Ziemkiewicz: Kaczyński jak gracz w kasynie

Posted in ■ aktualności, ■ wywiady by Maciejewski Kazimierz on 31 grudnia 2011

Przeciętni Polacy widzą, że gdyby chcieli Tuska za coś ukarać, muszą to zrobić z pomocą Kaczyńskiego.
Nie ma innej możliwości. Można to porównać do sytuacji z lat 80. – ludzie chcąc przeciwstawić się PRL-owi,
musieli głosować na Wałęsę – mówi Rafał Ziemkiewicz

Jaką w 2012 roku rolę na polskiej scenie politycznej będzie odgrywał Jarosław Kaczyński?
– Taką samą, jaką pełni od 20 lat – człowieka, wokół którego ogniskuje się cała debata publiczna. I będzie ją pełnił coraz bardziej. Mechanizm jest bowiem taki – tego samego dnia, kiedy Jacek Rostowski wykonał niewiarygodną operację księgową, skłaniając samorząd warszawski do odkupienia na krótki termin obligacji skarbowych, kiedy w jednym z resortów odbyła się ważna kontrola NIK dowodząca daleko idących nieprawidłowości, to w telewizji w wieczornych wiadomościach oglądam felieton jak zły jest Jarosław Kaczyński. Życie polityczne w Polsce jest kompletnie zafiksowane na demaskowaniu Kaczyńskiego, czy jak to nazwał pan Lis – zdzieraniu maski prezesa PiS.

Kaczyński na tym traci, czy jednak zyskuje?
– To w znacznym stopniu pracuje na jego konto. Przeciętni Polacy widzą bowiem, że gdyby chcieli Tuska za coś ukarać, muszą to zrobić z pomocą Kaczyńskiego. Nie ma innej możliwości. Można to porównać do sytuacji z lat 80. – większa część społeczeństwa bynajmniej nie popierała „Solidarności”, ale wiedziała, że jeśli chce kiedyś przeciwstawić się PRL-owi, musi głosować na Wałęsę. Taką pozycję buduje w tej chwili Jarosław Kaczyński dość umiejętnie wykorzystując warunki naturalne. Bo faktycznie jest szwarccharakterem znienawidzonym przez elity. Liczy pewnie na powtórzenie efektu Wałęsy. Jeśli dojdzie do załamania nastrojów i emocje się odwrócą, to zagrają te same mechanizmy, które spowodowały, że w 1989 roku wbrew wszystkim oczekiwaniom okazało się, że ludzie głosowaliby nawet na konia, byleby miał on zdjęcie z Wałęsą.

Prezes PiS się nie przeliczy?
– Jak na razie wszystko idzie w tym kierunku, bo nie ma realnego konkurenta dla Jarosława Kaczyńskiego. SLD i Ruch Palikota są częścią władzy i elit, to żadna realna alternatywa dla PO. Pokazują ich w telewizji, chwalą ich, a po PiS-ie i Kaczyńskim – mówiąc kolokwialnie – jadą nieustająco. Każdy obywatel dostaje taki sygnał – Polska się dzieli na władzę i na PiS, na III RP realnie Tuskową i jakąś hipotetyczną IV RP, która istnieje jako straszak, ale w momencie odwrócenia nastrojów staje się jedynym wyjściem. Jeśli benzyna ma być po 7 złotych, jeśli ma się okazać, że po 10 latach spłacania kredytu, jest go wciąż więcej niż było na początku, jeśli nie ma pewności pracy, a w perspektywie jest wizyta komornika, wściekłość może wynieść PiS do władzy. Na to liczy Jarosław Kaczyński. Nie jestem przekonany, czy tak się rzeczywiście stanie, bo w przełomowych sytuacjach może się pojawić jakiś mąż opatrznościowy. Sam z siebie, albo może go ktoś – mówiąc obrazowo – przewieźć motorówką i wykreować w umiejętny sposób. Choć na razie spór przebiega pomiędzy lemingami a wolnymi Polakami, i ten podział będzie się umacniał, bo w perspektywie mamy duży kryzys.

Pana zdaniem Jarosław Kaczyński ma jakiś plan? Czy tylko czeka na wypalenie PO i wściekłość ludzi?
– Sądzę, że prezes PiS nie ma żadnego planu, zresztą nigdy go nie miał i to jest słabość. Jarosław Kaczyński to taki strateg, który przypomina gracza obstawiającego w ruletce ciągle zero. I czeka aż ono wypadnie. Ponieważ mu się to już raz w życiu zdarzyło, jest przekonany, że to się powtórzy. To dość ciekawe połączenie makiawelizmu ze sposobem myślenia ukształtowanym przez polski romantyzm – nasza sprawa jest słuszna, więc musimy zwyciężyć. Prezes PiS więc uważa, że on musi zwyciężyć, a jak zwycięży to się zobaczy co dalej.

A jak się skończy potyczka z ziobrystami?
– Ziobryści nie są na razie w stanie stworzyć wyrazistego ugrupowania, które by docierało do Polaków z przekazem atrakcyjnym, spójnym i mającym swoją grupę docelową na tyle silną, by zapewnić przekroczenie progu 5-proc. A dopóki im się to nie uda, to nie będą się liczyć.

Przechodząc do drugiej strony, czyli obozu rządowego – w 2012 roku PO będzie umacniała swoją hegemonię, czy coś się zacznie kruszyć?
– Znów wrócę do porównania z sytuacją schyłku lat 80. To jest ten moment, kiedy władza złamała wszelką opozycję, w drugiej połowie lat 80. Solidarność została zepchnięta kompletnie do narożnika. Z jednej strony partia miała więc poczucie wygranej – tak jak dziś władza osiągnęła wszystko, poza Radomiem, Nowym Sączem i powiatem wołomińskim PO rządzi wszędzie niepodzielnie. Ale z drugiej strony, tak samo jak wtedy, władza osiągnąwszy wszystko jednocześnie nie jest w stanie spełnić żadnego oczekiwania społeczeństwa, wypełnić żadnej swojej obietnicy, a ciągłe obstawanie przy jednym – straszeniu PiS-em jest coraz mniej skuteczne.
Platforma okazała się kompletnie zbiurokratyzowaną zbieraniną ludzi, których łączy tylko chęć bycia przy władzy i czerpania z niej korzyści, jest niezdolna do jakiegokolwiek realnego rządzenia. Jest sklecona z poparcia rozmaitych sitw oraz grup interesu i nie może zrobić niczego wbrew siłom, których poparcie wykorzystała. A nie da się zrobić niczego, co nie uderzyłoby w jakąś grupę interesu.

Jaka się więc strategia Donalda Tuska?
– Sądzę, że ona zakłada przeczekanie, prześlizganie i ucieczkę do jakichś struktur europejskich. Gdyby Tusk miał zabrać się do dużych reform, i stać się wielkim przywódcą, to już by to zaczął robić. A skoro od wyborów mamy pływanie, uniki i coraz bardziej bezczelne wciskanie kitu, to pewne jest, że rządzić nie zacznie.

Ale premier będzie musiał wziąć w przyszłym roku na klatę niełatwe reformy, które zapowiedział.
– Premier Tusk liczy się oczywiście z tym, że stopniowo będzie miał coraz mniejsze poparcie. Już widać, że ta cierpliwość do niego się kończy. Ale pewnie plan ma taki jak dotychczas – manewrować, kombinować, zmieniać temat, zrzucać winę na innych.

Ma kilka socjotechnik opanowanych niemal do perfekcji. Jedna, skuteczna w 2010 i 2011 roku to wspomniane już straszenie PiSem.

Kaczyński ma wyrobiony wizerunek człowieka nieprzewidywalnego, więc nie jest to trudne. Lęk w elitach jest więc cały czas dość silny, zwłaszcza w lepiej zarabiających grupach, które mogą na wiele się zgodzić, by sytuacja była przewidywalna.

Drugą socjotechniką będzie manewrowanie między koalicjantami, bo ma ich aż trzech. Może się otwierać na Palikota i szantażować PSL, może się otwierać na SLD – tu są szerokie możliwości gry.

Trzeci trick, którego będzie używał to napuszczanie różnych grup społecznych na siebie. Widzieliśmy to już przy okazji KRUS. Poza rolnikami, można przecież napuścić media na tych, którzy mają 50-procentowy koszt uzyskania przychodu, na przedsiębiorców, adwokatów, którzy będąc najlepiej sytuowaną grupą społeczną płacą podatek liniowy.

Czwarta sztuczka to jest zapożyczona od Wałęsy metoda zderzaków. Z tego rządu łatwo będzie wyrzucić ministra zdrowia i powiedzieć: nie poradził sobie, Sławomira Nowaka, bo nie poradzi sobie z infrastrukturą. Wszyscy ministrowie mogą zostać w dowolnym momencie zmienieni i obciążeni winą wedle starej metody dobry car, źli ministrowie.
To są wszystko metody zyskiwania na czasie, to jeszcze przez chwilę będzie działać. Ale dalekiej perspektywy przed PO nie ma żadnej. Jest taka, jak była przed PZPR w 1986 roku – kiedy Polska weszła do MFW, ci, którzy byli w centrum władzy już wiedzieli, że to koniec i że trzeba coś wykombinować, żeby nie zatonąć. Platforma zacznie więc myśleć o czymś na wzór okrągłego stołu.

Anita Sobczak • fakt.pl

Reklama

Możliwość komentowania Ziemkiewicz: Kaczyński jak gracz w kasynie została wyłączona

%d blogerów lubi to: