■■ WSTAJEMY Z KOLAN I NIE MAMY DROGI ODWROTU ■■

Posted in ■ aktualności, ■ historia, ■ odkłamujemy HISTORIĘ by Maciejewski Kazimierz on 7 stycznia 2016

Na historyczne pytanie z kim mamy iść po wolność, z Rosjanami czy Niemcami, próbowali odpowiedzieć sobie Polacy podczas zaborów. Ale dopiero odpowiedź Piłsudskiego – „z nikim”, przyniósł nam przełom i prawdziwą niepodległość – na 20 lat.

W czasie II wojny geopolityczne uwarunkowania zmieniły się, alternatywa miedzy Niemcami a Rosją straciła racjonalne przesłanki, ale za to ożył mit amerykański, który, w krótkim czasie, również okazał bez pokrycia. Potem przyszedł PRL oraz ten ideowo fatalny okres po 1989 r. Przełomowe stwierdzenie „z nikim” zniknęło z polskiej myśli politycznej i polskiego horyzontu. Brak tego komponentu w naszej myśli strategicznej sprawił, że natychmiast pojawiła się nowa klasa jurgieltników z wyciągnięta dłonią.

Ale geopolityczne położenie nie odpuszcza

Dziś pojawiło się kolejne pytanie: z Amerykanami czy Chinami? Alternatywa ta z jednej strony częściowo neutralizuje problem jurgieltników ale za to z drugiej natrafia na pustkę, bo do powszechnej świadomości nie dotarła jeszcze skuteczność koncepcji „z nikim”. Nie trzeba chyba dodawać, że jej stosowanie pomnaża siłę rządu i państwa i powagę polskiego paszportu. I to jest właśnie najpoważniejszy polski problem.

Ale to jeszcze nie wszystko. Stare postpeerelowskie zaplecze jest wciąż jeszcze silne zagranicznym wsparciem. Większość społeczeństwa jest oczywiście „za”, ale mimo to jeszcze nie wie czy, w razie trudności, nie będzie przeciw. Skala oporu starych sił będzie słabła, ale czy siła społecznego przekonania i konsekwencja obranej drogi wytrzymają napór wrogiej materii? Czy wytrzymają? Pytanie jest zasadne, bo właśnie na tej płaszczyźnie tworzy się obszar konfrontacji starego z nowym. Historia mówi, że siła wyporu musi być większa niż siła naporu.

Pokojowym narzędziem są oczywiście media, celem niewyrobieni odbiorcy, brak wiedzy obywatelskiej i historycznej. Rzecz w tym, że owo „z nikim” powinno być interpretowane w sposób historyczny, a nie ludowy oparty na krótkiej perspektywie i strachu o byt. Anglicy rozumieją to jednoznacznie: Anglia nie ma wiecznych wrogów, ani wiecznych przyjaciół, ale za to ma wieczne interesy. Polacy też mają swoje interesy i właśnie od ich respektowania zależy nasz dobrobyt i samo istnienie. Ale te interesy trzeba jasno wyartykułować.

Jesteśmy członkiem UE

ale symptomy pogłębiającego się cywilizacyjnego kryzysu w pierwszej kolejności właśnie ją dotykają. Pada ofiarą kłopotów związanych z rozkładem systemu postkolonialnego. I ta tendencja jest stała. Będzie się pogłębiać oraz przenosić na inne obszary świata. Nie znamy jeszcze ich skutków, ale Rubikon został przekroczony. A więc pytanie USA czy Chiny jest zasadne – pod warunkiem zachowania własnej podmiotowości.
Ktoś powie, że to pomylony pomysł, bo interesy USA i Chin się wykluczają, a my jesteśmy zbyt słabi. To prawda, że wykluczają, ale nie na terenie Polski i Europy Środkowo-Wschodniej, która oddziela Niemcy od Rosji. Tę ścianę, lub współcześnie – mur, chcą zbudować Amerykanie i Chińczycy.

Jeżeli Niemcy oficjalnie piszą o polsko-amerykańskiej zmowie, to musi ona już mieć realne kształty. Ponadto działania polskiego rządu wskazują na takie poparcie. I niezależnie od politycznej opcji należy „kuć żelazo póki gorące”. Jak mawiał Piłsudski, stwarzać fakty dokonane.
Przy tak zarysowanym planie musi pojawić się pytanie, jaką cenę ma takie poparcie? Do czego więc Polacy się zobowiązali wobec Amerykanów, bo chyba każdy zdaje sobie sprawę, że w polityce nic nie ma za darmo. A skoro tak jest, a interes Amerykanów i Chińczyków na terytorium Polski pokrywa się z naszym, to może warto przyjąć propozycję chińską 16+1 i w ten sposób wzmocnić swoją pozycję przetargową wobec nie tylko Europy Środkowo-Wschodniej, ale również wobec Rosji i Niemiec, a także samych Amerykanów i Chińczyków.

To oczywiście dość ryzykowna gra, ale na tej szerokości geopolitycznej nie mamy innego wyjścia. Tak czy siak, musimy poruszać się pomiędzy zębami potwora, którego apetyt nie jest jeszcze sprecyzowany. Postawienie na NATO, niezależnie od skuteczności, zmusi nas do wzmocnienia obrony własnej i sprecyzowania strategii, a skumulowanie interesu dwóch największych mocarstw, powinno zabezpieczyć przed atomowym gruzowiskiem, jakim miała być Polska w czasach PRL i, nie ma co ukrywać, że w okresie po 1989 r. również. Zgodnie z tym, co zauważył Prezydent Duda, polskie wojska chronią granicę nie na wschodzie, lecz na zachodzie, jakby największe niebezpieczeństwo wciąż zagrażało nam ze strony Niemieć. Będąc w UE, to oczywiście strategiczny absurd – chyba, że jest inaczej? Tak więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby na terenie Polski i Europy Środkowej zacząć budować strefę pokoju przy pomocy USA i Chin jednocześnie?

Oczywiście takie rozwiązanie będzie budziło opór Rosjan, Niemiec, ale również i USA. Ale z Amerykanami to nie my powinniśmy negocjować, lecz Państwo Środka, które jest zainteresowane wzmocnieniem Europy Środkowo-Wschodniej – oczywiście dla swoich celów. Ale te cele, warto przypomnieć, że w wyjściowej pozycji pokrywają się z naszymi. Dlaczego nie mamy skorzystać z okazji i wejść na drogę ku lepszej Polsce, tym bardziej, że w amerykańskiej świadomości dyplomatycznej już żyje wizja Polski, jako lidera Europy Środkowo-Wschodniej. Stworzył ją Stratfor, prywatna agencja wywiadu George’a Friedmana. Siła tej koncepcji będzie zależała od siły poparcia państw tego regionu.

Oczywiście, granice tak pomyślanej Europy Środkowo-Wschodniej nie są jeszcze sprecyzowane, ale najważniejsze, że myśl istnieje. Natomiast w świadomości chińskiej (podobnie jak w Tureckiej) Polska nie przestała istnieć nigdy, a więc tu nie musimy się wysilać. Strona chińska ma jeszcze dodatkowy atut, że coraz mocniej nadaje ton całemu światu. I tu polska myśl historyczna sięgająca I RP i II RP może okazać się bardzo pomocna. Ponadto trudno sobie wyobrazić dyskusje z Amerykanami na temat przyszłości świata, ale te same rozmowy z Chińczykami są całkiem możliwe. Amerykańska wizja gospodarki wydaje się być schyłkową, chińska wciąż ma w sobie margines szerokiego manewru.

I teraz co sami Polacy na to?

I tu kryje się największa zagadka. Polacy w 1918 r. byli przygotowani na zatrzymanie niepodległości. Dziś historia daje nam kolejny raz szansę, może nie na taką niepodległość jaką mieliśmy w czasie II RP, ale na nieporównywalnie większą niż mieliśmy po 1945 r. W ostatnich wyborach, wyborcy byli podzieleni na tych, którzy postawili na obiecane przez rząd pieniądze i tych, którzy mieli już dość rządów PO i PSL. Rodziny postawiły na stabilizację, a ta wymaga wykonania wyborczych obietnic – i jest to przełom w dotychczasowym życiu politycznym, bo przyszłych posłów uzależnia od wotum społecznego zaufania. Ci natomiast, którzy mieli dość PO/PSL stawiają na zmiany nie tylko w życiu politycznym, ale również zawodowym i prywatnym. Ucieczka na Zachód stała się niemożliwa, a więc te zmiany nastąpić muszą.

O lepsze życie należy więc walczyć u siebie w kraju. I tu już nie ma zmiłuj się. Nie ma zmiłuj się też dla samego zwycięzcy wyborów PiS. Jego cofnięcie się lub nawet złagodzenie kursu, oznacza klęska całego ugrupowania. Poluźnienie struny natychmiast wyda fałszywą tonację, która porazi ucho wyborcy. Ale to jeszcze nie koniec. Los PiS-u został związany z losem wszystkich Polaków – niezależnie od tego czy chcą tego, czy też nie. Brak idei i solidarności ma większe konsekwencje niż ich zastosowanie w życiu; piwko i grill są jak techniczna gumka, wymazują z ekranu życia właśnie to, na czym najbardziej zależy – prezentację własnej inwencji. PiS i Polska nie mają już drogi odwrotu, bo za ich plecami jest ściana.

Jeżeli np. Niemcy tego nie rozumieją, to niech sobie przypomną po co jeździła Angela Merkel na zjazdy Związku Wypędzonych? BdV i paragraf 116 niemieckiej konstytucji, to dopiero relikt starej epoki. Na takim paradoksie niczego zbudować nie można. To klęska na starcie. Wyborcy obecnego polskiego rządu nie domagają się powrotu na kresy, nie gloryfikują Lwowa, Wilna i innych miast, dziś ukraińskich, litewskich, czy białoruskich, jak ziomkowie Śląska, Mazur, Kaszub, Pomorza czy kilkadziesiąt polskich miast. Polscy wyborcy domagają się uczciwości w polityce, oddania całemu polskiemu narodowi poczucia godności, tożsamości, przywrócenia polskiej gospodarce podmiotowości, miejsc pracy i prawo swobodnego rozwoju, a więc tego wszystkiego, czego oczekiwaliśmy wstępując do UE, a czego wciąż nie możemy się doczekać.

Właśnie o to Polacy walczą od ponad 200 lat. Czy to jest dużo, czy to jest niestosowne żądanie. Jeżeli tak, to chwieją się nie tylko fundamenty UE, ale zaczyna się walić jej cała konstrukcja. Emigranci – nogami, w sposób wystarczająco jasny zaświadczają, ze epoka kolonialna skończyła się bezpowrotnie. My Polacy pamiętamy co na rozdrapanym terytorium Polski działo się podczas zaborów, podczas II wojny światowej. Widzimy miałkość swojego społeczeństwa i swojej gospodarki i chcemy to naprawić. Wyborcy PiS chcą budować świat nie patologii, lecz zgodny z własną tradycją, która ma ponad 1000 lat. W UE to chyba rzecz normalna i obopólnie korzystna.

A więc w rękach wszystkich Polaków

leży wybór drogi, wspólny los i nasza przyszłość. Perspektywa widzenia z pozycji kolan jest krótka, gdy wstaniemy, zmienia się ona automatycznie. Dziś mamy geopolitykę piastowską, a więc już nie powstania, które musiały wyrąbywać szablą swoje prawa, lecz państwo prawa. Ale to prawo nie może być prawem kolonialnym wstrzymującym nasz rozwój, lecz musi być one dostosowane do naszych warunków kulturowo-gospodarczych. Konieczna jest więc zmiana unijnej formuły. Demokracja jest rozumieniem potrzeb własnych i obcych. Kolonialne zapędy są jej zaprzeczeniem.

Jeżeli polskie władze mają rozmawiać z UE, to znaczy, że z Niemcami. Rozmowy z nimi wymagają przygotowania, dużej koncentracji i odwołania się do udokumentowanych faktów. Wzorem może tu być np. Grażyński. Przedmiotem rozmowy będzie również problem demokracji. I tu potrzebne będzie wykonanie analizy medialnej pod kontem własności i propagandy. Analiza medialna chociażby ostatniego roku jest w stanie wykazać kompletny dysonans w zakresie niezależności mediów. Wyniki tych rozmów należałoby opublikować w kilku językach.

I na koniec

Wszystkie wzorce upadły. Pomiędzy II RP a PRL i tym, co działo się po 1989 r. do chwili obecnej, istnieje przepaść. Nie ma ciągłości tradycji, nie ma ciągłości elit; przerwany został ciąg myśli politycznej i państwowej. W najmłodszym pokoleniu polska idea wprawdzie odradza się, ale w oderwaniu od łączności z weteranami. Oni już nie przekażą im tej istoty i sensu walki o Polskę i polskość, a mimo to właśnie ta młodzież zaczyna wchodzić na te sama drogę, którą podążali ich przodkowie – w zaborze rosyjskim, pruskim, austriackim i w czasie II wojny światowej. I warto zastanowić się dlaczego?

Odpowiedź na to pytanie obala wszelkie niesprawiedliwe opinie dotyczące powstań narodowych i samego polskiego zrywu, ba, obala całą antypolską propagandę. Zarówno przodkowie, jak i nie mający z nimi kontaktu ideowego ich potomkowie, zostali do tego zmuszeni przez trwające od kilku wieków wciąż te same mechanizmy, zmuszające ludzi do desperackich czynów. Jeżeli ten sam protest, w różnej formie, powtarza się przez wieki i to jeszcze w różnych kontekstach kulturowych, to nie można winić za to ludzi, lecz wina tkwi w systemie i braku ludzkiej woli do jego zmiany. Targowica w okresie rozpadającej się I RP, mimo powszechnego potępienia, miała nieco lżejszy wymiar, niż w okresie współczesnym, kiedy w odniesieniu do wspólnoty narodowej, nabrała wymiaru szczególnie podłej zdrady.

Owo „z nikim” jest więc taką samą nobilitacja, jak w 1920 r. był powszechny udział polskiego chłopa w wojnie bolszewickiej. Ale sama nobilitacja, to jeszcze zbyt mało. Karana jest nie odwaga. Karane jest natomiast przywiązanie do batożka pomponika i paradowanie z nim, bo ma znamiona uzurpacji. Bartek spod Racławic został bohaterem i szlachcicem, ale gen. Zajączek, zdrajcą. Polska chcąc obronić swoją godność i wolność, musi wcześniej wejść w odpowiednie sojusze odporowo-obronne i wyłonić z siebie elity na odpowiednim poziomie, które potrafią myśleć po polsku, wyczuć odpowiedni moment i zastosować odpowiednią taktykę. Koncepcja „z nikim” nie oznacza samodzielnie lub samotnie.

Ryszard Surmacz • wpolityce.pl
Ryszard Surmacz (1950), historyk, przez 11 lat był dziennikarzem reportażystą w kilku polskich czasopismach.
Na tematy śląskie publikował także w „Kulturze” paryskiej, za które otrzymał nagrodę POLCUL-u.
Autor siedmiu książek (ósma w przygotowaniu). Mieszka w Lublinie.

fot. wPolityce.pl

Możliwość komentowania ■■ WSTAJEMY Z KOLAN I NIE MAMY DROGI ODWROTU ■■ została wyłączona