■■ Andrzej Gwiazda o manifestacjach w Warszawie
To wielka akcja zwalczania demokracji przez antydemokratyczną, a więc totalitarną opozycję
Jeżeli można tu coś zarzucić PiS to chyba tylko to, że zbytnio przejął się zasadami demokracji parlamentarnej. Bo równie usprawiedliwione byłoby wtedy, żeby straż marszałkowska wszystkich zbuntowanych posłów wyrzuciła poza Sejm. Okupowanie trybuny jest bowiem działaniem przeciwko Sejmowi, a tym samym przeciwko społeczeństwu, które tych ludzi wybrało — mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Andrzej Gwiazda, współtwórca Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża i NSZZ „Solidarność”.
wPolityce.pl: Z czym według Pana mieliśmy do czynienia wczoraj w Sejmie w wydaniu opozycji?
Andrzej Gwiazda: Patrzę na to, jak na wybryki, bo to są wybryki. Tutaj trzeba podkreślić, że cała akcja jest wielką akcją zwalczania demokracji przez antydemokratyczną, a więc totalitarną opozycję. W telewizji słyszymy nieprecyzyjne informacje o „spontanicznej demonstracji”. A okazuje się, że jej uczestnicy chwalą się, iż jechali całą noc, aby wziąć w niej udział. Czyli jest to wymagająca grubych funduszy ogólnopolska akcja, pozostaje tylko pytanie przez kogo zorganizowana. Na to nie ma jasnej odpowiedzi. Nie mamy przekonywujących dowodów na to, że została ona zorganizowana przez byłych esbeków, którym ograniczono emerytury. Można jednak powiedzieć, że cała akacja jest prowokacją. Przypomina mi to czasy sprzed kilku dekad.
Jakie?
Nigdy nie byłem posłem, nie znam tych spraw, ale w 1980 roku znalazłem się w identycznej sytuacji, co marszałek Kuchciński. Wtedy, gdy „Solidarności” chodziło o uporządkowanie procesu podwyżek, wynikających z porozumień postrajkowych, gremium doradców systematycznie okupowało posiedzenie prezydium Krajowej Komisji Porozumiewawczej, uniemożliwiając nam jakiekolwiek obrady. Zmówiliśmy się wtedy po cichu, wyszedłem z sali i poprosiłem urzędujących w sąsiednim pokoju, żeby go opuścili. Następnie prezydium wstało i wyszło, a zdumieni doradcy zostali na sali. Przeszliśmy do sąsiedniego pokoju i zamknęli się na klucz.
Nie dziwi więc Pana fakt, że posłowie przeszli głosować do Sali Kolumnowej?
Absolutnie mnie to nie dziwi. Jeżeli można tu coś zarzucić PiS to chyba tylko to, że zbytnio przejęło się zasadami demokracji parlamentarnej. Bo równie usprawiedliwione byłoby wtedy, żeby straż marszałkowska wszystkich zbuntowanych posłów wyrzuciła poza Sejm. Okupowanie trybuny jest bowiem działaniem przeciwko Sejmowi, a tym samym przeciwko społeczeństwu, które tych ludzi wybrało. Ich związki z KOD są jasne. Przedwczoraj otrzymałem informację, o co chodzi szeregowym „kodziarzom”. Bo cele tych, co stoją na czele KOD są szyte tak grubymi nićmi, że każdy to rozumie. Ale przecież w tym wszystkim uczestniczą ludzie, którzy naprawdę nie spodziewają się z tego żadnych korzyści.
Czego się Pan dowiedział?
Otóż jedna pani powiedziała mi, że ma bardzo przykrą sytuację w biurze, bo wszystkie jej koleżanki są zwolenniczkami KOD. I o co im chodzi?: „No bo PiS chce zlikwidować łapówki, a to jest straszne. Przecież wtedy nic nie będę mogła załatwić, ani u lekarza, ani w urzędzie”- twierdzą. To znaczy, że tak, jak w 2007 roku część społeczeństwa przeraziła się tego, że w Polsce zostanie zaprowadzone prawo. Wówczas kiedy zaczęli aresztować dużych złodziei, to malutcy złodzieje przerazili się i czym prędzej zagłosowali na Platformę w myśl zasady: „jeżeli oddamy władzę złodziejom, to oni nam też pozwolą kraść”. I można w tej sytuacji również zdefiniować, że marsze KOD-u, to są marsze w obronie korupcji i lewych interesów. Przerażające jest to, że jest ich tak dużo.
Jest jeszcze kwestia rzekomego blokowania przez PiS pracy mediów w Sejmie.
Dziennikarze nie łagodzą obyczajów, ich obecność powoduje zaostrzenie podziałów, pozycji i radykalizację wszystkich grup. Sam mam doświadczenia na tym polu z czasów komuny. Byliśmy w jawnej konfrontacji, w prawdzie na demonstracjach nie krzyczeliśmy: „Precz z komuną” ani „Żądamy niepodległości”, bo wiadomo, że to było docelowe, ale konfrontacja i sprzeczność interesów były oczywiste, czego obie strony nie kryły. Otóż pod kamerami i jedni i drudzy musieli demonstrować wierność swojej ideologii. Natomiast bez kamer i obecności dziennikarzy z bardzo wieloma absolutnymi komuchami, wyklinanymi nawet jako „straszny beton” dało się porozmawiać. Mogliśmy od nich dowiedzieć się wielu korzystnych dla nas rzeczy, jak również wytłumaczyć im czego nie powinni się bać.
Co to były za rozmowy?
Na przykład na poziomie członków Komitetu Centralnego, a także rządu, czyli ministrów. Gdyby wówczas korytarz był zapchany dziennikarzami niemożliwym byłoby, żebym do któregoś z nich uśmiechnął się czy wymienił uścisk dłoni. Bo to spowodowałoby uchwycenie nas na wspólnym zdjęciu i opatrzenie go kilkunastoma hipotezami, co to oznacza. Posłowie, którzy chcą pełnić swoje obowiązki uczciwie i rzetelnie nie mogą być poddani przez cały dzień presji dziennikarskiej. Ciąganie polityków za łokieć i pytanie się ich często o „duperele” nie pozwala im myśleć. Jeżeli trzeba cały czas odpowiadać na pytania, to robią z tych posłów bezmyślne kukły.
Nie ma Pan wrażenia, że opozycja umiejętnie gra na emocjach ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy, że uczestniczą w ich ponurym spektaklu?
Padły groźby zbrojnego ataku: „nasi funkcjonariusze nie zdali broni, będą strzelać”. Ludzie się tego boją, pamiętają bezpiekę sprzed 1989 roku, ze stanu wojennego, sprzed 1980 roku, te aresztowania, polewaczki, pałowania i szczególnie na prowincji zaczynają się bać. I tutaj mamy do czynienia z ewidentną próbą zastraszenia, groźbą karalną i działaniem przeciwko państwu. Nie wiem w czyim interesie działają, ale na pewno działają przeciwko Polsce.
Piotr Czartoryski-Sziler • wpolityce.pl
fot. Fratria
Możliwość komentowania ■■ Andrzej Gwiazda o manifestacjach w Warszawie została wyłączona