Za Armią Czerwoną szły dywizje NKWD

Posted in ■ aktualności, ■ wywiady by Maciejewski Kazimierz on 6 listopada 2011

Z dr. hab. Bogusławem Kopką, historykiem Instytutu Pamięci Narodowej, rozmawia Zenon Baranowski

Cała inicjatywa zakładania obozów pracy w Polsce leżała po stronie sowieckiej?
– Inaczej nie mogło być, ponieważ front zmierzał do Polski ze Wschodu. A za Armią Czerwoną szły dywizje NKWD i Smierszy. Podstawowym zadaniem tych przyfrontowych oddziałów było zapewnienie szeroko rozumianego bezpieczeństwa tyłom. A głównym zagrożeniem, tak definiowały to władze NKWD, była Armia Krajowa. Ponadto tereny, które znalazły się pod okupacją niemiecką, były traktowane przez Rosjan jako wrogie, tzn. ich obywateli traktowało się jako podejrzanych politycznie i etnicznie. I w ten sposób potraktowano obywateli polskich, którzy mieszkali na terenach wcielonych do III Rzeszy (Pomorze, Śląsk, Wielkopolskie, Łódzkie).

Cała struktura, nie tylko forma, ale i funkcjonariusze byli też sowieccy?
– Na początku do obozów niemieckich, np. Majdanka czy Oświęcimia, przybywały dywizje NKWD. Funkcjonariusze najpierw filtrowali więźniów tych obozów, którzy przeżyli, następnie zakładali swoje miejsca odosobnienia dla nowych więźniów. I po pewnym czasie, kilku miesiącach, kiedy te jednostki przechodziły do sowieckiej strefy okupacyjnej w Niemczech albo wracały do Związku Sowieckiego, były przekazywane miejscowym władzom bezpieczeństwa. Józef Stalin nalegał, żeby komuniści w Polsce sami jak najszybciej budowali ten system, oczywiście ze wsparciem NKWD i Smierszy. Dyktatorowi potrzebne były te jednostki do nowych czystek w ZSRS. Stąd nie był zwolennikiem, żeby te obozy – tzw. wędrowne – istniały dłużej. To miał przejąć miejscowy aparat bezpieczeństwa. I tak było w Czechach, na Węgrzech, Słowacji, w sowieckiej strefie okupacyjnej w Niemczech. Ale wszystkie te systemy miały swoją specyfikę, nie były w 100 proc. wiernymi kopiami właściwego Gułagu.

Łagry były, mimo różnych form, obozami pracy. Czy w Polsce ich więźniowie także brali udział w jakichś wielkich budowach?
– Spektakularnym gospodarczym działaniem była przede wszystkim sama odbudowa kraju ze zniszczeń wojennych. Natomiast w przypadku tzw. polskiego Gułagu możemy powiedzieć, że polscy komuniści szybko się zorientowali, iż ten system represji, który chcą wprowadzić, przerasta ich możliwości logistyczne. Krótko mówiąc, polska UB nie była w stanie w pełni wykorzystać go do swoich celów politycznych i gospodarczych. Głównym celem UB było umacnianie nowej władzy. Ale mimo że Gułag dawał jej ekonomiczne zaplecze, bezpieka nie była przygotowana, by być wielkim „właścicielem” gospodarczym, pracodawcą w kraju, a takim był w Związku Sowieckim Gułag. Stąd ewolucja tego systemu do postaci wyspecjalizowanych ośrodków, takich jak ośrodki pracy więźniów w Jelczu, Jaworznie, bataliony górnicze…

Czyli zmiana formuły?
– Przeformowanie, rezygnacja z takiego twardego modelu gułagowego na rzecz półośrodków, które nie były typowymi obozami pracy, ale gdzie praca przymusowa odbywała się za niewielką opłatą. Natomiast nie zawracano sobie głowy trudnymi warunkami pracy w tych ośrodkach, tym że ludzie przypłacali to inwalidztwem, uszczerbkiem na zdrowiu, a nawet życiem. Znamiennym przykładem są tu losy żołnierzy-górników, którzy rekrutowali się z obcych klasowo rodzin kułackich i których zatrudniano jako górników dołowych w kopalniach węgla na Górnym Śląsku albo uranu na Dolnym Śląsku.

Prezentując na konferencji swój referat, jako przykład podał Pan okrucieństwa komendanta obozu w Świętochłowicach Salomona Morela. Na pewno byli inni…
– To oczywiście Czesław Gęborski z Łambinowic. Niejaki Alojzy Stolarz w Gęsiówce w Warszawie. Na takie stanowiska trafiali przeważnie ludzie zdegenerowani, co objawiało się pijaństwem, niesubordynacją. Stolarz w 1951 r. zgwałcił i pobił kilka kobiet w celi w Wigilię. Takie przejawy okrucieństwa ułatwiało to, że człowiek za drutem kolczastym „znikał”. Cały ten aparat podległy był bezpiece. W związku z tym prokurator czy sędzia nawet dyspozycyjny nie mógł interweniować. O takich drastycznych przypadkach z życia obozowego w Polsce stalinowskiej dowiadujemy się dopiero teraz na podstawie akt z IPN.

Po 1956 roku nikt ich nie ścigał?
– Nie ścigano ich, ponieważ nie było woli politycznej. Poza tym dokumenty, np. rozkazy karne – wewnętrzne tajne dokumenty, były rozpatrywane bez rozgłosu w ramach resortu spraw wewnętrznych. Zresztą osławiony Morel, który niedawno zmarł w szpitalu w Jerozolimie, po odwołaniu go z kierowania obozem w Jaworznie i po wykryciu ogromnych nadużyć został skazany na… dwa dni aresztu domowego, po odbyciu którego kontynuował karierę w resorcie bezpieczeństwa wewnętrznego.

Gułag skończył się wraz z upadkiem stalinizmu?
– U nas wraz z październikiem 1956 r. zbiegło się to z końcem Gułagu w Związku Sowieckim. Można powiedzieć, że ten system pracy przymusowej nie sprawdził się i nie mógł się sprawdzić, był deficytowy i niezwykle niewydolny ekonomicznie. Jakie dziś wynika z tego przesłanie? Takie, że nigdy nie można myśleć w kategoriach państwa karnego, penalizacji życia społecznego. Doświadczenie Gułagu w wielu rodzinach tkwi nadal, w przekazach rodzinnych, jest strach przed aresztowaniem, brak poczucia bezpieczeństwa. Co widać było wyraźnie podczas kolejnych kryzysów „polskich miesięcy” 1968, 1970, 1976.

Dziękuję za rozmowę.

Zenon Baranowski • NASZ DZIENNIK

Możliwość komentowania Za Armią Czerwoną szły dywizje NKWD została wyłączona