LIST OTWARTY LECHA WAŁĘSY, czyli pomroczności jasnej ciąg dalszy
Lechowi Wałęsie zrobiło się najwyrazniej ślisko pod stopami, a to za sprawą zżerającej go coraz bardziej prawdy. Mimo wielu lat sympatii wszelkiego rodzaju służb, ochrony mediów i usłużności różnej maści sądów, prawda jego zakłamanego życiorysu wychodzi na wierzch tak wyraznie jak desperacja na jego twarzy. Jego list otwarty miał wyraznie wyglądać jak żal człowieka skrzywdzonego wrednością niewdzięcznych rodaków. Szybko jednak stał się następnym żądaniem bezwzględnego uznania bliżej nie sprecyzowanych zasług.
Tak więc nasz „symbol” zaczyna od utyskiwań na pomówienia, niewdzięczność i niemal spisek, po to, by już po chwili robić to, co od lat robi najlepiej czyli obrażać i strofować Polaków. Ten pełen odrażajacej pychy przykład moralnego upadku czyni to w sposób wypróbowany od lat, stawiając znak równości pomiędzy „Solidarnością”, a swoją zhańbioną łajdactwem osobą. Przy tym siebie umieszcza oczywiście na pierwszym miejscu.
Nasz eksportowy Bolek wyjaśnia, że wredny atak na jego niewinną osobę przychodzi ze strony imperium zła ojca, dyrektora Tadeusza Rydzyka. Nie znam ojca Rydzyka i nie jestem częścią jego „imperium”, ani też żadnego innego imperium. Niemniej od lat twierdzę, że mój były WZZowski „kolega” był agentem i przykładem cwaniactwa, łajdactwa, tchórzostwa i ohydnej zdrady. Jestem przekonany, że gdyby Wałęsa rozejrzał się na chwilę dookoła siebie, to szybko zdałby sobie sprawę z tego, że jeśli jest tak jak mówi, to należałoby założyć, że do „imperium” ojca Rydzyka należy zdecydowana większość Polaków.
Najsłynnieszy pośród donosicieli wyjaśnia również, że narzędziem w rękach ojca Rydzyka i jego popleczników są ludzie słabo zorientowani i naiwni, wykorzystywani przez bardziej wykształconych i zamożnych. To wyznanie jest gigantyczną ironią samą w sobie zważywszy, że mówi to człowiek, który przez całe lata tak zwanej transformacji ustrojowej służył komunistycznej władzy jako przysłowiowy użyteczny idiota.
W wynurzeniach Wałęsy nie brak również nutki sentymentalnej. Żali się on, że podłe oszczerstwa pod jego adresem odbijają się na i tak wątłym jego zdrowiu. Nie mam zwyczaju życzyć komukolwiek choroby. Nawet komuś tak przesiąknietemu złem jak Lech Wałęsa.
Próbuję sobie jednak przypomnieć czy on sam wykazywał podobną troskę o zdrowie tych, których sprzedawał niegdyś bezpiece?
Czy martwił się o zdrowie Anny Walentynowicz kiedy nie było jej stać na wykupienie lekarstw, a kiedy on oskarzał ją publicznie o najgorsze rzeczy w tym próbę zrobienia pieniędzy na legendzie „Solidarności”?
Czy myślał o zdrowiu Marty Kaczyńskiej kiedy po śmierci jej ojca stwierdzał z zadowoleniem, że największym jego osiągnięciem było to, że zginął?
Czy martwił się zdrowiem matki tragicznie zmarłego WZZowskiego kolegi Tadeusza Szczepańskiego kiedy obiecał jej nigdy nie poprzestać szukać winnych jego śmierci, po to by już jako prezydent oznajmić jej, że nie można rozliczać komunistycznych zbrodniarzy ?
Pamiętam za to doskonale jak zatroskany odwiedzał w szpitalu oprawcę polskiego narodu, sowieckiego agenta Jaruzelskiego, pozując z radością do pamiątkowych fotek.
Wałesę boli coraz bardziej, że nawet tak życzliwe mu sądy nie zapewniają mu właściwego spokoju jego nieczystego sumienia. Skarży się więc na to, że w budynku gdańskiego sądu przywitała go grupa rodaków w maskach „Bolka”. Jak sam mówi: „…ktoś przebrał ich za błaznów ukrywając ich twarze pod maskami Bolka”. W swej desperacji nie zdaje sobie sprawy z różnicy między nim, a tymi, których nazywa „błaznami”. Ta zasadnicza różnica polega na tym, że oni w przeciwieństwie do niego mogą te maski zdiąć.
Żaląc się dodaje również, że: „Było to haniebne zachowanie nie tylko wobec mnie, ale i względem tego, co symbolizuje moja działalnośc w historycznym ruchu Solidarność”. Cały problem w tym, że my doskonale pamiętamy co to działanie symbolizuje i co jest w tym układzie prawdziwą hańbą. Nic więc dziwnego, że Wałęsa adresuje swoje wynurzenia do młodych, którzy nie mogli być świadkami jego wyczynów. Najwyrazniej nie docenia on mądrości młodych ludzi, którzy poznając dziś fakty potrafią doskonale wyciągać swoje własne wnioski.
Niemniej natura patologicznego kłamcy nakazuje mu sprzedać młodym adresatom swego listu następne kłamstwo. Zasłaniając się wyrokiem sądu lustracyjnego stwierdza on: „Niezależnie od ustalenia niezawisłego Sądu, Instytut Pamięci Narodowej przyznał mi status „pokrzywdzonego”. Rzecz w tym, że przyznanie tego statusu nie nastąpiło jak twierdzi „niezależnie od wyroku sądu”, a właśnie za sprawą jego politycznego działania.
Prawda jest taka, że Lech Wałęsa nie mógł ubiegać się o przyznanie mu tego statusu przez pięć lat dlatego, że istniejące wówczas prawo zabraniało IPN wydania takich oświadczeń ludziom, którzy byli agentami bezpieki. IPN był tym prawem zobowiązany do odmowy wydania Bolkowi takiego zaświadczenia gdyby ten o to prosił. Wystarczy zadać proste pytanie – jak to się stało, że tysiące ludzi otrzymało w tym czasie status osoby pokrzywdzonej, a ten który miał rzekomo symbolizować walkę z komunizmem nie mógł takiego statusu otrzymać ? Sprawa zaczynała śmierdzieć, bo nadchodziła kolejna okrągła rocznica powstania „Solidarności”, a jej główny „bohater” nie mógł być uznany za poszkodowanego przez komunę. Nie mógł, gdyż tak naprawdę był jej częścią.
Tak więc najpierw zmieniono przepis dotyczący agentów aby otworzyć Bolkowi drogę do upragnionego zaświadczenia, a potem odegrano spektakl z sądem lustracyjnym. Podstawowym zadaniem tego sądu było porównanie zeznania osoby lustrowanej z dostępnymi dowodami. Politycznie umotywowany „sąd” wysłuchał co prawda wyznań Bolka, że ten Bolkiem nie był, ale „zapomniał” zajrzeć do dostępnych wówczas dokumentów. Mamy więc dziś, jak powiedzial dr. Sławomir Cenckiewicz dwie prawdy – historyczną i sądową.
Mamy też kłamcę, któremu wydaje się, że wymachiwanie bezwartościowym świstkiem tak zwanego sądu przyniesie mu szacunek rodaków. Oczywiście Bolek nie byłby sobą gdyby nie powymachiwał również piąstkami i nie pogroził takim czy innym sądem. Tak więc miota się i grozi. Nie wiem czy jest jeszcze sąd w Polsce, w którym Wałęsa by kogoś nie skarżył. Jak załosnym i absurdalnym jest fakt, że człowiek, którego my mamy pokazywać światu jako symbol naszej polskiej dumy musi swego „honoru” bronić w życzliwych mu sądach ? Na dodatek nie zrozumiał on jeszcze niestety, że aby czegoś bronić trzeba to coś najpierw posiadać.
Lechu,
Zrozum wreszcie, że szacunku nie wynosi się z sądu. Trzeba sobie na taki zasłużyć. Ty swoją szansę straciłeś kiedy zdecydowałeś się wejść na drogę donosicielstwa, szubrastwa, zdrady i niekończącego się aroganckiego kłamstwa. Przyjąłeś pieniądze za sprzedaż ludzkich losów komunistycznej bezpiece i te pieniądze będa już do końca parzyć twoje sumienie, zakładając oczywiście, że takie posiadasz. Nie czuj się jednak zupełnie bezradny. Pozostał ci jeszcze jeden sąd. Nazywa się – ostatecznym. Niestety nie można go ani przekupić, ani upolitycznić, ani tym bardziej zakłamać. Przemyśl więc swoją strategię. Przeproś tych, których skrzywdziłeś. Przeproś Krzysztofa Wyszkowskiego, przeproś kolegów z Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, a Polakom powiedz w szczegółach całą prawdę. Gdybyś nie mógł sobie czegoś przypomnieć to wiedz, że możesz na nas liczyć. My mamy dobrą pamięć.
Lech Zborowski
Możliwość komentowania LIST OTWARTY LECHA WAŁĘSY, czyli pomroczności jasnej ciąg dalszy została wyłączona