Panika na „Titanicu”
Jeżeli coś zmienia się diametralnie z wtorku na środę to nawet „ciemny lud” jest w stanie takie zjawisko dostrzec i zarejestrować w swoich mózgownicach.
Wyobraźmy sobie reakcję ludzi gdyby nazajutrz po swoim pierwszym expose, w którym Tusk mówiący o tym, że on, człowiek, który urodził się nad morzem, przywróci i ożywi gospodarkę morską oraz skończy z odwracaniem się kolejnych rządów od tej problematyki, zlikwidował nagle stocznie, rozłożył na łopatki rybołówstwo to każdy natychmiast zrozumiałby, że gość łże bezczelnie w żywe oczy.
Jeżeli zaś takie uspakajające kłamstwa są tylko zasłoną dymną, a lont wystarczająco długi by późniejszy wybuch nie kojarzył się z wcześniejszymi kłamstwami to ludzie nie bardzo potrafią dostrzec tego, jak bezczelnie nabijani są w butelkę.
Podobnie jest z wyjaśnianiem przyczyn tragedii smoleńskiej. Dzisiaj, kiedy minęło już od tamtej strasznej soboty z 10 kwietnia 2010 roku 31 miesięcy, tylko niewielka liczba osób jest w stanie zauważyć, jak odwróciła się smoleńska narracja i do jakiej defensywy zepchnięta została sekta pancernej brzozy.
Teraz ci wszyscy Osieccy, Hypcy i spółka oraz „najwyżej cnieni” dziennikarze nie rozprawiają na temat tego czy generał Błasik siedział sam osobiście za sterami samolotu czy tylko na polecenie prezydenta zmuszał do lądowania kompletnie nieodpowiedzialną i źle wyszkoloną załogę.
Czuchnowski nie przekonuje nas o tym, że na płycie lotniska doszło do kłótni na linii Błasik-Protasiuk, a TVN24 nie zastanawia się czy czasami nie zatrudnić eksperta od czytania z ruchu warg, który by definitywnie potwierdził istnienie samobójczego spisku. Nie widzimy już na ekranach telewizorów symulacji, na której samolot o rozpiętości skrzydeł wynoszącej 37 metrów po uderzeniu na wysokości sześciu metrów w brzozę, kręci beczkę upada na plecy i zamienia się w tysiące większych i mniejszych kawałków.
Tej symulacji nie zobaczymy już zapewne nigdy po tym jak w ubiegłym tygodniu członek Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych lądując awaryjnie dwuosobowym motoszybowcem ściął betonowy czy stalowy słup oświetleniowy.
Dzisiaj dyskusja toczy się wokół zupełnie innych spraw.
Ta cała armia złożona z „wiodących” dziennikarzy, ekspertów, celebrytów i autorytetów pewna do tej pory „ładujących debeściaków”, „pijanego generała” „naciskającego prezydenta”, „pancernej brzozy”, słów „jak nie wyląduję to mnie zabije” oraz Jarosława Kaczyńskiego sprowadzającego samolot na lotnisko w Smoleńsku za pomocą rozmowy telefonicznej prowadzonej z warszawskiego Żoliborza, musi nas przekonywać rozpaczliwie o tym, że na zewnątrz wraku oraz w jego wnętrzu nie było materiałów wybuchowych.
Drugim równie niewdzięcznym i karkołomnym zadaniem jest przekonanie społeczeństwa o tym, że państwo zdało egzamin mimo zamiany ciał w trumnach i odnalezieniu w zwłokach zaszytych tam gumowych rękawic, szmat, niedopałków papierosów, kawałków gałęzi, grud ziemi i metalowych nitów.
Każdy musi dziś przyznać, że huraganowa propagandowa polsko-rosyjska ofensywa kłamstwa zamieniła się w dość rozpaczliwą i chaotyczną defensywę z wyraźnymi oznakami paniki.
Jeżeli ktoś jeszcze tego nie widzi, to tylko dlatego, że jak napisałem na wstępie nie stało się to z wtorku na środę.
kokos26 • niepoprawni.pl
fot. internet
Polecam moja książkę:
Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa,
ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900
Możliwość komentowania Panika na „Titanicu” została wyłączona