■■ IPN nie ma wątpliwości – gen. Ścibor-Rylski był TW

Posted in ■ aktualności, ■ historia, ■ odkłamujemy HISTORIĘ by Maciejewski Kazimierz on 31 lipca 2016

Lustracja trwa (more…)

Możliwość komentowania ■■ IPN nie ma wątpliwości – gen. Ścibor-Rylski był TW została wyłączona

■■ Zbowidowiec z PRL-u powstańcowi nierówny i trzeba mieć odwagę od tym mówić!

Posted in ■ aktualności, ■ historia, ■ odkłamujemy HISTORIĘ by Maciejewski Kazimierz on 31 lipca 2016

Kwestie pamięci o Powstaniu Warszawskim i stosunku do samych Powstańców wyglądają w Polsce tak, jakby życie nie było pełne parodosów, reguł i wyjątków. (more…)

Możliwość komentowania ■■ Zbowidowiec z PRL-u powstańcowi nierówny i trzeba mieć odwagę od tym mówić! została wyłączona

■■ Krzysztof Wyszkowski: „Powstanie Warszawskie powinno być alfą i omegą polityki historycznej i to na nim powinno się oprzeć całość polskiej racji stanu”

Posted in ■ aktualności, ■ historia, ■ odkłamujemy HISTORIĘ, Wyszkowski Krzysztof by Maciejewski Kazimierz on 31 lipca 2016

Niestety w Polsce jest wciąż wiele osób, które szczerze nienawidzą wszystkiego, co związane jest z polskością i usiłują z nią walczyć. Musimy się temu bezwzględnie przeciwstawiać — mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Krzysztof Wyszkowski (more…)

Możliwość komentowania ■■ Krzysztof Wyszkowski: „Powstanie Warszawskie powinno być alfą i omegą polityki historycznej i to na nim powinno się oprzeć całość polskiej racji stanu” została wyłączona

■■ Grzegorz Braun: autorem nagrań z zamachów w Nicei i Monachium była ta sama osoba: Richard Gutjahr!

Posted in ■ aktualności, ■ odkłamujemy HISTORIĘ, ■ różne by Maciejewski Kazimierz on 31 lipca 2016

28 lipca 2016 r. Grzegorz Braun w Szczecinie (more…)

Możliwość komentowania ■■ Grzegorz Braun: autorem nagrań z zamachów w Nicei i Monachium była ta sama osoba: Richard Gutjahr! została wyłączona

■■ NA TROPIE OBCYCH SZPIEGÓW

Posted in ■ aktualności, ■ historia, ■ odkłamujemy HISTORIĘ by Maciejewski Kazimierz on 31 lipca 2016

ILU POLITYKÓW JEST NA ŻOŁDZIE OBCYCH WYWIADÓW?

Poprzez lustrację i rozwiązanie WSI próbowano pozbyć się agentów związanych z Moskwą. PiS nie jest jednak równie skrupulatne, gdy chodzi o ludzi kojarzonych z innymi wywiadami. Nie widać w nim dociekliwości, ilu polityków jest na żołdzie innych wywiadów.

Minister Witold Waszczykowski mówiąc o zagrożeniach, mówi wyłącznie o absolwentach moskiewskiego MGIMO. Tymczasem najwięcej szkód w MSZ (a wcześniej w MON) poczynił nie absolwent MGIMO, ale Oksfordu. A tam chyba kuźni sowieckich szpiegów nie ma. W okresie swych rządów w MSZ ukrył z premedytacją przed weryfikacją wielu funkcjonariuszy WSI, i to wtedy, gdy raport Macierewicza klarownie wykazał, że WSI była agendą służb specjalnych byłego Związku Sowieckiego. Radek zawsze łaskawym okiem patrzył na wszelkie wywiady, nie mówiąc o jego powszechnie znanej sympatii do wywiadu brytyjskiego. Na tej niwie jego ambicje sięgały wysoko. W MSZ stworzył własną służbę specjalną: Inspektorat Służby Zagranicznej, która inwigilowała, kontrolowała korespondencję, podsłuchiwała rozmowy telefoniczne pracowników MSZ, nie dla kontrwywiadowczej ochrony ministra, lecz ochrony jego reputacji. Ciekawe, że dziś, pod nowym kierownictwem, Inspektorat nadal działa, zajmuje się tym samym, a na jego czele Waszczykowski umieścił resortowe dziecko – Jacka Bazańskiego. Mimo że Sikorski wziął ich pod ochronę, oficerowie WSI pokątnie rozpowszechniali informacje o tym, kto finansował jego naukę w Oksfordzie, o dziwnej znajomości z Tomaszem Turowskim i o tym, dlaczego na początku lat 90., będąc wiceministrem obrony, częściej kontaktował się z rezydentem brytyjskiego wywiadu niż ze swoim szefem.

A propos Turowskiego, czy nie czas na wyjaśnienie, dlaczego gen. Maciej Hunia przywrócił go do pracy w Agencji Wywiadu dwa miesiące przed katastrofą Smoleńską, a Sikorski zatrudnił w MSZ? Nie od rzeczy byłoby też wyjaśnić, co się stało z siedemdziesięcioma kartami, które Hunia ukradkiem usunął z teczki operacyjnej Turowskiego po otrzymaniu raportu informującego, że rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa kupiła mu apartament w centrum Moskwy. Tymczasem na kierownicze stanowiska w „nowej” AW promowani są ludzie tegoż Huni i podejmują nawet próby zatrudnienia w AW 20 oficerów zwolnionych ze służb wojskowych przez ministra Macierewicza. Raz po raz wychodzi na jaw współpraca ze służbami PRL najbliższych współpracowników Waszczykowskiego – w ubiegłym miesiącu przeszłość dopadła przyszłego ambasadora w Berlinie. Nasilają się pogłoski o niejasnych powiązaniach z bezpieką w latach 80. zastępcy ministra ds. polityki wschodniej.

Spokojnie, to tylko Mossad

Polsce szkodzi nie tylko wywiad ze Wschodu. Żemek z FOZZ ujawnił, że korzystał z usług Arie Goldsteina z Izraela i że nielegalnie, choć za wiedzą Balcerowicza, finansowano z pieniędzy FOZZ Amerykańsko-Polskie lobby z siedzibą w Amsterdamie, zorganizowane przez Bloomfielda i Goldsteina. Z zeznań tego ostatniego, podczas procesu FOZZ, wynika jednoznacznie, że był powiązany z Mossadem. Można więc z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że kasę FOZZ obrobił izraelski wywiad.

Wielu towarzyszy broni gen. Marka Dukaczewskiego pracowało dla izraelskiego konsorcjum zbrojeniowego zabiegającego o kontrakty w Polsce. Afera z gen. Waldemarem Skrzypczakiem zaczęła się od podejrzeń, że korumpuje go izraelski lobbysta Menachem Bull. Założona przez tego ostatniego spółka Impart zatrudniała całe stado b. oficerów wywiadu i WSI, którzy negocjowali wielkie kontrakty z MON. Powinno to stawiać na nogi ministra-koordynatora odpowiedzialnego za bezpieczeństwo Polski. Tymczasem nikt nie bije na alarm, że ogromne pieniądze wydawane są w przetargach ustawianych przez obce wywiady, że nachalnie panoszą się przy nich i hulają obce tajne służby i toczą się korupcyjne podchody lobbystów izraelskich z francuskimi, amerykańskich z niemieckimi, że państwo polskie daje się rozgrywać przez obce służby, że to de facto one decydują o potencjale bojowym naszej armii i tym samym bezpieczeństwie kraju.

A propos Mossadu – ani na moment z ekranu TVN nie znika gęba Michała Kamińskiego, b. szef aparatu propagandy rządu PO. Przed objęciem stanowiska u Kopacz, pracował dla izraelskiej firmy wywiadowczej PRISM, której szefem jest wyszkolona przez Mossad analityczka antyterrorystyczna. Dlaczego firma zainwestowała w Kamińskiego? Do czego był jej potrzebny? Podejrzenie, że pracuje dla izraelskiego wywiadu obróciła w żart Dominika Wielowieyska. „No bo wcześniej był posłem z ziemi łomżyńskiej, znanej z pewnego poziomu antysemityzmu”.

Na tle niesłychanej wprost sprawności w wyłapywaniu szpiegów rosyjskich, poraża indolencja ABW na polu ochrony interesów ekonomicznych państwa. Przykład – ciągle nie wiemy, gdzie znalazły się pieniądze z rozkradzionego majątku publicznego? Czy, aby nie w pewnym kraju z palmami?

Zawód: przyjaciel Niemiec

Kluczowe dla interesów państwa negocjacje dot. członkostwa w UE prowadzili dawni agenci, ale czy tylko „komunistyczni”, a nie na przykład „niemieccy”? Wszyscy inkryminowani dostali później intratne posady w Brukseli. I czy nie stąd wynikała ich uległość i służalczość petenta, a nie partnera przy stole negocjacyjnym? Antoni Macierewicz zauważył słusznie: na takich ludziach druga strona mogła wiele wymóc. W Polsce istnieje prawdziwy front obrony niemieckich interesów, ludzi o żebraczym usposobieniu, którzy egzystują za niemieckie pieniądze. Czy nie są również aktywami niemieckich służb specjalnych (także tych odziedziczonych po Stasi)? Tzw. „eksperci od Niemiec” utrzymywani są przez fundacje finansowane przez państwo niemieckie. Zapraszani są do Berlina do wygłaszania referatów, przez Niemców traktowane jako znakomita okazja do wynagradzania prelegentów. Inną okazją jest przyznawanie nagród i krzyży zasługi oraz związanych z nimi gratyfikacji pieniężnych. Dyżurnym „ekspertem od Niemiec” (jak się okazuje, nie tylko) jest dla przykładu Kazimierz Wóycicki, który ostatnio nawoływał do aresztowania ks. Isakowicza-Zaleskiego za krytyczne pod adresem Ukraińców wypowiedzi.

W latach 80. Wóycicki był stypendystą Fundacji Adenauera. Jest autorem wielu tendencyjnych publikacji „naukowych” na tematy polsko-niemiecko-żydowskie, finansowanych przez fundację Eberta. Jest pracownikiem Centrum Studiów Międzynarodowych, sponsorowanym przez Fundację Adenauera, która w 95 proc. finansowana jest przez rząd niemiecki. Oprócz niemieckiego finansowania otrzymał także Krzyż Zasługi RFN. Z poręki Bronisława Geremka był dyrektorem Instytutu Polskiego w Düsseldorfie, a później w Lipsku. Rzecz ciekawa – po obaleniu rządu J. Olszewskiego, na pierwszej stronie „Życia Warszawy” ukazał się jego artykuł „Odejście w niesławę”, w którym Macierewiczowi zarzuca pucz i używanie archiwów do celów politycznych. Później mianowano go dyrektorem IPN w Szczecinie i nikogo nie dziwiło, że szefował placówce na terenach intensywnie penetrowanych niegdyś przez Stasi. Wystarczy też przyjrzeć się „naszym” ambasadorom w Niemczech. Prawie wszyscy rekrutowali się z wyselekcjonowanej przez Geremka i Bartoszewskiego ekipy „stypendystów-niemcoznawców”, o bardzo niejasnych powiązaniach pozazawodowych z okresu, gdy w RFN przebywali na emigracji.

Dla Polski głównym zagrożeniem jest aktywność służb Rosji. Jej rozpoznanie jest jednak słabe. Wiedza o tym, ilu pracowników w ambasadzie rosyjskiej jest z wywiadu, niewiele daje. Mało wiemy też o działalności nielegałów. Wiadomo, że tylko Stalin skierował do Polski w tym celu tysiące osób. Przypomnieć tu trzeba, że w latach 50. kilkunastu tysiącom obywateli Związku Sowieckiego służącym w wojsku i MSW wydano polskie dowody osobiste. Większość, w tym ich potomków, łączą związki z Rosją, a wiedza o nich jest zamknięta w sejfach na Łubiance i tylko ktoś naiwny może sądzić, że dzisiaj nie jest wykorzystywana. Wielu z nich pracuje w służbach. Kiedy przejrzano ankiety osobowe funkcjonariuszy kontrwywiadu pracujących na kierunku rosyjskim, ponad 80 proc. z nich miało krewnych w komunistycznej Służbie Bezpieczeństwa. Dziś, reformując służby, należy zaglądać głęboko w metryki i pytać o rodziców. Tymczasem główny doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa, pisząc o potrzebie reformowania służb, rzuca taką oto myśl: „Izraelski Mossad dlatego jest jedną z najlepszych tajnych służb, gdyż w swoich międzynarodowych akcjach może liczyć na współpracę osób pochodzenia żydowskiego na całym świecie”. Wśród funkcjonariuszy służb ciągle dominują wzory zachowań wpajane za PRL. „Wiedzy i umiejętności z zakresu pozyskiwania i prowadzenia najcenniejszej agentury wraz z całym arsenałem psycho- i socjotechniki należy się uczyć na kursach w Moskwie i Tel Awiwie” – to cytat z opracowania dot. planu reform służb specjalnych. Odradza on także przyjmowanie do pracy osób identyfikujących się z „jakąkolwiek grupą wyznaniową”.

Do dziś adeptów do pracy w służbach nie szuka się w środowiskach patriotycznych, ale wśród rodzin z czekistowską tradycją rodzinną. Kandydat wywodzący się z takiego środowiska spokojnie przechodzi procedurę naboru, natomiast ten, który działał w organizacji o profilu narodowym, jest postrzegany jako polityczny ekstremista.

Cudowne uzdrowienie służb

Pierwsze publikacje mediów przed powołaniem rządu dotyczyły potrzeby zmian w służbach. Brzmiały optymistycznie, bo potrzeba była oczywista. Mariusz Kamiński, przymierzany do stanowiska ministra-koordynatora, mówił: „na jesieni posprzątamy ten syf”. A w służbach „syfu” rzeczywiście było sporo. Po 8 latach rządów PO ich zapaść była katastrofalna. Ten optymizm kolidował jednak rażąco z rzeczywistą sytuacją. W listopadzie 2015 r. premier zapewniła: Polacy mogą się czuć bezpiecznie, zaś szef MSWiA: polskie służby są przygotowane do tego, by sprostać wyzwaniom i zapewnić bezpieczeństwo Polakom. Nikt nie zapytał, jak to możliwe, że w ciągu kilku dni od objęcia rządów dokonała się sanacja służb i kim jest cudotwórca, który sprawił, że funkcjonariusze służb, słusznie oskarżani o nieudolność, stali się nagle strażnikami bezpieczeństwa Polski? Naiwność rządzących potwierdziła seria niepokojących wydarzeń: odwołanie komendanta głównego policji, uszkodzona opona w samochodzie prezydenta, próby zamachów terrorystycznych, cyberataki na banki i urzędy, alarmy bombowe. Prosta konkluzja „Gazety Polskiej” – stoją za tym Rosjanie i ich agentura – nie wyjaśniła problemu. Wytworzona atmosfera zagrożenia sugerowała niedwuznacznie, że mamy do czynienia z pewnym scenariuszem, że ktoś ma interes w prowokowaniu paniki, i że w polskich realiach jedynie ludzie służb mogą inspirować takie wydarzenia. Upłynęło 9 miesięcy, o zapowiadanej „wielkiej reformie służb cywilnych” zapanowała cisza. W jej miejsce wysyłano bzdurne sygnały, że zbyt radykalne zmiany w służbach zagroziłyby bezpieczeństwu szczytu NATO. W czasach PRL służby nieprzerwanie udowadniały władzom partyjno-rządowym swą przydatność (na pierwszej linii walki z imperializmem). Popisywały się oddaniem i ciężką służbą (dla PZPR). Dziś, zagrożone rozliczeniami, oskarżane o niechlubną działalność, też chcą potwierdzić swą przydatność. Ich przesłanie jest jasne: jedynie oni mogą obronić kraj przed rosyjską agenturą. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że z podobną próbą uwiarygodnienia w oczach decydentów już mieliśmy do czynienia. Bo czymże była sprawa Brunona K., „osoby motywowanej względami narodowościowymi, nacjonalistycznymi i ksenofobicznymi”, którego do terroryzmu namówili oraz podsunęli cele ataków agenci ABW, a którego jedynym terrorystycznym czynem było nazwanie Tuska „rudym bandytą”?

Komunizm w Polsce wprowadzili członkowie KPP, przybyli w taborach armii sowieckiej. Stalin przysłał do nas tysiące agentów o duszy obcej, rosyjskiej, ukraińskiej, żydowskiej, aby zajęli miejsce wyniszczonych polskich elit. W ich tradycji i nawykach było donoszenie w ambasadzie sowieckiej przy Belwederskiej na polskich „nacjonalistów” i oskarżanie oponentów politycznych o faszyzm. Tradycje te kultywują do dziś. Przypomnijmy tylko, jak to ludzie Janusza Palikota poczłapali do ambasady Rosji z donosem na „grupę bandytów inspirowanych przez środowisko związane z PiS i Radiem Maryja, o skrajnych poglądach narodowo-katolickich”. Niewiele od donosu Palikota różniły się żenujące przeprosiny Sikorskiego za podpaloną budkę przed ambasadą Rosji.

Nawiasem mówiąc w podsłuchanej rozmowie Sienkiewicza z Belką nt. Marszu Niepodległości pojawia się dziwne zdanie: „Czy jest to moment na uruchomienie tego rodzaju rozwiązania, czy nie? Bo ja mam poczucie, że jest to wariant ok, World Trade scenario.”

Czy chciał coś wysadzić w powietrze w centrum Warszawy, czy montował coś na kształt podpalenia Reichstagu, tj. pretekst do spacyfikowania „ekstremistycznej” opozycji? Na dobry początek, w Białymstoku antyterroryści, na polecenie dzisiejszego szefa ABW, zatrzymali kibiców terroryzujących tamtejszą ludność zawołaniem – „Polska dla Polaków”. Wtargnęli też do mieszkań uczniaków protestujących przed islamizacją Polski.

Polska jest umiejętnie rozgrywana przez Rosję, państwo w którym faktycznie rządzą służby specjalne szkolone do manipulowania przeciwnikiem. Mądrzy ludzie w służbach (bo są i tacy) mówią, że groźniejszym agentem jest ten, który wnosi tajemnice (czyli inspiruje pewne działania), niż ten, który je wynosi. Ponieważ w Polsce tajemnic praktycznie nie ma, to w sprawie medialnej akcji wyłapywania rosyjskich szpiegów chodzić tylko może o akcję „wnoszenia”, tym razem prowadzoną przez „Gazetę Wyborczą” pospołu z „Niezależną”. Przez 8 lat trwał rozkład państwa. Tymczasem słuchając wypowiedzi polityka odpowiedzialnego dziś za jego bezpieczeństwo, można odnieść wrażenie, że największym zagrożeniem dla Polski jest facet, który zniszczył pomnik Bandery i wymachiwał plastikowym krzesłem. Jeżeli w ten sposób zaspokoi się „popyt” na rosyjskich szpiegów, to kto będzie szukał tych prawdziwych? W dodatku narrację w tej materii narzuca Polakom dziennikarz „Wyborczej” o proweniencji klasycznej agentury wpływu i drugi z „Gazety Polskiej”, który przyjął medal od szefa ukraińskiej bezpieki, która – jak wiadomo – jest jeszcze bardziej przesiąknięta rosyjską agenturą niż polska.

Tekst ukazał się na łamach tygodnika Warszawska Gazeta!

Krzysztof Baliński • warszawskagazeta.pl

Reklama

Możliwość komentowania ■■ NA TROPIE OBCYCH SZPIEGÓW została wyłączona