☞ Nauka wyjaśnia, dlaczego „resortowe dzieci” są takie same jak ich rodzice! ☚◙◙◙◙◙

Posted in ■ aktualności, ■ odkłamujemy HISTORIĘ by Maciejewski Kazimierz on 13 stycznia 2014

To co robił ojciec Lisa czy innego “resortowego dziecka” ma olbrzymie znaczenie dla ich poglądów i zachowań, aczkolwiek ich nie determinuje. Dziennikarze, jako reprezentanci IV władzy, podlegają takiej samej procedurze jak politycy. Ich przeszłość powinna być krystalicznie przejrzysta dla opinii publicznej. …

resortowe-dzieci

Najnowsze badania naukowe, opisane w „Gazecie Wyborczej”, potwierdzają trafność poetyckiej wizji Stanisława Wyspiańskiego, który napisał w „Weselu”:

„Wina ojca idzie w syna;
niegodnych synowie niegodni;
ten przeklina, ów przeklina –
ród pamięta, brat pamięta,
kto te pozakładał pęta
i że ręka, co przeklęta,
była swoja.”

Gdyby wypowiadający te słowa słowa Dziennikarz żył dzisiaj, to pewnie byłby współautorem napisanej przez jego koleżankę i kolegów po fachu książki „Resortowe dzieci”, w której przypomniano kapepowsko-pezetpeerowsko-ubecko-esbecko-milicyjny rodowód prominentnych propagandystów III RP, którzy udają dziennikarzy. Jej niechlubni bohaterowie oraz inni pismacy mediów „mętnego nurtu” (określenie zasłyszane przeze mnie z ust „resortowej” Moniki Olejnik) wyrażają wciąż swoje oburzenie, że ta pozycja książkowa się ukazała, zarzucając jej autorom „nienawiść” (np. Lis, Meller), „dziką lustrację” (np. Sekielski – ten sam, który nie miał żadnych skrupułów przed „dzikim zlustrowaniem” jednego z ekspertów zespołu Macierewicza!), „taplanie się w szambie” (Żakowski), antysemityzm” (Wielowieyska, która powinna dostać order za zasługi w tropieniu „antysemitów”, tak cwanych, że „za rękę za antysemityzm złapać ich nie można, ale jest oczywiste, że sączą antysemicki jad”), etc.

Powyższe określenia są pochodną zasadniczego pytania sformułowanego przez Daniela Passenta: „Co to w ogóle ma do rzeczy, co robił ojciec Lisa …?” Stawiając je, publicysta „Polityki” zdradził się, że nie czytuje nie tylko Wyspiańskiego (to nic zaskakującego w przypadku takich jak on „wykształciuchów”), ale nawet „Gazety Wyborczej”, która zamieściła artykuł dotyczący najnowszych odkryć naukowych z dziedziny genetyki, zatytułowany: „Wiesz, że może dręczyć cię strach dziadka lub ojca? Bo dziedziczymy wspomnienia poprzednich pokoleń”. (http://wyborcza.pl…)

Oto jego fragmenty: „Sprawa śmierdzi. Czujesz to całym swoim ciałem. A twój mózg wyraźnie domaga się, żebyś odpuścił. Ciarki chodzą po plecach i nieokreślony niepokój rozsiada się w twojej głowie. I trudno jednoznacznie powiedzieć, o co chodzi. Czego się boisz?
Zapytaj ojca. Albo dziadka. Bo to ich niepokój dręczy cię teraz w niespodziewanych okolicznościach. Odziedziczyłeś go w genach. (…)
Najnowsze badania opublikowane w „Nature Neuroscience” wywołują chichot historii. Dowodzą bowiem, że pewne cechy nabyte mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie. Jak na przykład reakcja lękowa wobec określonych zapachów. (…)

Naukowcy z Emory University School of medicine w Atlancie postanowili sprawdzić, czy lęk przed wiśniowym zapachem nie przenosi się z owym genem na kolejne pokolenia myszy. (…)

Od samców myszy bojących się wiśniowej woni pobrano nasienie. Zapłodniono nim samiczki, a gdy poczęte w ten sposób małe myszki dorosły, poddano je węchowej próbie. I co? Te pochodzące od ojców, dla których wiśnia równała się szokowi elektrycznemu (choć przecież ich dzieci nie miały o tym pojęcia), czując zapach, zaczynały zachowywać się naprawdę nerwowo. Co więcej, robiło tak też ich potomstwo. A bardzo dbano, by myszy nie miały ze sobą fizycznego kontaktu. Strach przed wiśnią mógł się przenieść jedynie przez dziedziczenie. (…)

Jeśli … czujemy nieokreślony niepokój wobec jakichś bodźców i będziemy chcieli sobie z nim sobie poradzić – do psychologa poślijmy naszych rodziców. Albo dziadków. Jest bowiem wielce prawdopodobne, że sami wciąż przeżywamy ich traumatyczny lęk.”

Tak jak 99,99(9) proc. czytelników tego tekstu nie posiadam wiedzy pozwalającej ocenić wartość naukową zawartych w nich tez, ale przyjmuję, że jest on wiarygodny, bo jest streszczeniem artykułu z renomowanego periodyku naukowego. Oczywiście „Gazecie Wyborczej” nie wolno nigdy bezgranicznie ufać, ale w tym przypadku nie widzę powodu, żeby miała ona tu coś fałszować. Poza tym istotne w tym przypadku jest to, że wierzą jej Wielowieyska, Olejnik, Lis czy Passent. Zatem nie mogą zaprzeczyć temu, że „resortowe dzieci” irracjonalnie boją się wyimaginowanego „kaczyzmu”, rzekomo szerzącego się w Polsce „faszyzmu” i rzekomo rozszalałego „antysemityzmu”, bo dziedziczą lęki przed sanacją, endecją, faszyzmem i antysemityzmem, które żywili ich komunistyczni, w większości kapepowscy i żydowscy przodkowie.

Nienawidzą i zwalczają polityków partii politycznych deklarujących przywiązanie do polskich tradycji patriotyczno-niepodległościowych, bo dziedziczą strach ich ubowskich, esbeckich i milicyjnych rodziców, że zagrażają im polscy patrioci, żołnierze niezłomni, księża. Propagują nihilistycznych, szydzących z polskości pisarzy i poetów, bo dziedziczą pogardę do polskiej, opartej na chrześcijaństwie, obcej dla ich przodków kultury, którą postrzegali oni jako zagrożenie dla ich tożsamości. Rozwijają na wielką skalę przemysł pogardy, urządzają seanse nienawiści (na przykład co piątek w Radiu TOK FM), bo dziedziczą uczucia doznawane przy nękaniu, prześladowaniu, torturowaniu czy zabijaniu „wrogów klasowych” oraz „wrogów Polski Ludowej”.

Tak więc „resortowe dzieci” niesłusznie oburzają się na autorów książki o nich. Jeśli „Gazeta Wyborcza” pisze prawdę (a któż z nich ośmieliłby się temu zaprzeczyć?), to naukowo zostało udowodnione, iż trafna była poetycka intuicja Wyspiańskiego, że „wina ojca idzie w syna” i „niegodnych synowie niegodni”. Z tym, że w duchu promowanego na łamach organu mafii czerskiej genderyzmu i zgodnie z zaleceniami Unii Europejskiej, wymaga ona uzupełnienia.

Gdyby Dziennikarz Wyspiańskiego żył dzisiaj, to powiedziałby o „resortowych dzieciach” na przykład tak:

„Wina ojca idzie w córkę i syna;
niegodnych córki i synowie niegodni;
ta przeklina, ów przeklina –
ród pamięta, brat pamięta,
kto te pozakładał pęta
i że ręka, co przeklęta,
była swoja.”

Hołdujące marksizmowi-genderyzmowi dzieci marksistów-leninistów z pewnością ucieszyły się, że „dowartościowałem” kobiety, uznając, iż i one dziedziczą lęki i winy swych przodków. Jednak niech nie myślą, że stałem się genderystą! Gdybym nim był, to musiałbym przyjąć za prawdę ich tezę, że nie ma Boga i ludzie niczym nie różnią się od zwierząt, więc tak jak myszy z eksperymentu opisanego w „Gazecie Wyborczej”, są skazani na to, żeby postępować tak samo, jak robili ich rodzice i dziadkowie. Tak nie uważam, bo jako katolik jestem pewny, że każdy człowiek ma wolną wolę. Dzięki temu potrafi wyzwolić się z lęków, które nim podświadomie kierują. Ale najpierw musi je sobie uświadomić. Temu służy książka „Resortowe dzieci”, za którą Lis, Olejnik, Meller czy Pochanke powinni autorom dziękować, a nie im złorzeczyć. Teraz wiedzą już na pewno, iż walczą z polskością, z polskimi patriotami dlatego, że tak robili ich przodkowie. I po uświadomieniu sobie tego mają możliwość zmiany swego postępowania. To od nich zależy, czy z niej skorzystają.

Niestety na razie nie ma oznak, że tak się stanie. Na przykład Marcin Meller próbuje deprecjować sens pisania o rodzinnych koneksjach „resortowych dzieci” w następujący sposób: „ojciec generała Jaruzelskiego walczył z bolszewikami. Stosując logikę autorów, Jaruzelski powinien być pierwszym, który walczy z czerwonymi w 1939 czy 1944”. (http://www.polskatimes.pl …) Otóż jest to analogia błędna, bo intuicja poetycka Wyspiańskiego oraz artykuł naukowy z „Gazety Wyborczej” dotyczą dziedziczenia win i lęków, czyli złych, a nie dobrych tradycji rodzinnych. Z pewnością one też są dziedziczone, ale niestety dosyć często się zdarza, że to chlubne dziedzictwo jest porzucane, bo potęga zła jest tak wielka, iż wielu ludzi mu ulega. Wśród nich znalazł się Jaruzelski, tak samo zresztą jak na przykład jego mentorka ze Związku Patriotów Polskich Wanda Wasilewska, córka współpracownika Józefa Piłsudskiego, redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” Jarosław Kurski, syn senator PiS, czy antykaczystowski propagandysta Wojciech Maziarski, który pisze dla nędznych srebrników stojące na żenującym poziomie gadzinowe teksty, podczas gdy jego ojciec zamieścił w stanie wojennym ogłoszenie, że szuka wyłącznie „uczciwej pracy”. Nawet w normalnych, patriotycznych rodzinach zdarzają się wyrodne dzieci.

Smutna prawda o ludziach jest taka, że łatwo jest im się zagubić, zejść z właściwej drogi, natomiast bardzo trudno jest im na nią powrócić. Dlatego tym, którym się to udało, należy się szczególny szacunek i uznanie. Są wśród nich na przykład św. Paweł, św. Augustyn, czy ze współcześnie żyjących Polaków Robert Tekieli, którzy nawrócili się na katolicyzm i stali się jego gorliwymi propagatorami. Wśród tych, którzy wrócili na właściwą drogę znajdują się też nieliczne „resortowe dzieci”, takie jak Antoni Zambrowski czy współautor książki o nich Jerzy Targalski, w l. 1974-79 członek PZPR. Ten ostatni jest bardzo ostro atakowany przez funkcjonariuszy propagandy III RP pracujących w mediach „mętnego nurtu”, którzy wypominając mu jego przeszłość, próbują zdyskredytować to, co napisał. Do tej krytyki przyłączają się także niektórzy normalni dziennikarze – Paweł Lisicki, Piotr Zaremba, Robert Mazurek.

Nie znam Targalskiego i nie wiem, czy życzyłby sobie, żebym występował w jego obronie, ale ja jednak to zrobię nawet wbrew jego woli, bo nie znoszę głupoty i bezsensownej argumentacji, prezentowanej przez jego krytyków. Na przykład Mazurek sam się ośmiesza, zarzucając mu śmieszność w zdaniu: „pisząc taką książkę, Targalski wznosi się na Himalaje hipokryzji i komizmu”. Ciekawy jestem, czy dziennikarz publikujący w „Rzeczpospolitej” ośmieliłby się zarzucić „hipokryzję i komizm” św. Augustynowi, który był wielkim krytykiem manicheizmu, albo Tekielemu, zwalczającemu z pasją New Age? Jeśli nie, to dlaczego? Przecież św. Augustyn był gorliwym manichejczykiem, ale się nawrócił i poświęcił całą energię na walkę z tym złem, opisując praktyki jego wyznawców. Natomiast Tekieli był opętany przez New Age, zanim nie pojął, że jest to droga do zatracenia się, i po nawróceniu, poświęcił się opisywaniu, do jakich podstępów się uciekają ludzie go wyznający. Targalski natomiast nawrócił się ze zła, jakim był marksizm-leninizm, i dlatego napisał książkę, która tak się Mazurkowi nie podoba. Ich skuteczność w walce z tymi pogańskimi kultami i ideologiami (antyreliginy komunizm jest de facto religią) to efekt tego, że sami je wyznawali. Z tego bakcyla się jednak wyleczyli. Paradoksalnie, można przypuszczać, że gdyby Targalski nie należał do PZPR, gdyby się marsksizmem-leninizmem nie rozczarował, to książka „Resortowe dzieci” nigdy by nie powstała, tak samo jak nie powstałyby antymanichejskie rozprawy św. Augustyna, gdyby nie był manichejczykiem. Naprawdę nie rozumiem, gdzie tu Mazurek widzi „hipokryzję” i „komizm”. Te określenia byłyby zasadne, gdyby Targalski trafił do „Gazety Polskiej” nie pomimo, a dlatego, że jego ojciec był w PZPR, oraz gdyby miał takie same poglądy na temat tego co się w tej chwili w Polsce dzieje jak Lis czy Olejnik, a pisząc książkę „Resortowe dzieci”, próbowałby je ukryć. Jeśli Mazurek uważa, że Targalski myśli tak samo jak w latach 70. i zadekowany w GP ukrywa swoje prawdziwe oblicze, to się ośmiesza. Nie pierwszy zresztą raz, bo nazywa się „niepokornym”, pokornie pracując w gazecie, której właściciel siedzi w kieszeni byłego agenta SB Leszka Czarneckiego (jego bank pożyczył Hajdarowiczowi pieniądze na jej zakup). De facto „Rzeczpospolita”, w której Mazurek skrytykował autorów „Resortowych dzieci”, do tych „resortowców” należy (jej akcje są zastawem za pożyczkę, więc jeśli raty nie będą terminowo spłacane, to znajdzie się ona w rękach Czarneckiego) i dla nich pracuje! To niestety nie jest wcale śmieszne, lecz bardzo, bardzo smutne!

Dziwne, że Mazurek, Lisicki i Zaremba nie rozumieją tego, że w książce „Resortowe dzieci” opisani są osobnicy, którzy tak jak myszy z eksperymentu opisanego w „Gazecie Wyborczej”, w pełni odwzorowują zachowanie swoich rodziców i dziadków. Nie tylko się od niechlubnych rodzinnych korzeni nie odcięli, ale się nimi szczycą. Natomiast losy tych „resortowych dzieci”, które genów strachu i hańby się pozbyli, to temat na inną książkę, którą oni również mogą napisać.

Tak więc odpowiedź na pytanie Passenta brzmi: To co robił ojciec Lisa czy innego „resortowego dziecka” ma olbrzymie znaczenie dla ich poglądów i zachowań, aczkolwiek ich nie determinuje. Dziennikarze, jako reprezentanci IV władzy, podlegają takiej samej procedurze jak politycy. Ich przeszłość powinna być krystalicznie przejrzysta dla opinii publicznej. Takie książki jak „Resortowe dzieci” są bardzo potrzebne i pożyteczne, bo pozwalają widzom, słuchaczom i czytelnikom ocenić wiarygodność osób, które prawo do rządu ich dusz sobie uzurpują.

molasy • blogpress.pl

Rola dzieci i wnuków stalinistów w odradzaniu się stalinizmu w Polsce

Reklama

Możliwość komentowania ☞ Nauka wyjaśnia, dlaczego „resortowe dzieci” są takie same jak ich rodzice! ☚◙◙◙◙◙ została wyłączona

%d blogerów lubi to: