MY GRZESZNI …

Posted in ■ aktualności by Maciejewski Kazimierz on 15 października 2011

No, tośmy nawarzyli Polsce kocioł słonej kaszy. Teraz wyłącznie od nas zależy, co zrobimy z wyborczą tragedią.
Mnie przychodzi na myśl jedynie fragment tej suplikacji: „My grzeszni, Ciebie Boga prosimy, zmiłuj się nad nami…”.

Averell Harriman, polityk amerykański, kandydat na prezydenta USA, ambasador w Moskwie w czasie II wojny światowej, tak powiedział kiedyś o Polakach: „Jest w nich jakiś wirus samozagłady, który sprawia, że ma się wrażenie, iż nieszczęścia, które ich spotykają, nie zdarzają się im przypadkowo. Polacy mają taki stosunek do szans, które stwarza im los, jakby chcieli za wszelką cenę przegrać”.
Nic ująć, choć parę zdań dodać warto.

KTO MILCZY, AKCEPTUJE
Co trzeci głosujący Polak poparł Platformę Obywatelską, jedynie co czwarty wybrał Prawo i Sprawiedliwość. Zarazem co drugi uprawniony w ogóle na wybory nie poszedł. Co oznacza, iż doszukiwanie się sensu w postępowaniu moich rodaków często bywa wysiłkiem jałowym i absolutnie pozbawionym sensu. To najwyraźniej trochę tak, jakby starać się objąć rozumem pustą przestrzeń. Nie ma to, tamto: albo telewizja ma nad nami aż taką władzę, by z kretesem i trwale naród ogłupić, albo większość wyborców postrzega świat nie takim, jakim jest on w istocie, a takim, jakim jest on im pokazywany. Co zresztą na to samo wychodzi.

No bo proszę się temu uważnie przyjrzeć: nieważne rekordowe zadłużenie państwa, wzrost podatków i biurokracji, uwiąd instytucji państwowych rozstrzygających istotne dla naszej egzystencji kwestie, nieważna farsa parlamentarnych śledztw, porażka polityki zagranicznej, totalna destrukcja gospodarki, śmierć systemów edukacji i ochrony zdrowia, wreszcie do diabła ze Smoleńskiem – ważne, by było głośno, kolorowo i wesoło. I żeby zagranica poklepywała nas po plecach. Womitować się chce.

Wszystko powyższe pozwala postawić tezę, iż jako naród w idealnie demokratyczny sposób popełniamy samobójstwo. Demokratyczne samobójstwo na raty. I że zaczęliśmy w czerwcu 1989 roku, gdy do urn powędrowało zaledwie sześćdziesięciu trzech z każdych stu uprawnionych do głosowania. Od tamtej pory, mniej więcej co cztery lata, sytuacja powtarza się, przy czym za każdym razem jest już tylko gorzej. To przerażająca eskalacja, eskalacja zaniedbań w obywatelskiej powinności. Tymczasem qui tacet, consenti, co znaczy: „kto milczy, akceptuje”, jak powtarzano w czasach świetności Rzymu. Tak to już jest: demokracja nie daje etyce miar. W demokracji głos należy do tych, którzy mówią. Milczący mogą mieć słuszność, lecz ich postawa nie ma znaczenia. I nie mają oni podstaw do roszczeń.

Kiedy blisko piętnaście milionów wyborców nie chce skorzystać ze swojego prawa, dobrowolnie lokując siebie poza marginesem decyzyjnym, a co za tym idzie, pozostawiając innym rozstrzygnięcia najważniejszych w demokracji kwestii, to bardzo źle wróży przyszłości. Wiem, wiem: zapatrzone w liberalną ideologię państwo ponad dwie dekady odwraca się tyłem do obywateli, więc teraz obywatele odwracają się tyłem do państwa. Ale ten zanik polskości w Polakach nieodmiennie napawa mnie zdumieniem. Kolejny raz ponad obywatelski obowiązek Polacy przedłożyli niechęć do polityków i nieufność do polityki. Ewidentnie zabrakło nam dojrzałości politycznej i poczucia patriotyzmu.

DUSZOŁAPSTWO

Miał rację Józef Piłsudski, tak pisząc do swego politycznego oponenta, Romana Dmowskiego: „Masa polskiego społeczeństwa jest rzeczą niczyją, luźnie chodzącą, nie ujętą w żadne kadry organizacyjne, nie posiadającą żadnych właściwie przekonań, jest masą bez kości i fizjonomii. O tę gawiedź politycznie bezmyślną, o przyciągnięcie jej choćby na jeden moment w jedną lub drugą stronę, chodzi w pierwszym rzędzie tym wszystkim, którzy robią w Polsce politykę. Cel ten zaślepia i przesłania oczy na wszystko inne działaczom zdolnym prowadzić tylko zajadłe i konkurencyjne duszołapstwo (…). A ponieważ ogół społeczeństwa jest politycznym niemowlęciem, więc konkurencja musi dostosować swe metody do tego poziomu. Stąd spekulacja na najbardziej prymitywne i naiwne odruchy mas, stąd zapominanie o interesach całości państwa – jest regułą i normą, a deklamacje o Ojczyźnie frazesem, z którym działalność deklamujących stoi w najzupełniejszej sprzeczności”.

Przytaczam te słowa, ponieważ minione wybory pokazały, że jeśli przez sto lat Polacy się zmienili, to raczej w jakimś niezauważalnym stopniu. Nadal prezentujemy lekceważący, żeby nie powiedzieć opryskliwy, stosunek do organizmu państwowego, coraz słabiej identyfikując się z państwem i jego instytucjami. Polacy, rozczarowani Polską, powoli przestają uznawać swój kraj za dobro wspólne, przestają uznawać go za własne państwo. Żal ściska serce i dławi krtań. Przed nami trudne dni.

***
„Korzyści łatwo przychodzące, wbrew prawom moralnym, są już w zarodku początkiem klęski, która przyjdzie” – rzekł kiedyś Stefan Wyszyński, trafnie nazywany „prymasem tysiąclecia”. Weźcie to do siebie, panie i panowie parlamentarzyści. Jeszcze przed tygodniem była to tylko taka gra, mniej lub bardziej niezobowiązujący galop wyborczą ścieżką. Od teraz przed wami strome szczyty i przepastne otchłanie.
A tuż za waszymi plecami postępuje Polska. Jej wybieracie szlak i o tym nie wolno wam zapomnieć.

Krzysztof Ligęza • goniec.net
kontakt z autorem: widnokregi@op.pl

Możliwość komentowania MY GRZESZNI … została wyłączona