Kopacz, czyli paradoks Romaszewskiego
Paradoks Romaszewskiego nie jest żadnym fenomenem w demokracji wyreżyserowanej przez „byłych” komunistów.
Prawdziwy upadek Tak, zebrałem wszystkie – to moj wynalazek zwany bankowością
Paradoks Romaszewskiego nie jest żadnym fenomenem w demokracji wyreżyserowanej przez „byłych” komunistów. Prawdą jest, że „bojownicy” spod znaku „S” dali się złapać na hak przyszłego dobrobytu i za tę obiecankę – łapówkę sprzedali duszę diabłowi.
Ci co nie ulegli (Walentynowicz, Gwiazda i wielu innych oddanych sprawie zaprzańców) zniknęli w dymie zakłamania, albo na pokładzie ruskiej tutki.
Karta Romaszewskiego jest rozgrywana w jednym tylko celu
– społecznej akceptacji magdaleńskiej przewałki.
Sprowadzenie „bojowników” do poziomu „byłych” komuchów (my złodzieje, a oni co, święci?) burzy społeczne umysły, tak bardzo wyczulone na meandry polskiej demokracji, że wolą potępić zbajerowanych frajerów niż faktycznych sprawców. Kopacz zamrażając premie do końca kadencji, jedynie potwierdziła diabelską intrygę, licząc (słusznie) na naiwniactwo elektoratu.
Mnie natomiast dziwi wysiłek włożony w całe to przedstawienie, kiedy wiadomo, że nikomu włos z głowy nie spadnie – taka jest polska, katolicka tolerancja (Glemp się kłania – Panie świeć nad jego duszą) i głupota… Urban będzie jeździł swoim Jaguarem, Niesiołowski będzie mu właził w dupę, a Tusk będzie stał na straży medialnie urobionego konwenansu.
Nikt nikogo nie ruszy, co najwyżej ktoś nasika na oponę, splunie w piwo, zglanuje plecy medialnej blondynki, albo krzyknie – Tusk ma Tolę! Tak rodzą się bohaterowie narodowi – uderzający obraz bezsilności i desperacji – kończący, jako recydywy w aresztach. Oburzony naród żłopie wódę i urąga, oczekując na kolejne Euro 2036… jutro zerwie się do roboty, zapominając o przyczynie bólu głowy.
Tym czasem Wałęsa, Kalisz i Kwaśniewski mają się świetnie, bo już nie oni na pierwszej linii frontu, ale ich potomkowie, których żadna kupa nie ruszy, a tym bardziej biadolenie Ufki, Rosemanna, czy Eski (wybaczcie, ale real kąsa, jak wściekła suka). Broni ich katolicka moralność, która w konfrontacji z problemem odpowiedzialności dzieci za czyny rodzicieli, nie postąpi według żydowskiego prawa, gdzie odpowiedzialność za czyny ojca przechodzi na syna. A przecież sami się nie pokalają…
Co pozostaje? Rozwiązań jest wiele, ale nie tam gdzie ręce babrają się procentami, wkładami i OFE. Ta działka jest zajęta i dobrze obwarowana – premier Cameron wie czego bronić. Może bojkot, ale do tego potrzeba konswekwencji i dużego zaprzaństwa. Może skopanie szczerzącej zęby urny wyborczej, ale do tego potrzeba frekwencji i poczucia własnej wolności, co chłopom pańszczyźnianym w głowach się nie mieści. Może protesty, ale kto powie policjantom na marihuanie, że stoją tam gdzie kiedyś stało ZOMO?
Pozostaje edukacja – powolna, żmudna, rodzicielska, patriotyczna (wkręt wolski), historyczna, domowa z przekazem tradycji itd… No i podróże, które podobno kształcą.
Co by to było gdyby 4 miliony polskich emigrantów powróciło na wybory do Polski…?
Vitus • jan.przygoda.salon24.pl
Sprzątam w głowie – promocja
rys. Andrzej Krauze
Możliwość komentowania Kopacz, czyli paradoks Romaszewskiego została wyłączona