Bo­le­sław Bie­rut – agent NKWD, GRU, czy zwy­kła „ma­triosz­ka” ?

Posted in ■ historia by Maciejewski Kazimierz on 14 stycznia 2012

Mło­de­mu po­ko­le­niu na­zwi­sko Bo­le­sław Bie­rut mó­wi nie­wie­le. Star­si do­sko­na­le pa­mię­ta­ją je­go zdję­cia – z „za­cze­ską” do ty­łu, cha­rak­te­ry­stycz­nym wą­si­kiem i za­my­ślo­nym spoj­rze­niem. Swe­go cza­su kraj był do­słow­nie za­sy­pa­ny je­go por­tre­ta­mi i ob­ra­za­mi na któ­rych stał „wier­nie” obok Jó­ze­fa Sta­li­na. Je­śli w Pol­sce w ogó­le by­ła kie­dy­kol­wiek mo­wa o kul­cie jed­nost­ki na wzór kul­tu ja­kim oto­czo­ny był Hi­tler, Sta­lin a ostat­nio Kim Dzon Ill, to do­ty­czył on wła­śnie Bie­ru­ta. Jed­nak… jak na naj­waż­niej­sze­go czło­wie­ka w pań­stwie o Bie­ru­cie na­dal wia­do­mo za­ska­ku­ją­co ma­ło. Nie wia­do­mo na­wet jak się na­praw­dę na­zy­wał, kim był z po­cho­dze­nia ani te­go, czy Bie­rut to na pew­no Bie­rut.

Jak się na­zy­wał i kim był?

Bo­le­sław Bie­rut uro­dził się 18 kwiet­nia 1892 ro­ku w Ru­rach Je­zu­ic­kich/Bry­gid­kow­skich – wio­sce pod Lu­bli­nem (dziś już bę­dą­cej dziel­ni­cą mia­sta), w chłop­skiej ro­dzi­nie Ma­rii Sa­lo­mei z do­mu Wol­skiej i Woj­cie­cha… i tu za­czy­na się pierw­sza wąt­pli­wość – Bie­ru­ta czy Bier­nac­kie­go? Wi­ki­pe­dia mó­wi o Woj­cie­chu Bie­ru­cie, jed­nak hi­sto­rycz­ne źró­dła o Woj­cie­chu Bier­nac­kim („twór­com” ha­sła „Bo­le­sław Bie­rut” trze­ba od­dać, że upie­ra­ją się wła­śnie przy tym na­zwi­sku, dys­kre­dy­tu­jąc przy oka­zji wszyst­kich, któ­rzy do­wo­dzą, że brzmia­ło ono – Bier­nac­ki). W do­dat­ku nie­kie­dy po­ja­wia się tak­że in­for­ma­cja, że praw­dzi­we na­zwi­sko Bie­ru­ta – Bier­nac­kie­go brzmia­ło Ro­ten­schwanz a on sam był po­cho­dze­nia ży­dow­skie­go. Ta ostat­nia in­for­ma­cja wy­da­je się jed­nak ma­ło praw­do­po­dob­na – Bo­le­sław Bier­nac­ki w 1900 ro­ku roz­po­czął na­ukę w szko­le po­wszech­nej ka­te­dral­nej w Lu­bli­nie, po­zo­sta­ją­cej pod ku­ra­te­lą miej­sco­wej pa­ra­fii rzym­sko­ka­to­lic­kiej. Szko­ła kła­dła bar­dzo du­ży na­cisk na re­li­gij­ne i pa­trio­tycz­ne wy­cho­wa­nie. Nie wia­do­mo, czy to praw­da, ale ist­nie­ją też po­gło­ski, że ro­dzi­ce póź­niej­sze­go pre­zy­den­ta Pol­ski chcie­li, aby zo­stał księ­dzem. Po­wyż­sze fak­ty ka­żą pod­da­wać w wąt­pli­wość in­for­ma­cje o je­go ży­dow­skim po­cho­dze­niu – w ta­kim przy­pad­ku je­go ro­dzi­ce nie po­sła­li­by go do szko­ły po­zo­sta­ją­cej pod wpły­wem Ko­ścio­ła Rzym­sko­ka­to­lic­kie­go (zresz­tą, ja­ko je­dy­ne­go Po­la­ka w kie­row­ni­czym rzą­dzie PZPR okre­ślił go am­ba­sa­dor w War­sza­wie – Wik­tor Lie­bie­die­w1). Bier­nac­ki szko­ły nie ukoń­czył – zo­stał z niej usu­nię­ty w 1905 ro­ku. W 1906 pod­jął pra­cę – naj­pierw ja­ko po­moc­nik mu­ra­rza a po­tem od 1912 – ja­ko ze­cer i me­tram­paż.

Od­po­wied­nio prze­szko­lo­ny 

We­dług ofi­cjal­nych in­for­ma­cji Bo­le­sław Bier­nac­ki swój ko­mu­ni­stycz­ny ży­cio­rys za­czął w 1910 ro­ku od przy­na­leż­no­ści do ro­bot­ni­cze­go kół­ka pro­wa­dzo­ne­go przez Ja­na Hem­pla. Ten był ma­so­nem, więc oso­bą, ła­god­nie rzecz uj­mu­jąc – nie­zbyt przy­ja­zną Ko­ścio­ło­wi. To wła­śnie pod je­go wpły­wem Bier­nac­ki miał odejść od re­li­gii. W 1912 ro­ku wstą­pił do PPS-Le­wi­cy. Od koń­ca 1912 do 1914 ro­ku był po­moc­ni­kiem geo­me­try w Lu­bli­nie, przej­ścio­wo w 1913 ro­ku pra­cu­jąc w dru­kar­ni w War­sza­wie. Po wy­bu­chu I woj­ny świa­to­wej po­wró­cił do Lu­bli­na. Po roz­po­czę­ciu oku­pa­cji au­striac­kiej uchy­la­jąc się od służ­by woj­sko­wej, ukry­wał się pod pierw­szym z licz­nych fał­szy­wych na­zwisk, któ­ry­mi się po­słu­gi­wał – ja­ko „Je­rzy Bo­le­sław Bie­lak”. W 1915 ro­ku pod­jął pra­cę w skle­pie Lu­bel­skiej Spół­dziel­ni Spo­żyw­ców (LSS) za­ło­żo­nej w 1913 m.​in. przez Ja­na Hem­pla – w 1916 ro­ku zo­stał kie­row­ni­kiem han­dlo­wym spół­dziel­ni, zaś od kwiet­nia 1917 był człon­kiem za­rzą­du Lu­bel­skiej Spół­dziel­ni Spo­żyw­ców. W 1917 ro­ku z ra­mie­nia PPS-Le­wi­cy był człon­kiem zjed­no­czo­ne­go Ko­mi­te­tu Wy­bor­cze­go (wspól­nie z PPS) do Ra­dy Miej­skiej. Od grud­nia 1918 ro­ku (po zjed­no­cze­niu PPS Le­wi­cy z SDK­PiL), na­le­żał do Ko­mu­ni­stycz­nej Par­tii Ro­bot­ni­czej Pol­ski (KPRP), ale wte­dy jesz­cze nie był ak­tyw­nym jej człon­kiem. W 1918 i 1919 ra­zem z Ja­nem Hem­plem był jed­nym z or­ga­ni­za­to­rów, le­wi­co­we­go Związ­ku Ro­bot­ni­cze­go Sto­wa­rzy­szeń Spół­dziel­czych. W tym cza­sie przej­ścio­wo wraz Ja­nem Hem­plem wstą­pił do PPS ale miej­sca w tej par­tii „nie za­grzał”. W 1921 ro­ku po­now­nie wstą­pił do KPRP. Od je­sie­ni 1923 ro­ku do czerw­ca 1924 ro­ku trzy­krot­nie był aresz­to­wa­ny (i zwal­nia­ny z bra­ku do­wo­dów lub za kau­cją) by unik­nąć ko­lej­nej od­siad­ki, wy­je­chał do War­sza­wy (po raz dru­gi w swej „ka­rie­rze”), gdzie zo­stał eta­to­wym funk­cjo­na­riu­szem KPP, czy­li tak na­praw­dę szpie­gow­skiej or­ga­ni­za­cji ra­dziec­kiej, ma­ją­cej na ce­lu li­kwi­da­cję pań­stwa pol­skie­go. Od ma­ja 1925 ro­ku do ma­ja ro­ku 1926 prze­by­wał w ZSRR na „kur­sach par­tyj­nych”, pod ko­lej­nym fał­szy­wym na­zwi­skiem – Jan Iwa­niuk. Owe „kur­sy” by­ły ni­czym in­nym, jak szko­le­niem szpie­gow­skim. Przez rok zgłę­biał wie­dzę w za­kre­sie za­sad kon­spi­ra­cji, pra­cy wy­wia­dow­czej i sa­bo­ta­żo­wej. Po­znał też ca­łe kie­row­nic­two KPP. Po po­wro­cie do Pol­ski nie od­zna­czał się ja­kąś szcze­gól­ną ak­tyw­no­ścią aż do 1927 ro­ku, kie­dy to ja­ko „Wa­gner” zno­wu zna­lazł się w Mo­skwie, gdzie „uczył się” w Mię­dzy­na­ro­do­wej Szko­le Le­ni­now­skiej, kie­ro­wa­nej przez Ko­min­tern, czy­li ko­mu­ni­stycz­ną mię­dzy­na­ro­dów­kę, któ­rej ce­lem by­ło pod­po­rząd­ko­wa­nie wszyst­kich par­tii ko­mu­ni­stycz­nych bol­sze­wi­kom. „Wa­gner” mu­siał się bar­dzo sta­rać, sko­ro Ko­min­tern wy­słał go na „mi­sje” do Au­strii, Cze­cho­sło­wa­cji i Buł­ga­rii. Z tej ostat­niej mu­siał ucie­kać i w 1932 ro­ku przez Mo­skwę (w koń­cu mu­siał gdzieś zło­żyć ra­port z dzia­łal­no­ści) wró­cił do Pol­ski. 11 grud­nia 1933 zo­stał aresz­to­wa­ny i w lu­tym 1935 ska­za­ny za szpie­go­stwo na rzecz ZSRS na 7 lat wię­zie­nia, któ­rą to ka­rę od­by­wał ko­lej­no w War­sza­wie, My­sło­wi­cach i w Ra­wi­czu. W 1936 ro­ku (a więc, gdy był w wię­zie­niu), we­ry­fi­ka­cyj­na ko­mi­sja par­tyj­na KC KPP usu­nę­ła go z par­tii, za „za­cho­wa­nie nie­god­ne ko­mu­ni­sty” pod­czas śledz­twa i roz­pra­wy są­do­wej, po­le­ga­ją­ce­go na ści­słej współ­pra­cy z po­li­cją i pro­ku­ra­tu­rą. Z wię­zie­nia wy­szedł w 1938 ro­ku i wró­cił do War­sza­wy, gdzie prze­by­wał aż do wy­bu­chu woj­ny. I wła­śnie z jej wy­bu­chem za­czy­na się naj­waż­niej­szy i za­ra­zem naj­bar­dziej ta­jem­ni­czy okres w ży­ciu Bier­nac­kie­go – Bie­ru­ta.

Cwa­ny agent, po­li­tycz­na fajt­ła­pa czy „ma­triosz­ka”?

W paź­dzier­ni­ku 1939 ro­ku uciekł na te­re­ny oku­po­wa­ne przez Ar­mię Czer­wo­ną a na­stęp­nie do Związ­ku So­wiec­kie­go, gdzie zrzekł się oby­wa­tel­stwa pol­skie­go i przy­jął so­wiec­kie (co praw­da Ro­sja­nie na oku­po­wa­nych te­re­nach Pol­ski wszyst­kim Po­la­kom przy­mu­so­wo wy­ra­bia­li ra­dziec­kie do­wo­dy oso­bi­ste ale Po­la­cy nie zrze­ka­li się wła­sne­go oby­wa­tel­stwa). Sam Bier­nac­ki po­cząt­ko­wo (paź­dzier­nik 1939) pra­co­wał w Kow­lu, a po­tem na bu­do­wie zor­ga­ni­zo­wa­nej przez Ko­mi­sa­riat Ko­mu­ni­ka­cji ZSRR (li­sto­pad 1939-czer­wiec 1940). Od la­ta 1941 prze­by­wał w Miń­sku, ja­ko kie­row­nik Wy­dzia­łu Żyw­no­ścio­we­go w urzę­dzie mia­sta. Przez ca­ły czas po­zo­sta­wał w kon­tak­cie z wy­wia­dem so­wiec­kim. To wła­śnie w cza­sie te­go po­by­tu przy­jął na­zwi­sko „Bie­rut” – bę­dą­ce zlep­kiem na­zwisk, któ­ry­mi się po­słu­gi­wał – Bień­kow­ski (w Ko­min­ter­nie) i Rut­kow­ski (w GRU czy­li so­wiec­kim wy­wia­dzie). Być mo­że to wła­śnie wte­dy po­znał wy­ko­naw­cę czy­stek z lat trzy­dzie­stych – krwa­we­go Iwa­na Sie­ro­wa. Je­śli wcze­śniej był tyl­ko ko­mu­ni­stą z Ko­min­ter­nu, to te­raz już z ca­łą pew­no­ścią zo­stał ak­tyw­nym so­wiec­kim agen­tem. Tak ak­tyw­nym, że w 1943 ro­ku zo­stał prze­rzu­co­ny do Pol­ski (nie­któ­re źró­dła mó­wią, że na­wet „sa­mo­lo­tem”) i wszedł do Ko­mi­te­tu Cen­tral­ne­go PPR – tym ra­zem ja­ko „Bo­le­sław Bir­kow­ski”. Być mo­że wła­śnie w tym mo­men­cie na­le­ży też szu­kać po­cząt­ku je­go póź­niej­szych lo­sów – moc­no po­dej­rza­nych.

Otóż przed woj­ną ra­dziec­cy to­wa­rzy­sze nie mie­li wy­so­kie­go mnie­ma­nia o Bie­ru­cie – „bar­dzo śred­ni ak­ty­wi­sta, dość mier­ny fa­cet, ja­kiś za­kom­plek­sio­ny” – ta­ka by­ła opi­nia na je­go te­mat. O ile „mier­ność” i kom­plek­sy nie sta­no­wi­ły na ogół prze­szko­dy w ko­mu­ni­stycz­nej ka­rie­rze – wręcz prze­ciw­nie – by­ły czę­sto źró­dłem słu­żal­czo­ści par­tyj­nych to­wa­rzy­szy, nie ma­ją­cych si­ły by pró­bo­wać sa­mo­dziel­nie dzia­łać, o ty­le oce­na „śred­ni ak­ty­wi­sta” ra­czej nie po­ma­ga­ła – jak w każ­dej par­tyj­nej dzia­łal­no­ści i w par­tii ko­mu­ni­stycz­nej trze­ba by­ło się moc­no wy­ka­zy­wać. Trud­no więc po­wie­dzieć, dla­cze­go wła­śnie Bie­rut zo­stał wy­bra­ny na czo­ło­we­go pol­skie­go na­miest­ni­ka Sta­li­na. Moż­li­wo­ści są w za­sa­dzie trzy – al­bo po­wo­dem by­ła przy­na­leż­ność Bie­ru­ta do struk­tur agen­tu­ral­nych i bez­pie­ki Związ­ku So­wiec­kie­go (NKWD i GRU), al­bo wła­śnie – ła­twość w kie­ro­wa­niu nim przez bar­dziej „ak­tyw­nych” ko­mu­ni­stów – Ber­ma­na i Min­ca, al­bo… zro­bie­nie z nie­go „ma­triosz­ki”.

Co to ta­kie­go „ma­triosz­ki”? Teo­re­tycz­nie – cha­rak­te­ry­stycz­ne drew­nia­ne la­ki wkła­da­ne jed­na w dru­gą. W żar­go­nie wy­wia­du – ko­mu­ni­stycz­ni dzia­ła­cze róż­nych kra­jów, za­stę­po­wa­ni „w od­po­wied­nim mo­men­cie” bliź­nia­czo po­dob­ny­mi, świet­nie prze­szko­lo­ny­mi agen­ta­mi ra­dziec­ki­mi (ta­ką „ma­triosz­ką” był np. fil­mo­wy Hans Kloss – ską­d­inąd pier­wo­wzór tej po­sta­ci rze­czy­wi­ście ist­niał – był nim oczy­wi­ście ofi­cer NKWD). Do­wo­dów na to, że Bie­rut był jed­ną z „ma­trio­szek” ulo­ko­wa­nych w Pol­sce oczy­wi­ście nie ma, ale część hi­sto­ry­ków jest prze­ko­na­na, że wła­śnie tak by­ło. Wie­dzę na ten te­mat miał po­siąść ge­ne­rał Świer­czew­ski i to ona (a nie „ban­dy UPA”) za­bi­ła go za­raz po woj­nie. Zdą­żył ją prze­ka­zać póź­niej­sze­mu pre­mie­ro­wi Pio­tro­wi Ja­ro­sze­wi­czo­wi. Ten mil­czał przez la­ta i po­głę­biał swą wie­dze na te­mat „pol­skich ma­trio­szek”, a w mo­men­cie – gdy za­po­wie­dział ujaw­nie­nie taj­nych za­pi­sków – zo­stał za­mor­do­wa­ny.

Dro­ga do wła­dzy 

W syl­we­stro­wą noc 1943 ro­ku w War­sza­wie na po­le­ce­nie Sta­li­na po­wsta­ła Kra­jo­wa Ra­da Na­ro­do­wa, bę­dą­ca za­ląż­kiem przy­szłe­go „rzą­du”. Bie­rut sta­nął na jej cze­le. W po­wsta­łych praw­do­po­dob­nie do­ku­men­tach za­ło­ży­ciel­skich człon­ko­wie KRN mia­no­wa­li się je­dy­ny­mi „re­pre­zen­tan­ta­mi” na­ro­du pol­skie­go, po­zba­wia­jąc te­go upraw­nie­nia rząd emi­gra­cyj­ny w Lon­dy­nie. Jed­no­cze­śnie człon­ko­wie KRN w imie­niu na­ro­du pol­skie­go zrze­kli się na rzecz ZSRR te­re­nów po­ło­żo­nych na wschód od Bu­gu (i to wszyst­ko jesz­cze przed Jał­tą!). KRN ra­zem ze Związ­kiem Pa­trio­tów Pol­skich (ko­lej­nej ma­rio­net­ko­wej or­ga­ni­za­cji, po­wsta­łej pod au­spi­cja­mi Sta­li­na) 21 lip­ca 1944 ro­ku utwo­rzy­ła Pol­ski Ko­mi­tet Wy­zwo­le­nia Na­ro­do­we­go – kie­ro­wa­ny przez zna­jo­me­go Bie­ru­ta – Iwa­na Sie­ro­wa. PKWN był za­ląż­kiem pierw­sze­go po­wo­jen­ne­go ko­mu­ni­stycz­ne­go rzą­du – ma­rio­net­ki w rę­ku Sta­li­na. Po­tem po­szło już „z gór­ki” – 31 grud­nia 1944 ro­ku KRN prze­kształ­ci­ła PKWN w Rząd Tym­cza­so­wy RP, któ­ry z po­cząt­kiem 1945 ro­ku ener­gicz­nie roz­po­czął dzia­łal­ność, za­czy­na­jąc od usta­no­wie­nia wła­snej ad­mi­ni­stra­cji na te­re­nie „wy­zwo­lo­ne­go” kra­ju. 28 czerw­ca 1945 ro­ku Rząd Tym­cza­so­wy przy znacz­nym udzia­le Bie­ru­ta zo­stał prze­kształ­co­ny w Tym­cza­so­wy Rząd Jed­no­ści Na­ro­do­wej (TJRN). 19 stycz­nia 1947 ro­ku w sfał­szo­wa­nych wy­bo­rach „wy­bra­ny” zo­stał Sejm Usta­wo­daw­czy, któ­ry w dniu 5 lu­te­go pre­zy­den­tem wy­brał Bo­le­sła­wa Bie­ru­ta. Co cie­ka­we – Wła­dy­sław Go­muł­ka w swo­ich pa­mięt­ni­kach wprost pi­sał, że prze­by­wa­ją­cy w cza­sie woj­ny w Miń­sku, Bo­le­sław Bie­rut współ­pra­co­wał z ge­sta­po, o czym „wszy­scy wie­dzie­li”. In­for­ma­cja ta tyl­ko po­zor­nie ma sen­sa­cyj­ny cha­rak­ter. Co wię­cej – jest wy­so­ce praw­do­po­dob­ne, że współ­pra­ca ta mia­ła miej­sce i nie by­ło w niej nic szo­ku­ją­ce­go. War­to pa­mię­tać, że do wy­bu­chu woj­ny nie­miec­ko-ra­dziec­kiej w 1941 ro­ku, NKWD i Ge­sta­po ści­śle ze so­bą współ­pra­co­wa­ły, or­ga­ni­zu­jąc na­wet wspól­ne kon­fe­ren­cje (ca­ła se­ria ta­kich kon­fe­ren­cji od­by­ła się w la­tach 1939-1941). Nie by­ło­by więc nic dziw­ne­go w tym, że Bie­rut – agent NKWD w ra­mach swej pra­cy kon­tak­to­wał się z ko­le­ga­mi z za­przy­jaź­nio­nej nie­miec­kiej służ­by. Do­pie­ro od czerw­ca 1941 ro­ku ta­ka współ­pra­ca sta­ła się dla ra­dziec­kich agen­tów ha­nieb­na. Go­muł­ka wspo­mi­na­jąc o niej, jak rów­nież sprze­ci­wia­jąc się Bie­ru­to­wi w pa­ru in­nych kwe­stiach (np. był nie­chęt­ny ko­lek­ty­wi­za­cji) ukrę­cił na sie­bie bicz. W sierp­niu 1948 ro­ku prze­by­wa­ją­cy na Krem­lu Bie­rut uzy­skał zgo­dę Sta­li­na na usu­nię­cie Go­muł­ki z ży­cia po­li­tycz­ne­go, co wy­ko­nał nie­zwłocz­nie po po­wro­cie do kra­ju. Po­mię­dzy 15 a 21 grud­nia 1948 ro­ku, po­wsta­ła Pol­ska Zjed­no­czo­na Par­tia Ro­bot­ni­cza. Na­stęp­ne­go dnia po jej utwo­rze­niu Bo­le­sław Bie­rut zo­stał I Se­kre­ta­rzem KC PZPR, obej­mu­jąc w ten spo­sób dwa naj­waż­niej­sze sta­no­wi­ska w pań­stwie. I roz­po­czął swo­je krwa­we rzą­dy, któ­rych nie prze­rwa­ło ani nie zmie­ni­ło zli­kwi­do­wa­nie w 1952 ro­ku sta­no­wi­ska pre­zy­den­ta Pol­ski.

Krew ty­się­cy lu­dzi na rę­kach

Za­czął od usu­nię­cia z par­tii osób po­wią­za­nych z Go­muł­ką, czym do­pro­wa­dził do zdo­mi­no­wa­nia PZPR przez „skrzy­dło” sta­li­now­skie. Aby umoc­nić wła­dzę Sta­li­na w Pol­sce do­pro­wa­dził też do zwięk­sze­nia licz­by so­wiec­kich do­rad­ców w woj­sku i mi­li­cji, 24 lu­te­go 1949 ro­ku sta­nął na cze­le Ko­mi­sji Biu­ra Po­li­tycz­ne­go KC PZPR ds. Bez­pie­czeń­stwa Pu­blicz­ne­go, nad­zo­ru­ją­cej apa­rat re­pre­sji sta­li­now­skich w Pol­sce, a w koń­cu 9 li­sto­pa­da 1949 ro­ku po­wo­łał Kon­stan­te­go Ro­kos­sow­skie­go na sta­no­wi­sko mar­szał­ka Pol­ski i mi­ni­stra Obro­ny Na­ro­do­wej. To Bie­rut stał na cze­le ko­mi­sji przy­go­to­wu­ją­cej Kon­sty­tu­cję PRL 1952 ro­ku (po­praw­ki na pro­jek­cie na­no­sił sam Sta­lin). Ra­zem z Ber­ma­nem za­pro­po­no­wał zmia­nę hym­nu i go­dła Pol­ski, na co Sta­lin jed­nak nie wy­ra­ził zgo­dy, zdej­mu­jąc tyl­ko or­ło­wi ko­ro­nę i wpro­wa­dza­jąc nie­znacz­ne zmia­ny w wy­glą­dzie go­dła. Ale po­głę­bie­nie uza­leż­nie­nia Pol­ski od Związ­ku Ra­dziec­kie­go to oczy­wi­ście nie wszyst­ko. Bie­rut jest współ­od­po­wie­dzial­ny za apa­rat ter­ro­ru w po­wo­jen­nej Pol­sce. Po­in­for­mo­wa­ny przez swe­go „przy­ja­cie­la” Iwa­na Sie­ro­wa wie­dział o pla­no­wa­nym po­rwa­niu szes­na­stu przy­wód­ców pań­stwa pod­ziem­ne­go i nie zro­bił nic, by ich ostrzec. To on był bez­po­śred­nio od­po­wie­dzial­ny za sfał­szo­wa­nie wy­ni­ków re­fe­ren­dum 1946 ro­ku oraz uwię­zie­nie kar­dy­na­ła Wy­szyń­skie­go (uzy­skał na to zgo­dę Mo­skwy, co pro­wa­dzi do wnio­sku, że aresz­to­wa­nie pry­ma­sa to był je­go po­mysł). We­dług sza­cun­ków IPN w okre­sie rzą­dów Bie­ru­ta re­pre­sjom pod­da­nych zo­sta­ło 100 tys. osób. Ale to nie wszyst­ko. Bie­rut wpro­wa­dził iście sta­li­now­skie me­to­dy na „dys­cy­pli­no­wa­nie” spo­łe­czeń­stwa. W okre­sie 1948–1956 licz­ba ro­bot­ni­ków ska­za­nych na ka­ry po­rząd­ko­we za nie­prze­strze­ga­nie usta­wy o „so­cja­li­stycz­nej dys­cy­pli­nie pra­cy” wy­nio­sła ok. 1 mi­lio­na. W okre­sie 1948-1955 każ­de­go ro­ku orze­ka­no ka­rę grzyw­ny za nie­wy­wią­zy­wa­nie się z przy­mu­so­wych do­staw obo­wiąz­ko­wych w sto­sun­ku do 1,5 mi­lio­na rol­ni­ków. Pod ko­niec 1951 ro­ku w aresz­tach znaj­do­wa­ło się ok. 900 księ­ży, a li­sta po­ten­cjal­nych „wro­gów ustro­ju”, pro­wa­dzo­na przez MBP, się­gnę­ła 1 stycz­nia 1953 ro­ku ok. 5,2 mi­lio­na lu­dzi (w 1954 ro­ku wzro­sła o mi­lion). Na wspo­mnia­nej li­ście mógł zna­leźć się każ­dy – Bie­rut „wy­dał wal­kę pro­pa­gan­dzie szep­ta­nej”, któ­rą by­ła nie tyl­ko kry­ty­ka ustro­ju czy ko­mu­ni­stycz­nych władz, ale na­wet opo­wia­da­nie dow­ci­pów na ich te­mat. Za ta­kie „prze­stęp­stwo” moż­na by­ło tra­fić za krat­ki na­wet na 10 lat. I przy­znać trze­ba, że Bie­rut z tej moż­li­wo­ści ko­rzy­stał – ty­sią­ce lu­dzi tra­fi­ło do wię­zień (tyl­ko w 1950 ro­ku by­ło 4500 osób). Bie­rut miał świa­do­mość me­tod śled­czych sto­so­wa­nych przez UB oso­bi­ście za­po­zna­wał się z pro­to­ko­ła­mi prze­słu­chań i ro­bił na ich mar­gi­ne­sach no­tat­ki ze wska­zów­ka­mi dla śled­czych, pro­po­nu­jąc „wa­rian­ty prze­słu­chań”, wśród któ­rych „pią­tym” by­ły tor­tu­ry. Ja­ko pre­zy­den­to­wi przy­słu­gi­wa­ło mu pra­wo ła­ski w sto­sun­ku do ty­się­cy osób ska­za­nych na ka­rę śmier­ci. Nie ko­rzy­stał z nie­go, na­wet je­śli ska­za­ni (lub ich „peł­no­moc­ni­cy”) o ta­kie pra­wo wy­stę­po­wa­li. Pod tym wzglę­dem licz­bę je­go ofiar sza­cu­je się na 2500. Z pra­wa ła­ski nie sko­rzy­stał m.​in. w sto­sun­ku do Ksa­we­re­go Gro­chol­skie­go-żoł­nie­rza Zrze­sze­nia Wol­ność i Nie­za­wi­słość (WiN), rot­mi­strza Wi­tol­da Pi­lec­kie­go, Ada­ma Do­bo­szyń­skie­go- człon­ka Stron­nic­twa Na­ro­do­we­go, re­dak­to­ra pism „Je­stem Po­la­kiem” i „Wal­ka”, Łu­ka­sza Cie­pliń­skie­go- żoł­nie­rza AK, po woj­nie do­wód­cy IV ko­men­dy Win, Zyg­mun­ta „Łu­pasz­ki” Szen­dzie­lo­rza- do­wód­cy I Wi­leń­skiej Bry­ga­dy AK, sa­ni­ta­riusz­ki z je­go od­dzia­łu – „In­ki” – Da­nu­ty Sie­dzi­ków­ny, któ­ra w chwi­li śmier­ci nie mia­ła na­wet osiem­na­stu lat, Wła­dy­sła­wa Mi­na­kow­skie­go- lot­ni­ka RA­Fu, czy w koń­cu Emi­la Au­gu­sta Fiel­dor­fa „Ni­la”. Za­mor­do­wa­ni by­li cho­wa­ni po­ta­jem­nie, w nie­zna­nych do dziś miej­scach, tak że ich gro­by ma­ją cha­rak­ter tyl­ko sym­bo­licz­ny, w prze­ci­wień­stwie do oka­za­łe­go sar­ko­fa­gu Bie­ru­ta na war­szaw­skich Po­wąz­kach.

Śmierć 

W 1953 ro­ku umarł Jó­zef Sta­lin. Bie­rut nie sko­rzy­stał z moż­li­wo­ści zła­go­dze­nia po­li­ty­ki so­wie­ty­za­cji Pol­ski. Wręcz prze­ciw­nie – roz­bu­do­wy­wał kult Sta­li­na.

To wła­śnie po śmier­ci dyk­ta­to­ra Ka­to­wi­ce zo­sta­ły prze­mia­no­wa­ne na Sta­li­no­gród a bu­do­wa­ny Pa­łac Kul­tu­ry i Na­uki zy­skał imię Jó­ze­fa Sta­li­na (na­wia­sem mó­wiąc na­pis przy­po­mi­na­ją­cy o tym fak­cie był wi­docz­ny pod neo­no­wym na­pi­sem od stro­ny uli­cy Mar­szał­kow­skiej jesz­cze kil­ka lat te­mu). Do po­ło­wy lat pięć­dzie­sią­tych kult za­rów­no Sta­li­na jak i sa­me­go Bie­ru­ta był w Pol­sce bar­dzo pie­czo­ło­wi­cie bu­do­wa­ny po­przez wszel­kie prze­ja­wy „sztu­ki” – wier­sze, pio­sen­ki, „po­wie­ści” i „wspo­mnie­nia”, pla­ka­ty i ob­ra­zy oraz Pol­ską Kro­ni­kę Fil­mo­wą, uka­zu­ją­cą go ja­ko pol­ski od­po­wied­nik „słoń­ca ludz­ko­ści”. Słyn­ne sta­ły się zdję­cia Bie­ru­ta z dzieć­mi (na jed­nym z nich trzy­ma na rę­ku cór­kę za­słu­żo­nych ko­mu­ni­stów – Agniesz­kę Hol­land), czy z sa­ren­ką no­szo­ną na rę­kach przez te­go mi­ło­śni­ka po­lo­wań. W lu­tym 1956 ro­ku Bie­rut po raz ko­lej­ny po­je­chał do Mo­skwy, skąd rzą­dy spra­wo­wał już Ni­ki­ta Chrusz­czow, na zjazd Ko­mu­ni­stycz­nej Par­tii Związ­ku Ra­dziec­kie­go. To wła­śnie wte­dy Chrusz­czow od­czy­tał taj­ny re­fe­rat de­ma­sku­ją­cy zbrod­nie sta­li­ni­zmu „O kul­cie jed­nost­ki i je­go na­stęp­stwach”. (Ko­pia te­go re­fe­ra­tu ja­ko taj­ny do­ku­ment tra­fi­ła do PZPR, skąd jej ko­pię wy­niósł i prze­ka­zał za­chod­nim dzien­ni­ka­rzom za­słu­żo­ny dzia­łacz tej par­tii, po­sia­da­ją­cy do­stęp do taj­nych akt – Hen­ryk Hol­land – oj­ciec Agniesz­ki Hol­land. Oczy­wi­ście ogrom zbrod­ni w niej opi­sa­nych, o któ­rych wie­dział za­nim od­czyt Chrusz­czo­wa po­wstał, nie skło­nił oj­ca re­ży­ser­ki do wy­stą­pie­nia z par­tii). Od­czyt Chrusz­czo­wa miał tak wstrzą­snąć i tak już scho­ro­wa­nym Bie­ru­tem, że 12 mar­ca 1956 ro­ku zmarł. I tu wła­śnie po­ja­wia­ją się ko­lej­ne wąt­pli­wo­ści.

Ma­triosz­ka? 

Po pierw­sze – zgon na­stą­pił dwa ty­go­dnie po od­czy­cie, trud­no więc za­kła­dać, że przy­czy­ną śmier­ci był „wstrząs” spo­wo­do­wa­ny je­go tre­ścią. Po dru­gie – od po­cząt­ku po­da­wa­no sprzecz­ne in­for­ma­cje do­ty­czą­ce me­dycz­nych przy­czyn śmier­ci Bie­ru­ta. Pierw­szy ko­mu­ni­kat mó­wił o za­to­rze tęt­ni­cy płuc­nej, bę­dą­cej na­stęp­stwem „cze­goś na po­gra­ni­czu gry­py i za­pa­le­nia płuc” (a obie te cho­ro­by nie są za­zwy­czaj spo­wo­do­wa­ne „wstrzą­sem”), dru­gi, wy­da­ny dzień póź­niej – o „za­wa­le ser­ca”. Pol­ska „uli­ca” na­tych­miast stwier­dzi­ła, że Bie­rut zo­stał otru­ty al­bo za­mor­do­wa­ny w bar­dziej „bez­po­śred­ni” spo­sób, i do­rzu­ci­ła wbrew za­le­wa­ją­cym się łza­mi ofi­cjal­nym ko­mu­ni­ka­tom wła­sne ko­men­ta­rze – w sty­lu „po­je­chał w sa­lon­ce, wró­cił w „je­sion­ce” al­bo „po­je­chał w fu­ter­ku a wró­cił w ku­fer­ku”. Oko­licz­no­ści śmier­ci sta­li­now­ca po­zo­sta­ją do dziś nie­ja­sne a pod­sy­ca je teo­ria o Bie­ru­cie – ma­triosz­ce. We­dług czę­ści hi­sto­ry­ków, w tym zmar­łe­go w 2009 ro­ku pro­fe­so­ra Paw­ła Wie­czor­kie­wi­cza, w 1943 ro­ku do kra­ju prze­rzu­co­no so­wiec­kie­go agen­ta – so­bo­wtó­ra Bie­ru­ta a on sam po­wró­cił znacz­nie póź­niej i na „krót­ko”. Pro­fe­sor Wie­czor­kie­wicz po­wo­ły­wał się przy tym na re­la­cję ofi­ce­ra ochro­ny Bie­ru­ta opi­su­ją­ce­go zda­rze­nie, któ­re mia­ło miej­sce w Kra­ko­wie w Ho­te­lu Fran­cu­skim w 1947 ro­ku, kie­dy to do „Bie­ru­ta” strze­lił puł­kow­nik NKWD. Ochro­na pre­zy­den­ta za­strze­li­ła en­ka­wu­dzi­stę ale on sam zdą­żył za­bić Bie­ru­ta.

Po stwier­dze­niu zgo­nu pre­zy­den­ta, prze­ra­że­ni ochro­nia­rze nie bar­dzo wie­dzie­li, co ro­bić. Po­wsta­łe za­mie­sza­nie uspo­ko­ił sam… Bie­rut, któ­ry po­ja­wił się pół go­dzi­ny póź­niej i stwier­dził, że nic się nie sta­ło. (Ofi­cjal­ne źró­dła mó­wią o trzech „nie­uda­nych” za­ma­chach na ży­cie pre­zy­den­ta.) Do te­go do­szły póź­niej­sze re­la­cje do­tych­cza­so­we­go oto­cze­nia „Bie­ru­ta”, pod­no­szą­ce­go, że na­stą­pi­ła w nim ja­kaś „zmia­na”, że za­czął uni­kać i nie po­zna­wać lu­dzi. Za tym, że „Bie­rut”, to nie Bie­rut, tyl­ko pod­sta­wio­ny so­wiec­ki agent mia­ło też prze­ma­wiać upodo­ba­nie pre­zy­den­ta do po­lo­wań – ulu­bio­nej roz­ryw­ki so­wiec­kich dy­gni­ta­rzy i agen­tów. Rów­nież ochro­na pre­zy­den­ta skła­da­ła się pra­wie wy­łącz­nie z Ro­sjan, któ­rym ufał naj­wy­raź­niej bar­dziej niż Po­la­kom. W do­dat­ku wszyst­kie za­cho­wa­ne „wspo­mnie­nia” mó­wią, że Bo­le­sław Bie­rut był bar­dzo nie­śmia­ły i ma­ło­mów­ny. Mo­gły to być pró­by ukry­wa­nia się przed zde­ma­sko­wa­niem a nie ce­chy cha­rak­te­ru. Czy Bie­ru­ta – agen­ta so­wiec­kie­go mo­gła roz­po­znać ro­dzi­na? Nie za bar­dzo. Bie­rut był zwią­za­ny uczu­cio­wo z wie­lo­ma ko­bie­ta­mi ale z żad­ną w ja­kiś szcze­gól­nie sil­ny spo­sób. Je­go pierw­sza żo­na – ko­mu­nist­ka Mał­go­rza­ta For­nal­ska zo­sta­ła roz­strze­la­na przez Niem­ców w 1944 ro­ku, z dru­gą – Ja­ni­ną Gó­rzyń­ską nie utrzy­my­wał kon­tak­tów (po­za luź­ny­mi „przy­ja­ciel­ski­mi” re­la­cja­mi) a w okre­sie pre­zy­den­tu­ry był już zwią­za­ny ze swo­ją se­kre­tar­ką – Wan­dą Gór­ską. Ofi­cjal­nie miesz­ka­ją­cy w Bel­we­de­rze Bie­rut czę­ściej za­szy­wał się w któ­rymś z licz­nych rzą­do­wych ośrod­ków. W Bel­we­de­rze od­by­wał w za­sa­dzie tyl­ko ofi­cjal­ne spo­tka­nia i jak by­śmy to dziś okre­śli­li – se­sje zdję­cio­we na po­trze­by ko­mu­ni­stycz­nej pro­pa­gan­dy. Oczy­wi­ście Bie­rut miał dzie­ci – cór­kę z pierw­sze­go mał­żeń­stwa Alek­san­drę Ja­siń­ską – Ka­nia (ur. w 1932 ro­ku) oraz po­tom­ków z Ja­ni­ny Gó­rzyń­skiej – sy­na Ja­na Chy­liń­skie­go – uro­dzo­ne­go w 1925 ro­ku póź­niej­sze­go am­ba­sa­do­ra Pol­ski w Bonn oraz cór­kę Kry­sty­nę Bie­rut-Ma­mi­najsz­wi­li (1923 – 2003). Czy mo­gły one roz­po­znać i zde­ma­sko­wać agen­ta pod­sta­wio­ne­go za­miast ich oj­ca? Teo­re­tycz­nie tak, ale pa­mię­tać trze­ba, że ich dzie­ciń­stwo przy­pa­dło na la­ta przed­wo­jen­ne i wo­jen­ne, kie­dy ta­tuś od­by­wał szko­le­nia w ośrod­kach NKWD al­bo zaj­mo­wał się dzia­łal­no­ścią agen­tu­ral­ną na rzecz swo­ich sze­fów, więc si­łą rze­czy te kon­tak­ty by­ły ogra­ni­czo­ne. Rów­nież po woj­nie Bie­rut nie utrzy­my­wał zbyt ści­słych kon­tak­tów z ro­dzi­ną. Je­śli rze­czy­wi­ście „praw­dzi­wy Bie­rut” zo­stał za­stą­pio­ny agen­tem so­wiec­kim w 1947 ro­ku, to dzie­ci, któ­re nie mia­ły z oj­cem ści­słych kon­tak­tów, mo­gły go nie roz­po­znać, co wię­cej – mo­gły być prze­ko­na­ne, że czło­wiek, do któ­re­go mó­wią „ta­to”, rze­czy­wi­ście jest ich oj­cem. Ła­twiej mo­gła go zde­ma­sko­wać żo­na ale po woj­nie nie utrzy­my­wał już z nią ści­słych (zwłasz­cza mał­żeń­skich) re­la­cji, a pod­czas krót­kich spo­tkań czy roz­mów te­le­fo­nicz­nych mo­gła się nie zo­rien­to­wać, że to nie jej (by­ły) mąż (w koń­cu – lu­dzie się zmie­nia­ją). W do­dat­ku wśród lu­bel­skich „to­wa­rzy­szy” mia­ły krą­żyć plot­ki, że „praw­dzi­wy Bie­rut” był ho­mo­sek­su­ali­stą i ka­rie­rę ko­mu­ni­stycz­ną roz­po­czął przez łóż­ko jed­ne­go z lu­bel­skich spół­dziel­ców. In­for­ma­cje o tym, że Bie­rut to ma­triosz­ka za­stą­pio­na w od­po­wied­nim mo­men­cie so­wiec­kim agen­tem miał po­sia­dać wspo­mnia­ny ge­ne­rał Świer­czew­ski oraz Piotr Ja­ro­sze­wicz. (Na mar­gi­ne­sie – „ma­trio­szek” mia­ło być w Pol­sce wię­cej – jed­na z nich ży­je i „dzia­ła” do dziś). Wszyst­kie po­wyż­sze in­for­ma­cje brzmią bar­dzo nie­praw­do­po­dob­nie, ale bio­rąc pod uwa­gę prak­ty­ki sto­so­wa­ne w ZSRR, wca­le nie są wy­klu­czo­ne. Sta­lin miał na przy­kład czter­na­stu so­bo­wtó­rów, któ­rzy z po­wo­du ob­se­syj­ne­go lę­ku ge­ne­ra­lis­smu­sa przed za­ma­chem, jeź­dzi­li na wi­zy­ta­cje w fa­bry­kach oraz przyj­mo­wa­li za­gra­nicz­ne de­le­ga­cje. Ja­ro­sze­wicz, któ­ry sam był so­wiec­kim agen­tem z pew­no­ścią wie­dział, co mó­wi. Ta­ka za­mia­na tłu­ma­czy­ła­by bar­dzo wie­le za­cho­wań Bie­ru­ta, przede wszyst­kim je­go nie­praw­do­po­dob­ny wprost ser­wi­lizm wo­bec Sta­li­na, trud­ny do znie­sie­nia na­wet dla pol­skich ko­mu­ni­stów oraz re­pre­zen­to­wa­nie przede wszyst­kim in­te­re­sów Krem­la a nie Pol­ski. W do­dat­ku so­wiec­ki agent wy­stę­pu­ją­cy ja­ko Bie­rut od­da­jąc fak­tycz­ną wła­dzę w rę­ce Ber­ma­na i Min­ca mógł spo­koj­nie ob­ser­wo­wać „roz­wój wy­pad­ków” i jeź­dzić do Mo­skwy skła­dać ra­por­ty i od­bie­rać wy­tycz­ne. Jest też zu­peł­nie oczy­wi­ste, że w mo­men­cie na­wet czę­ścio­we­go zde­ma­sko­wa­nia sta­li­now­skich zbrod­ni, agent, któ­ry Bie­ru­ta za­stę­po­wał, prze­stał już być po­trzeb­ny a wręcz prze­ciw­nie – stał się bar­dzo nie­wy­god­ny, co spo­wo­do­wa­ło je­go zli­kwi­do­wa­nie. Czy to praw­da? Je­śli rze­czy­wi­ście praw­dzi­wy Bo­le­sław Bie­rut był ma­triosz­ką za­stą­pio­ną so­wiec­kim agen­tem, to in­for­ma­cje na ten te­mat mo­gą znaj­do­wać się tyl­ko na Krem­lu ra­zem z in­for­ma­cja­mi o in­nych ma­triosz­kach ja­ko jed­na z naj­pil­niej strze­żo­nych ta­jem­nic ko­lej­nych je­go wład­ców. Po­moc­ne mo­gły­by oka­zać się ba­da­nia DNA, ale po pierw­sze do ich prze­pro­wa­dze­nia ko­niecz­na by­ła­by eks­hu­ma­cja szcząt­ków Bie­ru­ta (o ile nie ule­gły jesz­cze roz­kła­do­wi), po dru­gie stu­pro­cen­to­wo pew­ny ma­te­riał po­rów­naw­czy w po­sta­ci DNA je­go dzie­ci. Wąt­pli­we jest za­tem, by kto­kol­wiek na ta­kie ba­da­nia się zde­cy­do­wał i zde­men­to­wał lub po­twier­dził teo­rię o ma­triosz­kach. Naj­praw­do­po­dob­niej więc teo­ria ta po­zo­sta­nie je­dy­nie wy­śmie­wa­ną przez Sa­lon teo­rią a Po­la­cy na­dal bę­dą wie­dzie­li o Bie­ru­cie „wszyst­ko”, czy­li nic.

Al­do­na Za­or­ska • warszawskagazeta.pl

Reklama

Możliwość komentowania Bo­le­sław Bie­rut – agent NKWD, GRU, czy zwy­kła „ma­triosz­ka” ? została wyłączona

%d blogerów lubi to: