A WY MURZYNKÓW BIJECIE CZYLI KILKA SŁÓW DO ŁAŻĄCEGO ŁAZARZA

Posted in ■ aktualności, Zborowski Lech by Maciejewski Kazimierz on 5 czerwca 2011

Mimo tego, że korzystając z gościnności Nowego Ekranu opublikowałem na nim kilka moich tekstów, nie uważam się za blogera natomiast jestem od początku czytelnikiem i odbiorcą tego co mają do powiedzenia inni.

Jak się szybko okazało, należę do grupy ponad miliona czytelników, co jest istotne dla tego co chcę powiedzieć. Jako taki właśnie czytelnik przyglądam się „dyskusji” pana z Aleksandrem Ściosem i kilkoma innymi osobami. Ująłem słowo -dyskusja – w cudzysłów, bo tu właśnie leży problem. Od początku czekam, aby ta właśnie „dyskusja” stała się dyskusją. Czekając obserwowałem odejście wielu autorów doskonałych tekstów. Jak się okazało odeszło również wielu z pośród wspomnianego miliona czytelników. I tak jak reakcja na odejście blogerów była zauważalna i z reguły objawiała się stwierdzeniem – niech sobie idą i tak nie byli nam potrzebni – tak reakcja na utratę sporej ilości czytelników była żadna.

Kiedy powstawał Nowy Ekran, jego twórcy nie byli przecież znani milionowi tych, którzy się w tak krótkim czasie przyłączyli, budując jego siłę. Niemniej to oni udzielili panom najważniejszy kredyt, kredyt zaufania. To bardzo mocna waluta , zwłaszcza w świecie internetowego dziennikarstwa. Dzisiaj jako jeden z tych, którzy tego kredytu udzielili czuję się najzwyczajniej oszukany.

Jakiś czas temu Aleksander Ścios przedstawił doskonałą analizę jednego z pańskich pomysłów. Miał pan prawo się z tą opinią zgodzić lub nie. Nie miał pan jednak prawa potraktować tego jako osobistą przepychankę słowną, w której nie jest pan zobowiązany (co pan kilkakrotnie podkreślił) do udzielenia konkretnych i jednoznacznych odpowiedzi. Przepełniony emocjami mógł pan początkowo nie odczuwać takiego obowiązku wobec pana Aleksandra Ściosa. Do pewnego momentu mogło to być nawet zrozumiałe. Jednak miał pan obowiązek podjąć konkretną dyskusję z uwagi na ponad milion tych, którzy udzielili panu wspomnianego wcześniej zaufania. Myślę, że pańską reakcję niezwykle trafnie ujął bloger Janko Walski, adresując do pana słowa: „ Zwrócę uwagę tylko na początek. Mam wrażenie, że nie zdobyłeś się na odpowiedni dystans, by odróżnić wskazywanie metod działania agentury, wskazywania jej interesów od oskarżeń osoby, u której metody te dostrzeżono. Później było coraz gorzej, ale początek był najważniejszy.”

Aleksander Ścios (a za nim kilku innych) w swym tekście posłużył się jak zwykle żelazną logiką i solidnością uzasadnienia swojej tezy. Z jego analizy powstała lista niezwykle ważnych pytań. Ważnych przede wszystkim dla wiarygodności Nowego Ekranu. W takiej sytuacji miał pan obowiązek ustosunkować się do każdego punktu z równie solidną siłą argumentów. Pan jednak od początku potraktował całą sprawę jako osobistą obrazę ambicji, a jedyną odpowiedzią od samego początku stała się przysłowiowa zasada – „A wy murzynków bijecie.” Zadałem sobie trud prześledzenia wszystkich pańskich tekstów w tym ważnym temacie. Pomiędzy wyrażaniem uczuć świętego oburzenia (do których miał pan równie święte prawo), znalazłem tam tylko zapewnienia, ze nie ma pan zamiaru odpowiadać, oraz absurdalne zarzuty o zazdrość przeróżnych blogów lub blogerów o popularność Nowego Ekranu. Trafiłem w końcu na pański wywiad. Niestety przyniósł kolejną gorycz rozczarowania i finalny gwoźdź do trumny resztek nadziei. Z uporem godnym wielkiej sprawy poświęca pan znów większą cześć swej uwagi postawom innych i ich rzekomej zawiści. W tej całej sprawie zabrakło mi z pańskiej strony szacunku dla czytelników (czytaj: siły NE), którzy w tej sytuacji powinni mieć prawo wyrobić sobie własna opinię na temat spornej kwestii.

Pozostawiając nas bez odpowiedzi na argumenty drugiej strony, w swoim wywiadzie broni pan nadal pomysłu stworzenia trzeciej siły politycznej, a co mnie najbardziej martwi właściwości czasu jej ewentualnego powołania. Nie uzurpuję sobie prawa do bezwzględnej racji w temacie. Przypomnę jednak panu, że nie jest to idea nowa. W USA niezwyklej siły nabrał obywatelski ruch (Tea Party), który w swym zamierzeniu miał również przeciwstawić się jednej partii i przypomnieć drugiej o wartościach, które ma ona reprezentować. Nie powstawała ona jednak na pięć minut przed wyborami. Natomiast w niedalekiej przeszłości taką siłę w czasie wyborów próbował (w najlepszej wierze) stworzyć prawicowy Ross Perot. I właśnie ta jego postawa sprawiła, że prezydentem został krańcowo lewicowy Bill Clinton, którego szanse przed akcją Perota były bardzo niepewne. Pomylenie trafnej politycznej analizy z pobożnym życzeniem najczęściej kończy się skutkiem odwrotnym do zamierzonego.

Lech Zborowski

Reklama

Możliwość komentowania A WY MURZYNKÓW BIJECIE CZYLI KILKA SŁÓW DO ŁAŻĄCEGO ŁAZARZA została wyłączona

%d blogerów lubi to: