Kryzys już się zbliża, już puka do naszych drzwi

Posted in ■ aktualności by Maciejewski Kazimierz on 2 stycznia 2012

Wszystko wskazuje na to, że w 2012 r. w gospodarce coś pęknie. Mimo magicznych zaklęć nie uda się uratować ekonomii ciągłego sukcesu i w konsekwencji przyjdzie czas głębokich korekt. Tak jak już wspomniałem w poprzednim blogowym wpisie dotyczącym ekonomii nie jestem w tej dziedzinie profesjonalistą; nie jestem też inwestorem giełdowym lub spekulantem walutowym. Lubię jednak obserwować świat z perspektywy historii, periodyczności pewnych zjawisk i z upodobaniem poszukuję analogii do świata przyrody.

Czytając książki dotyczące historii zauważyłem, że niezależnie od systemu gospodarczego, prędzej czy później dochodziło do zjawisk kryzysowych. Było tak w starożytności, średniowieczu i czasach nowożytnych. Kiedy brakowało środków podnoszono podatki, sprzedawano papiery wartościowe w postaci rent lub przywilejów na prowadzenie intratnych zajęć, fałszowano pieniądz; kiedy indziej wybuchały wojny albo organizowano grabieżcze ekspedycje na skarbce sąsiednich krajów. Również XX w. był w tym względzie podobny. Lenin wprowadził NEP a Hitler musiał wywołać wojnę by nie doprowadzić Niemiec do zapaści gospodarki opartej na zamówieniach państwowych. W Stanach Zjednoczonych doły społeczne zapłaciły za spekulacje gospodarcze ówczesnej finansjery, kupowania akcji na kredyt.

Gospodarka przypomina też przyrodę, w której nieomal wszystko jest zależne od wszystkiego. Kiedy coś się zmienia, np. w wyniku ciepłej zimy następuje nadmierny wzrost liczebności jakiegoś gatunku (hossa) to później komuś z łańcucha pokarmowego zaczyna brakować pożywienia i rozpoczyna się wymieranie (bessa). Podobnie jest w świecie ludzi, gdzie wzrost gospodarczy związany jest z ciągłym przepływem kapitału, towarów, usług oraz przyrostem konsumpcji. Nadmiar powoduje jednak zaburzenie ogólnej równowagi w gospodarce. Kiedy coś się zaczyna bardziej opłacać, to coś innego staje się mniej intratne. Hossa na rynkach walutowych wywołuje coś przypominającego falę – im większe jest jej czoło, tym głębszy spadek za nią, bo tak jak w fizyce każda akcja wywołuje reakcję.

Od zawsze handel polegał na czerpaniu zysku z dostarczania i sprzedaży towarów. Z miejsc, w których było go za dużo transportowano go do krajów, gdzie danych dóbr nie było. Od jakiegoś czasu świat podzielił się na regiony gdzie nie ma nic (nawet pieniędzy) oraz takie, w których wszystkiego jest za dużo. O pierwszą grupę państw nikt się nie troszczy jeśli nie ma tam np. złóż ropy naftowej lub innych surowców (czasami podrzuca się jedynie śmieci), w drugiej nieomal całą energię poświęca się na manipulowanie konsumentem po to, by zużywał i wydawał jak najwięcej. Kiedy nie ma na zakupy pieniędzy udziela mu się kredytu, który z kolei zniewala jego przyszłość.

Niestety w koncepcji świata opartego na ciągłym zwiększaniu spożycia dochodzi się do kresu wydajności systemu – to taka odwieczna cecha pieniądza. Prędzej czy później osiąga się granicę kiedy obywatelom zaczyna brakować środków finansowych, wyczerpują się ich zdolności kredytowe lub zwyczajnie nie mogą już więcej konsumować. Następuje wtedy przesilenie – właściwie to wszyscy wyczekują wtedy na katastrofę, zaczynają być gotowi na przyjęcie każdego, nawet najbardziej szokującego rozwiązania. Byle tylko przywrócić stan rozwoju umożliwiającego budowanie kolejnej wersji systemu operacyjnego o nazwie „wieczny dobrobyt”.

Współczesna ekonomia oparta jest na różnego rodzaju modelach matematycznych. Oddziaływaniu na rozmaite parametry całego systemu. Dzięki temu przez lata udawało się skutecznie nakładać na siebie oscylacje wzrostów i spadków z różnych dziedzin gospodarki, tak by osiągnąć długotrwały wzrost. Dlatego w krajach wysoko uprzemysłowionych ekonomiści nadzorujący system przyczynili się do osiągnięcia przez społeczeństwa niespotykanego w historii poziomu dobrobytu. Tak naprawdę wszystkie ich działania były stymulowana apetytem na zarabianie jeszcze więcej; niepohamowaniem i łapczywością, którą starali się zarazić innych. Nakładanie się na siebie fal powoduje jednak wytworzenie się fali wypadkowej charakteryzującej cały system. Niestety ona też osiąga periodyczne maksima i minima. W takim przypadku globalny kryzys okazuje się zjawiskiem nieuniknionym, weryfikującym zyski a jednocześnie pozwalającym niektórym zarobić.

W przyrodzie wymierające z głodu zwierzęta stają się pożywieniem dla innych organizmów. Obecnie mieliśmy do czynienia z ciągłym wzrostem gospodarczym, który pod koniec nawet znacznie przyspieszył wywołując euforię inwestorów giełdowych. Analogia do fali, za którą idzie spadek wydaje się idealna; niestety od siły kryzysu zależy reakcja uczestników gry. Kiedy obawiają się oni zbyt dużych strat, próbują im zapobiec generując zjawiska ekstremalne co przypomina chwytanie się brzytwy przez topiącego.

Nie wiem czy zaleje nas fala powodziowa sztucznie wygenerowanego pieniądza – przecież nikt ich teraz nie drukuje – czy może czaka nas głęboka korekta zysków kapitałowych, a w efekcie katastrofalne tąpnięcie w gospodarce. Jedno jest pewne, prędzej czy później i tak ktoś na tym zarobi, majątki zmienią właścicieli, wszystko zacznie się od nowa – uczy nas o tym historia. Bo ludzie nie zachowują się racjonalnie, ale prawie zawsze przewidywalnie.

Kiedy oglądałem rozświetlone fajerwerkami niebo w pierwszych minutach Nowego Roku doszedłem do wniosku, że jest ich więcej niż przed rokiem. Skoro nie mamy wpływu na przyszłość to może warto spróbować ją zaczarować.

Włodzimierz Bykowski • salon24.pl

Reklama

Możliwość komentowania Kryzys już się zbliża, już puka do naszych drzwi została wyłączona

%d blogerów lubi to: