■■ Lech Zborowski: JAN ■■
W ostatnią niedzielę maja nasz WZZowski przyjaciel Jan Karandziej został uhonorowany odznaczeniem Pro Patria z czego oczywiście cieszymy się wraz z nim.
Jednak nie było dla nas zaskoczeniem, że szczególnie wyjątkowe okazały się dla niego okoliczności wręczenia odznaczenia. Dzięki inicjatywie Społecznego Komitetu Budowy Pomnika odsłonięto w Nowej Rudzie obelisk poświęcony Zołnierzom Wyklętym, Przy tej okazji odznaczenia za walkę przyznano majorowi rezerwy, żołnierzowi NSZ Januszowi Słocińskiemu ps.”Konus” i pani Genowefie Aleksander ps.”Cytrynka”. W czasie tej samej uroczystości obok tych niezwykłych Polaków wyróżniono Jana Karandzieja wręczając mu odznaczenie Pro Patria.
Jan Karandziej był działaczem opozycji antykomunistycznej od końca lat siedemdziesiątych i wraz z Andrzejem Gwiazdą był ostatnim członkiem Komitetu Założycielskiego Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Organizował i prowadził wiele akcji kolportażowych, rocznicowych czy obrony osób represjonowanych. Mało kto wie, że Jan jako jedna z zaledwie kilku osób brał bezpośredni udział w planowaniu i przygotowaniu historycznego strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku. Rozpoczynał również strajk w swoim zakładzie pracy GPRI w Gdańsku, którym to strajkiem później kierował. Brał bezpośredni udział w tworzeniu struktur powstającej Solidarności w Gdańsku. Był równiez drukarzem w drukarnii MKZ gdańskiej Solidarności. Od pierwszych chwil stanu wojennego drukował ulotki na jednym ze statków w Zarządzie Portu Gdańsk. Aresztowany wkrótce został internowany w ośrodku w Strzebielinku.
Mimo opozycyjnego życiorysu, z którego z pewnością może i powinien być dumny nasz przyjaciel czuł się szczególnie wyróżniony faktem uhonorowania go w towarzystwie żyjących symboli walki o wolną Polskę, prawdziwych Żołnierzy Wyklętych.
Dzieląc jego radość nie mogłem jednak uciec od pewnej refleksji. Smutną prawdą jest, że człowieka, który był niewątpliwym filarem Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża i organizatorem sierpniowego strajku, a w konsekwencji powstania Solidarności dostrzeżono dopiero po blisko czterdziestu latach. I zrobili to patrioci z Nowej Rudy, a nie głośne dziś “opozycyjne autorytety” rodem z Gdańska.
Nie ma oczywiście w tym żadnego przypadku. Jan Karandziej nigdy nie zaprzestał swej działalności, którą dzisiaj jest dawanie świadectwa historycznych wydarzeń tamtych czasów. Świadectwa często niewygodnego i niechcianego przez fałszywych bohaterów i zakłamywaczy prawdy.
Jan jest jedną z tych osób, które nie pozwoliły się kupić żadnymi obietnicami ani złamać rzucanymi pod nogi życiowymi przeszkodami. A było ich wiele. Podobnie jak Anna Walentynowicz czy Andrzej Gwiazda za głoszoną niewygodną prawdę został wypchnięty na margines. Nawet podczas prezydentury Lecha Kaczyńskiego, który był WZZowskim kolegą Jana, próby uznania jego zasług nie doszły do skutku, gdyż wnioski o to w magiczny sposób nie mogły dotrzeć na biurko prezydenta.
Sam Jan nigdy nie zwracał na to uwagi i niczego nie oczekiwał. Jednak to wyróżnienie go przez uhonorowanie w tak wyjątkowym towarzystwie przyjął z radością i prawdziwym wzruszeniem. Bo taki własnie jest. Pomyślałem więc, że chociaż nigdy nie pozwolił by porównywać go do Zołnierzy Wyklętych, którzy byli dla niego niedoścignionym wzorem już w czasach kiedy jako młody chłopak rozpoczynał swoją opozycyjną przygodę, to jednak nie sposób ukryć, że obok troski o Polskę coś jeszcze go z nimi łączy; musiał swoje odczekać aby ktoś powiedział – dobra robota. I wiem, że dziś tym bardziej nie ma nic przeciwko temu.
Lech Zborowski
fot. Kazimierz M. Janeczko STF
Możliwość komentowania ■■ Lech Zborowski: JAN ■■ została wyłączona