Wałęsów dwóch
Jarosław Wałęsa po wypadku, w którym otarł się niemal dosłownie o śmierć, udzielił Tomaszowi Lisowi wywiadu, w którym odniósł się do Katastrofy Smoleńskiej. Syn noblisty, brukselską prezentację poświęconą przyczynom tragedii nazwał „pogaduchami”. Dyskusja w gronie ekspertów i europosłów o największej katastrofie w historii Polski w siedzibie Parlamentu Europejskiego to „pogaduchy”. Debata z udziałem rodzin ofiar o przyczynach śmierci polskiej elity politycznej i wojskowej, rodzin katyńskich, to dla europosła Wałęsy nic nie znaczące spotkanie. Tak nieznaczące, że tylko dzięki telewizji polskiej dowiedział się w Brukseli, że takie spotkanie w ogóle jest organizowane. Można wysnuć przykry wniosek, że europoseł mało czyta, bo już kilka dni wcześniej, przed prezentacją w Brukseli, było na ten temat sporo informacji w mediach. Albo nie czyta, albo kłamie. Ale to szczegół. O wiele ciekawsza jest opinia Jarosława Wałęsy na temat przyczyn Katastrofy Smoleńskiej. Według niego piloci chcieli wylądować. „Próba lądowania była niemal samobójcza” – mówił w programie Lisa Wałęsa. Tego nie ma nawet w raporcie Millera, ale jest za to w raporcie MAK-u. To nie koniec wywodów europosła. Bez zająknięcia się powiedział na antenie, że Jarosław Kaczyński podczas telemostu z Brukselą oskarżył ministra Sikorskiego o zamach lub współudział w zamachu na polską delegację. To, że takie słowa w ogóle nie padły to wiemy, wie o tym też dobrze Jarosław Wałęsa, więc świadomie kłamał, ale nie muszą o tym wiedzieć wszyscy widzowie oglądający program. Można powiedzieć, że w sprawie Smoleńska syn przyszedł w sukurs swojemu Ojcu.
Nie dalej jak w czwartek, Lech Wałęsa mówił w radiu Zet, „co tu można wyjaśniać, absurdy na absurdach”, ale to nic nowego, w końcu były prezydent i tak wie wszystko najlepiej i nie takie rzeczy jak Smoleńsk genialnie rozwikłał w swoim życiu, choćby domniemany skok motorówką przez płot z wędką zarzuconą na leszcza. Chodzi o kuriozalną wypowiedź Wałęsy, nawet jak na samego Wałęsę. Dziwi się bowiem, że Władimir Putin jeszcze się nie wkurzył na to, co wyprawia Jarosław Kaczyński w sprawie Katastrofy Smoleńskiej. Dziwi się, że nie ujawnił jeszcze treści rozmowy telefonicznej Prezesa PiS ze ś.p. Lechem Kaczyńskim jaka miała miejsce tuż przed katastrofą. Po pierwsze, wynika z tego, że były prezydent wie, że Putin dysponuje nagraniem tej rozmowy. Po drugie, wie także, o czym sam mówi nie wprost, że musiała ona pewnie dotyczyć nacisków Jarosława Kaczyńskiego na brata, by samolot lądował bez względu na warunki pogodowe, choć wiemy, że piloci nie próbowali lądować. Czyli idzie tokiem myślenia zgodnym z rosyjską wersją tragedii pod Smoleńskiem. Po trzecie wreszcie, wzywa pośrednio poprzez swoje zdziwienie, by przywódca obcego mocarstwa w końcu wkurzył się na Kaczyńskiego i odpowiednio zareagował. Dwa lata i nie ma stenogramu rozmowy, to niedopuszczalne. Być może jednak Putin się wkurzy, o ile dotarły do niego słowa zniecierpliwienia z Polski. Niektórzy uważają, że wypowiedzi Lecha Wałęsy należy traktować z pobłażaniem. Wydaje się jednak, że nie w tym konkretnym przypadku. Nic nie zwalnia, nawet Lecha Wałęsy od myślenia, od odpowiedzialności za wypowiadane słowa. Nadal jest osobą publiczną, choć jego wpływ na bieg spraw w Polsce jest dzisiaj żaden. Był kiedyś potrzebny Platformie, ale dziś już nie jest, bo teraz Tuskowi potrzebny jest Palikot. Dyplomaci w Warszawie z pewnością odnotowali kuriozalne słowa Wałęsy.
Wydawałoby się, że dla kogoś, kto niemal cudem uniknął śmierci, cierpienia innych, którzy stracili swoich bliskich w tak tragicznych okolicznościach, którzy mają święte prawo domagać się wyjaśnienia wszystkich wątpliwości, które nimi targają, powinny być po ludzku bliskie. Każdy normalny człowiek, który wychodzi ze szpitala, który doświadczył sam cierpienia, lepiej rozumie je u innych. Tymczasem Jarosław Wałęsa, wbrew faktom, mówi o samobójczej wręcz próbie lądowania, raniąc w ten sposób rodziny pilotów TU-154 M. To zwykłe draństwo, brak dobrego wychowania i podtrzymywanie rosyjskiej narracji. Podtrzymuje ją również Lech Wałęsa, dokładając jedynie współudział w katastrofie braci Kaczyńskich. Bo przecież Prezes PiS naciskał, a jego ś.p. brat posłuchał. Gdyby nawet chodziło o jakiegoś satrapę, to i tak powinnością byłego prezydenta RP jest reprezentowanie polskiego punktu widzenia i polskiej racji stanu. Ale tu chodzi o nieżyjącego prezydenta, który przeciwstawił się rosyjskiej ekspansji w Gruzji, który dobrze służył Polsce. Wałęsa może się obnosić ze swoim obaleniem komunizmu w Polsce i w Europie, ale umizgi do Prezydenta państwa, który lekceważy Polskę, który za nic ma nasze oczekiwania i żądania zwrotu wraku samolotu, wreszcie bezwarunkowe uznanie Wałęsy, że Smoleńsk to sprawa zamknięta, to wszystko znajdzie się w podręcznikach historii. Nie będzie w nich wielkiego Wałęsy burzyciela komunizmu, tylko historia człowieka, który roztrwonił własny dorobek, który zatracił się we władzy i bardzo szybko zapomniał, że swoją pozycję zawdzięcza setkom tysięcy ludzi „Solidarności”, którzy w stanie wojennym nie poszli z komunistami na żaden układ.
grzechg • niepoprawni.pl
Możliwość komentowania Wałęsów dwóch została wyłączona