III RP WRACA DO KORZENI

Posted in ■ aktualności, ■ historia by Maciejewski Kazimierz on 27 października 2011

Prawdopodobnie czeka nas nowe rozdanie i nowy układ. W Polsce jeszcze nic nie zostało określone.

Niektórych usypia wizja dalszej dominacji Platformy Obywatelskiej. Czekamy na Budapeszt albo na Mińsk. Zapominamy, że będziemy mieli po prostu… Warszawę. A to oznacza, że nie padło jeszcze ostatnie zdanie na temat układu sceny politycznej w Polsce. Problem polskiej polityki polega na tym, że nic się tu nie domyka ani nie kończy. Jak od dwudziestu lat nie może się skończyć postkomunizm, tak samo cały czas będzie ewoluował układ partyjny.

Duch zjednoczenia

14 stycznia tego roku odbyło się specjalne spotkanie Naczelnej Rady Adwokackiej. Jak napisała „Rzeczpospolita”, wzięli w nim udział także biznesmeni: Zbigniew Niemczycki, Jan Kulczyk i Ryszard Krauze. Ale nie tylko. Gościem specjalnym był Krzysztof Kwiatkowski, minister sprawiedliwości. Gość dostał od adwokatów prezent: projekt nowelizacji kodeksu spółek handlowych. Jego szybkie procedowanie sprawiło, że sąd musiał umorzyć sprawę, jaka toczyła się przeciw Krauzemu.

Tuż przed wyborami, latem tego roku, interes życia zrobił Zygmunt Solorz-Żak. Dotychczasowy magnat medialny został właścicielem Polkomtela. Transakcja opiewa na 18,1 mld zł i uchodzi za jedną z największych operacji finansowych w naszej części Europy w ostatnim czasie. Jest wyjątkowa ze względu na rozmiar i na udział w niej podmiotów kontrolowanych przez ministra skarbu. Wcześniej Polkomtel miał bardzo złożony akcjonariat – przejęcie pakietu większościowego wymagało m.in. odsprzedania akcji przez giganty kontrolowane przez skarb państwa: KGHM, PKN Orlen, Polską Grupę Energetyczną i Węglokoks. Solorz kontroluje od tej pory 1/3 rynku telekomunikacyjnego w Polsce.

Obu biznesmenów, Krauzego i Solorza, łączy nie tylko to, że dość dobrze wychodzą na rządach Platformy. Obaj zatrudniali lub zatrudniają także oficerów służb specjalnych. Krauze Wojciecha Brochwicza, a Solorz Krzysztofa Bondaryka (dziś szefującego ABW).

Tusk znów się brata

Wieczór wyborczy Platformy Obywatelskiej. Donald Tusk wygłosił właśnie przemówienie i idzie na zamknięte spotkanie z zaproszonymi gośćmi. Za nim podąża Jerzy Mazgaj, założyciel Paradise Group. Dziennikarz Polsatu Tomasz Machała, który podał tę informację w swoim serwisie internetowym, pisze, że Tusk zbliża się z biznesem.

To sytuacja dość trudna dla premiera. Jednym bowiem z najważniejszych wizerunkowych celów PO jest uniknięcie takiego jej naznaczenia, jakie doprowadziło do trwałej marginalizacji KLD – wizerunku partii reprezentującej wąski interes grupy zaprzyjaźnionych biznesmenów. Tusk unikał więc faworyzowania konkretnych osób. Kontakty z różnej maści biznesmenami pozostawiał raczej Schetynie. Dziś najwyraźniej musi przejąć jego zadania w tym zakresie.

Od czasu KLD wiele się jednak zmieniło i obawy PO wydają się nieco na wyrost. Po pierwsze, Platformie nie zaszkodziła afera hazardowa, mimo że jej skala jest porównywalna z aferą Rywina, jeśli nawet jej nie przewyższa. Potajemne spotkania na cmentarzu zniszczyły wprawdzie na pewien czas pozycję polityczną Zbigniewa Chlebowskiego, ale w żaden sposób nie doprowadziły do stygmatyzacji samej partii. Tymczasem po 2003 r. wystarczyła jedna wizyta Rywina u Michnika, by całe SLD wypadło z grupy partii pretendujących w przyszłości do władzy w Polsce.

Po drugie, Platforma nie jest reprezentantem wąskiej grupy najbogatszych biznesmenów – stała się partią pierwszego wyboru dla praktycznie całej elity gospodarczej.

Podział wpływów zdaje się zarysowywać jasno: służby postsolidarnościowe w otoczeniu rządu, wojskówka – w Pałacu Prezydenckim. Z pewnością jednak zakończył się jasny podział na elity postsolidarnościowe i postkomunistyczne. To, co w biznesie nazywa się zasobami ludzkimi, przestało być identyfikowane ze względu na rolę pełnioną przed 1989 r.

W tym kontekście słynne transfery polityczne z SLD do PO są już tylko symboliczne. Wszystko dokonuje się spokojnie. Już nie ma takich kontrowersji jak w latach 90., kiedy Michnik napisał wspólny tekst z Cimoszewiczem. Nie ma teatru jednoczenia i bratania, jaki serwowały nam UW i UP. Afer gospodarczych też właściwie nie ma. Wszystko jest w porządku.

Wisienką na tym torcie jest partia Palikota. Pełne zjednoczenie byłych agentów bezpieki, nomenklaturowych biznesmenów, propagandzistów i ludzi o korzeniach solidarnościowych. Dlatego wyłączność PO na kontakty z biznesem jest jednak zagrożona. Z narzędzia PO do rozgrywania brudnych batalii ideologicznych i straszaka na nazbyt samodzielnego koalicjanta partia Palikota będzie stopniowo stawała się samodzielnym graczem zagrażającym pozycji Donalda Tuska. Proces ten będzie przebiegał tym szybciej, im sprawniej Tusk zabierze się za pacyfikowanie wewnętrznej opozycji w PO.

Ugrupowanie Palikota nie tylko wyzwoliło się z lęku przed zamazywaniem różnic pomiędzy sferą polityki i biznesu, ale też jako gracz początkowo słabszy, będzie miało mniejszą zdolność do asertywnego traktowania grup interesu. Może więc stać się atrakcyjnym partnerem dla tej części biznesu, która dotychczas identyfikowała się z Platformą. To zaś może oznaczać przynajmniej dwa scenariusze przesunięć na politycznej scenie.

Pierwszy zakłada, że utrata monopolistycznej pozycji Platformy uruchomi mechanizmy konkurencji i powrót do sytuacji, w której świat polityki zabiega o poparcie biznesowe. Zarówno jeśli chodzi o partykularne cele grup interesu, jak i kształtowanie ładu gospodarczego w skali makro. Zauważmy, że PO jakiś czas temu porzuciła zarówno liberalną retorykę, jak i polityczną realizację. Program partii ciepłej wody w kranie został potraktowany poważnie. Pojawienie się liberalnej konkurencji Platformy może tę retorykę, ale i idącą za nią praktykę, znacznie zmodyfikować.

Realizacja tego scenariusza zakłada zatem, że do większego przemeblowania sceny politycznej nie dojdzie. Gracze pozostaną ci sami i – z grubsza – w tym samym składzie. Zmienią się najwyżej wzajemne relacje między nimi.

Nowe rozdanie

Drugi scenariusz to poważna zmiana na scenie politycznej. Pojawienie się wspomnianych mechanizmów konkurencji może bowiem doprowadzić do dekompozycji samej Platformy, być może nawet transferów do grupy Palikota lub do nowego ugrupowania, które narodzi się na tych fundamentach. Pytanie o to, która z platformianych frakcji mogłaby dokonać takiej wolty, jest bardzo skomplikowane. W obu obecnie marginalizowanych przez Tuska grupach, czyli w drużynie Schetyny i spółdzielni Grabarczyka, funkcjonują konserwatywni posłowie, którym taki transfer mógłby bardzo nie odpowiadać. Trudno sobie bowiem wyobrazić Jarosława Gowina lub Ireneusza Rasia w jednym klubie z naczelnym „Faktów i Mitów” czy wiceszefem „NIE”.

Pozostaje też pytanie, jak zachowa się Bronisław Komorowski. Choć w swoich poglądach jest dość konserwatywny, jeśli idzie o stosunek do Kościoła i przemian obyczajowych, to jednak spora część jego politycznego otoczenia być może będzie ciążyć w stronę grupy Palikota. Dotyczy to przede wszystkim osób dawniej powiązanych z WSI, dla których palikotyzacja polityki może oznaczać powrót do dobrze im znanych mechanizmów uzyskiwania wpływu na sferę publiczną. Dawna przyjaźń między patronami tylko w tym pomoże.

Ale równie dobrze prezydent może stworzyć trzeci ośrodek, konkurujący z pozostałymi dwoma. To bowiem, w którą stronę będzie ewoluowała polityka pałacowa, jest tajemnicą. W przypadku osłabienia Platformy reelekcja będzie możliwa tylko w wypadku zbudowania przez Komorowskiego samodzielnego obozu. W razie zaś ponownego wyboru wartość przyjaźni z Bronisławem Komorowskim wzrośnie. Pałac Prezydencki to perspektywa pięciu lat stabilnego zatrudnienia – rzecz na naszej scenie politycznej nie do przecenienia. Można też spodziewać się, że ludzie dawnej WSI będą chcieli w jak największym stopniu zmonopolizować kontakty z Komorowskim.

Pojawienie się trzech ośrodków na dłuższą metę będzie korzystne dla obecnie rządzących. Jeśli bowiem potwierdzą się spekulacje o kolejnej, o wiele silniejszej fali kryzysu, dekompozycja sceny politycznej pozwoli na stworzenie świeżej układanki i wypromowanie ugrupowania zupełnie nowego, na którym nie będzie ciążyła tak jawnie odpowiedzialność za rządy Tuska. Przyda się wtedy i quasi-opozycyjny wizerunek Schetyny, i pozycja Palikota jako katalizatora społecznego niezadowolenia. Będzie wtedy przydatny także Bronisław Komorowski jako arbiter i ratunkowy, a może i patron „rządu fachowców”.

Jedno jest pewne: Tusk nie będzie już miał takiej swobody w równoważeniu grup interesu na swoim zapleczu.

Oba scenariusze nie są dobre dla Polski. Niezależnie bowiem od tego, czy Platforma się rozpadnie, czy nie, postkomuna będzie wracać. Już nie jako związek zawodowy ludzi starego systemu, ale sposób funkcjonowania chorego państwa. Wszystkiemu symbolicznie błogosławi Andrzej Olechowski. Jeden z dawnych i odepchniętych tenorów wsparł Platformę, ale i ciepło wypowiedział się o Palikocie. Partia miłości wraca do korzeni.

Mateusz Matyszkowicz • GAZETA POLSKA

Reklama

Możliwość komentowania III RP WRACA DO KORZENI została wyłączona

%d blogerów lubi to: