Roman z Wora

Posted in ■ aktualności by Maciejewski Kazimierz on 7 września 2012

„Dzisiaj parę słów o największym polskim polityku, w sensie, najwyższym” 


Był kiedyś Lancelot z Jeziora, może być i Roman z Wora, tego, co to go postępowa młodzież z liceum imienia Jacka Kuronia miała pakować (tempo raz!), a następnie, (tempo dwa!) całość wrzucać do jeziora.
Ależ było radości w Wyborczej, że tak nam się młodzież udała! No, ale to już zamierzchła przeszłość, dziś mądrość etapu jest już zupełnie inna.

Jak już pewnie wszyscy zgadli, dzisiaj parę słów o największym polskim polityku, w sensie, najwyższym. Już choćby z tego powodu jest wybitny, bo przeoczyć go nie sposób. Kiedyś go spotkałem na Okęciu, nawet miałem przez chwile ochotę go trzepnąć magazynem lotniczym w twardej oprawie, ale, po namyśle zrezygnowałem, bo jednak miał dużą przewagę wysokości, co, jak wiemy z „Dywizjonu 303” jest połową zwycięstwa. Poprzestałem na złowrogim spojrzeniu. No, ale do rzeczy. Oto czytamy:

Roman Giertych, co by o nim nie mówić, jest wybitną postacią. Zdolnym politykiem, wykształconym, elokwentnym, ze zdolnością do ewoluowania. Wydaje mi się, że predyspozycjami góruje nad 60 proc. klubu PO. Mało jest ludzi tak wybitnych, którzy chcą się włączyć w politykę

– mówił w Poranku Radia TOK FM Jacek Żakowski.

No, po prawdzie, to górowanie nad 60 procentami klubu PO nie jest jakimś szokującym osiągnięciem, na krajowym kongresie wiejskich głupków znalazłoby się takich zdecydowana większość. Tak, że nie ma, czym się chwalić, ani na Facebooku publikować, czy do rodziny pisać. Co do zdolności ewoluowania, to tu Żakowski trafił, za Giertychem nie nadążysz. Co prawda Giertych senior do entuzjastów teorii ewolucji nie należy, ale junior najwyraźniej już tak. Jakby tak średnio wytrenowana anakonda chciała podążać jego śladem, uraz kręgosłupa gwarantowany na pierwszym kilometrze. Wyobrażam sobie taka anakondę w gipsie, jak gipsowa rura z wściekłą, obrażoną miną. Ale my tu nie po tym.

Co ci przypomina, co ci przypomina widok znajomy ten? Ano, nie wiem, jak Wam, ale mnie przypomina szokującą wówczas sinusoidę salonowej opinii na temat Andrzeja Leppera. Na przemian, w ciągu dosłownie jednego wydania wiadomości, na jednym wydechu niezależnego dziennikarza zmieniał się z odrażającego warchoła, chama, prostaka, buraka, aferzysty, gwałciciela, największej hańby polskiego parlamentaryzmu, za co, oczywiście, jak za wszystko inne odpowiadał Jarosław Kaczyński ( tu akurat nic się nie zmieniło, to jedyny constans w Polsce), zmieniał się w poważnego, co by o nim nie mówić, męża stanu i trybuna ludowego, przywódcę nieraz słusznych protestów zwykłych ludzi, mimo, chropawego ( oj, tam, oj tam, przecież nie zawsze) języka, czy manier. Po czym, w ciągu kilku dni robiło się to samo, tylko „na abarot”. W ciągu jednego wydania wiadomości, na jednym wydechu tych samych niezależnych dziennikarzy, z trybuna ludowego, poważnego, co by o nim nie mówić męża stanu, przywódcę protestów ludowych, nieraz uzasadnionych zmieniał się, w kogo? Tak, macie rację, w odrażającego warchoła, chama, prostaka, aferzysty, gwałciciela, największej hańby polskiego parlamentaryzmu, za co, oczywiście, jak za wszystko inne odpowiadał Jarosław Kaczyński. Przyczyna takiego, przyznajmy, dość nieczęsto występującego w przyrodzie zjawiska była prozaiczna. Otóż Andrzeja Leppera w tym czasie wywalano z rządu i koalicji, a następnie ponownie do niej przyjmowano. Jak widać, nie musimy szukać wyjaśnień w czarnej magii, mandragorze, różdżce Harry Pottera, ani mocy Saurona. Zwyczajna rzecz w polityce.

Wielkość polityka w Polsce tacy, jak Jacek Żakowski poznają po jego przydatności dla rządzącej koalicji, oraz, chyba w jeszcze większym stopniu, po natężeniu jego nienawiści do PiS i Jarosława Kaczyńskiego. Oraz przydatności do wykorzystania go, jako bejsbola, do walenia w tegoż Jarosława.

Nie inna tajemnica stała za otrzepaniem z suchych liści i omieceniem z pajęczyn naszego Mędrca Europy i potomka Imperatora Valensa (jak wyjaśnił Bolek, w starożytnym Rzymie nie znano ł i ę, stąd pisownia była błędna, ale, przecież wiadomo, o kogo chodzi i czyje szlachetne geny zostały przechowane miedzy Słowiany. Zresztą, zduplikowały się, bo, jak osobiście stwierdził na swym blogu Lech Wałęsa, istnieje również jego Sobowtór, dostarczony na teren stoczni motorówką. No, mądrze to nie brzmi, ale przecież nie będziemy tu wątpić w słowa Ikony i Symbolu, coś takiego na tym blogu nie nastąpi, raczej sobie rękę odgryzę.
Ja w ogóle wszystko, co piszę o Lechu Wałęsie, piszę jego własnymi cytatami, dosłownie, a wszyscy myślą, że nie wiem, jaki jajcarz jestem. Łatwa fucha.

Seawolf • wpolityce.pl
Marynarz, podróżnik, manager, kapitan Ż. W., „po godzinach” bloger. Publikuje w „Gazecie Polskiej Codziennie” i Freepl.info, w Naszeblogi.pl, czyli Niezależnej, Niepoprawnych.pl, Blogmediach24, radiu Niepoprawneradio.pl. Kiedyś też, zanim się okazało to i owo, pisał w Salonie24, „Nowym Ekranie” i „W sieci Opinii”, ale to dawne dzieje.


fot. wpolityce.pl

Możliwość komentowania Roman z Wora została wyłączona