■■ Grzegorz Braun: „Wuja słuchał będziesz” ■■

Posted in ■ aktualności, ■ historia, ■ odkłamujemy HISTORIĘ by Maciejewski Kazimierz on 17 Maj 2016

o wpychaniu nam uchodźców przez USA

Odwiedził nas ostatnio kolejny imperialny „rewizor” – pan Anthony (vel Tony) Blinken, zastępca amerykańskiego sekretarza stanu. Wpadł do Warszawy, żeby protekcjonalnym tonem pouczyć nas w sprawie „uchodźców-nachodźców”: – Europa powinna mówić w tej sprawie jednym głosem, a Polska ze względu na swoją historię i geografię rozumie, czym jest kryzys uchodźczy. Wiemy, jakie to niesie obciążenie dla społeczności, bo sami mamy problem z przyjęciem uchodźców, ale nie zapominajmy o tym, że mówimy o ludziach takich jak my. Nasi rodzice, dziadkowie też szukali schronienia przed przemocą.

Zwróćmy uwagę na zastosowaną tu strategię perswazji: „ludzie tacy jak my”, ba!, może nawet więcej – jak „nasi rodzice i dziadkowie”. Kto w tej sytuacji ośmieli się okazać brak entuzjazmu – ten zdemaskuje się jako barbarzyńca i wyrodek. Nie przypuszczam, by pan Blinken zapoznawał się w ramach swoich obowiązków służbowych z „Trylogią”, ale najwyraźniej próbuje stosować retorykę pana Zagłoby, skuteczną wobec Rocha Kowalskiego – próbuje wyegzekwować lojalność i posłuszeństwo przez zbudowanie absurdalnego łańcucha fikcyjnych zależności rodzinnych. Aby należycie docenić groteskową absurdalność uroszczeń i jednoczesną bezczelność imperialnego emisariusza, przypomnijmy nieśmiertelną scenę z „Potopu”, kiedy to Zagłoba klaruje świeżo zapoznanemu, mało lotnemu wojakowi:

Gdzie ojca nie ma, tam Pismo mówi: wuja słuchał będziesz. Jest to jakby rodzicielska władza, której grzech, Rochu, się sprzeciwić… Bo nawet i to zauważ, że kto się ożeni, ten snadnie ojcem być może; ale w wuju płynie ta sama krew, co w matce. Nie jestem ci wprawdzie bratem twej matki, ale moja babka musiała być ciotką twej babki; więc poznaj to, że powaga kilku pokoleń we mnie spoczywa, bo jako wszyscy na tym świecie jesteśmy śmiertelni, tedy władza z jednych na drugich przechodzi i ani hetmańska, ani królewska nie może jej negować, ani nikogo zmuszać, żeby się oponował. Co prawda, to święte! Mali hetman wielki, czy też, dajmy na to, polny, prawo nakazać, nie już szlachcicowi i towarzyszowi, ale lada jakiemu ciurze, żeby się na ojca, matkę, na dziada albo na starą ociemniałą babkę porywał? Odpowiedz na to, Rochu! Mali prawo?

Tak też właśnie na bezczelnego próbuje nas urabiać pan podsekretarz Blinken – powołując się na rzekomą wspólnotę doświadczeń swych przodków i imigrantów szturmujących dziś Europę, próbuje szantażować nas emocjonalnie.

Przy okazji warto zwrócić uwagę na powracające tu, a od dłuższego już czasu obecne w propagandzie traktowanie „otwartości na uchodźców” jako probierza poziomu cywilizacyjnego. Kto nie jest dostatecznie „otwarty”, temu natychmiast zarzucić można ksenofobię, rasizm i – jednym tchem – antysemityzm. Pan Blinken, odnotujmy, pochodzi wszak z rodziny ocalonych z Holokaustu – i to poniekąd podwójnie: drugi mąż jego matki, Samuel Pisar z Białegostoku, świadek Auschwitz i Dachau, zamieszkały w Paryżu, otaczał młodego Tonia Blinkena ojcowską opieką. I oto przekazana tak bezpośrednio „pamięć Holokaustu” służyć ma jako chwyt retoryczny do egzekwowania naszej uległości wobec dyktatu centrali eurokołchozu w sprawie rozmieszczenia islamskich uchodźców (sic!). Pan Blinken odwołuje się do dramatu pokolenia swego ojczyma, aby uzmysłowić nam, że udzielanie schronienia przed przemocą każdemu, kogo zechce nam podesłać pani Merkel do spółki z panią Bieńkowską – to moralna powinność, którą musimy bez
szemrania zaakceptować.

Aktualna „mądrość etapu” domaga się od nas gościnności wobec migrantów z Bliskiego Wschodu, ale kto wie, na kogo jeszcze przyjdzie nam się otworzyć w niedalekiej przyszłości – zwłaszcza jeśli latem choć w części zaczną się spełniać przepowiednie wygłaszane przez tak renomowanych proroków jak Mosze Kantor, prezes Europejskiego Kongresu Żydowskiego. Przypomnijmy, że ten ostatni, pod koniec stycznia bawiąc w Moskwie, żalił się Władimirowi Putinowi, że sytuacja Żydów w Europie jest najgorsza od czasów II wojny światowej (sic!), i straszył „brudną bombą” w rękach rezunów ISIS. Jeśli jak prorokował, w ślad za falą „uchodźców” rozlać ma się po całym kontynencie fala „terroru islamskiego” – kto wie, jaka pielgrzymka ludów ruszyć może jeszcze tego lata z Europy Zachodniej na wschód? Jeśli istotnie, jak to w ślad za Kantorem prorokowali jeszcze w zimie np. Yoram Schweitzer czy gen. Paweł Pruszyński, akty terroru z użyciem „brudnej bomby” czy broni chemicznej wymierzone będą najpierw w Euro 2016 we Francji (czerwiec), a potem Światowe Dni Młodzieży w Polsce (lipiec) – to kto wie, czy w ramach nowej „transformacji” nie przyjdzie nam gościć przybyszów nie tylko z Bliskiego Wschodu. I wówczas okazać się może, że analogia, jaką posłużył się podczas warszawskiej gospodarskiej wizyty pan Blinken, jest ściślejsza, niżby się dziś zdawało.

Podczas gdy pan podsekretarz Blinken usiłował robić z nas idiotów, jego szef, sekretarz Kerry, miał na głowie ważniejsze sprawy – został w USA m.in. po to, żeby studentom jednej z bostońskich uczelni tłumaczyć, że przyjdzie im żyć „w świecie bez granic” („borderless world”), w którym największymi zagrożeniami są: terroryzm, bieda i globalne ocieplenie. John Kerry pił tam wyraźnie do konceptu Donalda Trumpa: budowy muru, który zatrzyma nielegalnych imigrantów. To bez sensu, tłumaczył Kerry, bo nie ma takiej ściany, za którą można by się schować przed „nowymi technologiami”. Słuszna racja. Ale po co wobec tego jakiekolwiek amerykańskie bazy w Europie? Po co „stała obecność” wojsk NATO w Polsce? Może wystarczy choć część tych „nowych technologii”, nad którymi pracują instytuty badawcze zakontraktowane przez armię USA, które mogliby towarzysze amerykańscy przekazać swoim sojusznikom – i wtedy „wzmocnienie wschodniej flanki” stanie się faktem? Kto szczerze chciałby dbać o pokój w Europie Środkowej – powinien czynić wszystko, by wzmocnić Wojsko Polskie. I można tego dokonać błyskawicznie – głównie właśnie poprzez transfer technologii. Ale tego najwyraźniej nasi amerykańscy sojusznicy nie chcą uczynić.

Realną wykładnią zamiarów i praktycznym sprawdzianem intencji naszych imperialnych patronów jest sprawa trzech tuzinów polskich F-16, które już w momencie zakupu były sprzętem mocno posuniętym w latach. Jak wiadomo, Amerykanie nie uznali za stosowne przekazać naszym lotnikom żadnego uzbrojenia do tych maszyn – stąd wielkim świętem dla pilotów była możliwość ćwiczeń na poligonach izraelskich. À propos – Izrael uzyskał w zeszłym roku promesę na zakup (zważywszy wysokość rocznej dotacji federalnej, może raczej prezent) najnowszych F-35 – zatem Izrael stanie się pierwszym nieamerykańskim użytkownikiem myśliwców piątej generacji. Tymczasem nasze F-16 (faktycznie dwie generacje do tyłu) pozostają nieuzbrojone – a na dodatek, jak wieść niesie, bieżących napraw dokonuje się w nich metodą „kanibalizmu” wewnętrznego: wymontowane podzespoły jednych płatowców służą do czasowego podnoszenia sprawności innych (zanim z USA sprowadzone zostaną zamienniki zdefektowanych elementów). To zresztą i tak z grubsza wszystko jedno, bo przecież wojenne „plany ewentualnościowe” NATO przewidują natychmiastową ich relokację poza granice Polski – a konkretnie: zaraz w pierwszych godzinach wojny wszystkie nasze F-16 mają zostać przebazowane na lotniska niemieckie (sic!).

Otóż także i w świetle takich faktów doprawdy trudno oprzeć się wrażeniu, że spotkania naszych Szczerskich i Waszczykowskich z wizytatorami z Waszyngtonu coraz żywiej przypominają dialog Rocha Kowalskiego z „wujem” Zagłobą.

Tekst ukazał się na łamach tygodnika Polska Niepodległa!

Grzegorz Braun • polskaniepodlegla.pl

Możliwość komentowania ■■ Grzegorz Braun: „Wuja słuchał będziesz” ■■ została wyłączona