR a „Solidarność” 1980-1981, Protokół nr 16 z posiedzenia KC PZPR 14 sierpnia, ANEKS, Londyn 1992, str. 24
Tworzone od października 1956 r. Rady Robotnicze, jako organy samorządu robotniczego, miały sprawować kontrolę nad administracją przedsiębiorstwa, zatwierdzać plany produkcji i podział funduszu zakładowego, zostały w 1958 r. podporządkowane scentralizowanej Konferencji Samorządu Robotniczego.
Telekonferencja
„Tajne dokumenty…”, Protokół nr 18 z 16 sierpnia, str. 34.
Seria dziwnych wydarzeń z 16 sierpnia, a szczególnie gorliwość Wałęsy w namawianiu stoczniowców do opuszczania Stoczni, po przegłosowaniu i ogłoszeniu przez Komitet Strajkowy Stoczni Gdańskiej decyzji o zakończeniu strajku, stała się jedną z głównych podstaw opracowanego 3 września 1980 r. przez Jacka Kuronia i członków tzw. frakcji demokratycznej w MKZ planu usunięcia Wałęsy z funkcji przewodniczącego, jako agenta Służby Bezpieczeństwa.
„Informacja T. W. „Rybak”, Gdańsk dnia 24 sierpnia 1980, Przyjął: Insp. Wydz. V Dep. III MSW, pokój hotelowy, tajne spec. Znaczenia, egz. Nr 1”, Dokument SB udostępniony autorowi przez IPN w ramach dostępu do własnej „teczki”.
„Informacja” T. W. „Rybak” z dnia 25 sierpnia 1980.
„Informacja” T. W. „Rybak” z dnia 27 sierpnia 1980
Grzegorz Nawrocki, „Polak z Polakiem” , Wydawnictwo „Słowo”, Warszawa 1990, str. 60.
Wałęsa z uporem odmawia wyjaśnienia własnej sprawy, co czyni go zależnym od krajowych i zagranicznych dysponentów pełnej wiedzy o jego agenturze.
Pseudonim agenturalny Wałęsy.
Postaci tych „bohaterskich” agentów stanowią zupełnie inna miarę niż agenci-zdrajcy w rodzaju np. Harryego Hopkinsa, Algera Hissa.
Norman Davis w swej książce Boże igrzysko, pisząc o 1980 r., zauważył: „Nikt nie przewidział dokładnie przebiegu ostatnich wydarzeń. Niewielu ludzi było skłonnych sądzić, że inicjatywę polityczną przejmie nie Kościół, nie reformatorzy w łonie partii i nie opozycyjni intelektualiści, lecz polska klasa robotnicza oraz zupełnie nowa grupa nieznanych dotąd i nie wypróbowanych przywódców proletariatu. Do momentu, w którym w roku 1980 Niezależny Samorządny Związek Zawodowy wynurzył się na powierzchnię wydarzeń, nikt na świecie o nim nie słyszał”. Opinia Davisa stoi w sprzeczności z wykładnią dominującą wśród polskich historyków, według której „Solidarność” była dziełem rewizjonistów z KOR-Lewicy, a robotnicy i działacze WZZ byli tylko „żołnierzami w okopach”. Najlepsza dotąd analiza korzeni „Solidarności”, napisana przez amerykańskiego historyka Lawrence Goodwyna („Breaking the Barrier. The Rise of Solidarity in Poland”, Oxford University Press, 1991), przyznająca robotnikom i WZZ rolę samodzielną i twórczą, została przez establishment historyków i polityków odrzucona. Przyczyną jest wspólny interes postkomunistów i rewizjonistów w utrzymaniu władzy bez dekomunizacji i lustracji.
29 kwietnia 2004
Krzysztof Wyszkowski
Możliwość komentowania Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża została wyłączona