■■ CHWAŁA PANU MAJOROWI! ■
Jeden z najwspanialszych Niezłomnych będzie miał w końcu godne miejsce spoczynku (more…)
■■ „Łupaszka” wreszcie odzyskuje należne mu miejsce ■■
„Z Bogiem, panie majorze!” (more…)
Możliwość komentowania ■■ „Łupaszka” wreszcie odzyskuje należne mu miejsce ■■ została wyłączona
■■ Szybkie postępy lustracji
Przełomy w wieloletnich procesach lustracyjnych (more…)
Możliwość komentowania ■■ Szybkie postępy lustracji została wyłączona
■■ Rząd PiS chce otworzyć granice Unii dla 80 milionów muzułmanów?
Minister chce Turcję w UE (more…)
Możliwość komentowania ■■ Rząd PiS chce otworzyć granice Unii dla 80 milionów muzułmanów? została wyłączona
■■ Grzegorz Braun: Pytajcie o naciski – zawczasu nie po fakcie!
„Podpisał, bo musiał, bo były naciski” …
Od kiedy w 2009 r. prezydent RP podpisał zaakceptowany już dwa lata wcześniej traktat abdykacyjny (zwany dla zmylenia przeciwnika, czyli nas, traktatem lizbońskim), nie sposób dowiedzieć się, co ostatecznie przesądziło o zrzeczeniu się przez Polskę suwerenności na rzecz eurokołchozu. Ilekroć kwestia ta zostaje podniesiona na forum publicznym – zawsze znajdzie się ktoś, kto czuje się w obowiązku bronić śp. Lecha Kaczyńskiego przed „atakiem”.
Jako atak ad personam traktowane jest bowiem dopytywanie się o merytoryczną argumentację w tej sprawie. Oburzenie budzi częstokroć już samo nazywanie rzeczy po imieniu i jasne definiowanie stanu prawnego, który od 2009 r. ma się tak mianowicie, że ostateczne decyzje dotyczące życia i mienia Polaków zapadają poza granicami Rzeczypospolitej, na forum niewybieralnych, uzurpatorskich gremiów w rodzaju Komisji Europejskiej. Władze państwowe RP zatem wcale nie są już w każdej kwestii władzami najwyższymi. Samo stawianie pytań o logiczne, polityczne i ekonomiczne konsekwencje Lizbony traktowane jest od samego początku – a właściwie nawet wcześniej, zanim ów nieszczęsny podpis został złożony – jako przejaw małostkowej i podstępnej złośliwości, świadczącej o zamiarze rozbijania prawicy lub, co gorsza, akcesie do obozu zdrady narodowej.
Zamiast rzeczowej odpowiedzi ze strony niewczesnych „obrońców” śp. prezydenta (którzy najczęściej pozostają wiernymi i lojalnymi aż do braku krytycyzmu wyborcami partii dziś rządzącej) zawsze możemy liczyć na obrażone miny i zniecierpliwione wzruszenie ramion: „Podpisał, bo musiał, bo były naciski”. Zwłaszcza magiczne słowo „naciski” w ciągu ostatnich ośmiu lat zrobiło w tym kontekście prawdziwą karierę. Niektórzy więc nawet po latach kontentują się w tej sprawie niedopowiedzeniami, jak jeden z sympatycznych blogerów, który tak sobie naiwnie tę sprawę wytłumaczył: „Podpisał po wielu wizytach, namowach UE, rządu, niekończących się naciskach, błaganiach, groźbach – praktycznie przymuszony do uczynienia tego” (sic) – taka właśnie typowa retoryka patriotycznego autoszantażu, zamykania sobie samemu ust do dziś pokutuje w retoryce patriotycznych mediów, które same ochotniczo podtrzymują aurę tajemniczości, jaka otacza Lizbonę.
Czas więc upomnieć się o konkrety w tej sprawie. Kto, gdzie, kiedy i komu składał wizyty, jak rozumiem, w treści poufne? Kto wywierał owe słynne naciski, kto ośmielał się grozić prezydentowi RP? Jaki był łańcuch decyzyjny i jakie przesłanki do podjęcia ostatecznie tak tragicznej decyzji – której rezultatem jest wszak dziś upokarzająca praktyka tłumaczenia się władz warszawskich przed brukselskimi czy weneckimi komisjami. Jak do tego doszło? Warto poznać prawdę – aby wrogowie naszej niepodległości nie mogli łatwo sięgnąć po to samo narzędzie politycznego „lewarowania” Polaków.
Nie chodzi tu bowiem tylko o skądinąd konieczną weryfikację roli śp. Lecha Kaczyńskiego w najnowszej historii. Owszem, tak samo jak nie powinny Polską rządzić trumny Piłsudskiego i Dmowskiego – tak też nie należy wysuwać do tej roli trumny (respective: sarkofagu) Lecha Kaczyńskiego. Na naszych oczach w tych miesiącach właśnie ujawnia się całkowite bankructwo jego polityki, której aksjomatem były trzy egzotyczne sojusze: wobec Waszyngtonu, wobec państwa i diaspory żydowskiej i wobec masonerii. Były to sojusze kompletnie egzotyczne – bo całkowicie jednostronne, pozbawione cech realizmu, czyli jakkolwiek pojmowanej wzajemności, która jest przecież podstawą każdej realnej dyplomacji.
Poza wspomnianym już aktem lizbońskiej abdykacji z suwerenności parę jeszcze jego decyzji i zaniechań pozostanie na zawsze czarnym memento dla każdego polskiego państwowca – ot, choćby: wstrzymanie ekshumacji w Jedwabnem; rozmontowanie (wspólne z bratem) większości parlamentarnej za życiem; zatrzymanie lustracji (poprzez autosabotaż ustawy o IPN i odłożenie ad acta aneksu do raportu o likwidacji WSI); socjalistyczna awersja do tzw. prywatyzacji, czyli zwrotu mienia zagrabionego polskim właścicielom; gołosłowna retoryka polityki jagiellońskiej połączona z fatalną praktyką izolowania Białorusi; deklarowanie na kredyt wiecznej lojalności sojuszniczej wobec Izraela i jednoczesne koncesjonowanie działalności jawnie antypolskich organizacji w rodzaju B’nai B’rith Polin etc., etc. Na czymże więc miałaby polegać owa tylekroć już deklarowana wola realizacji „politycznego testamentu” Lecha Kaczyńskiego? W naszej historii przypadnie mu miejsce bynajmniej nie monumentalne – między tragedią a groteską – między Sikorskim a Mikołajczykiem.
Pytajmy więc o naciski, które skłoniły głowę naszego państwa do zaniechania tego podstawowego obowiązku, jakim jest stanie na straży suwerenności – jeśli bowiem zdarzyło się to przed tak niewielu laty, to może i dziś autorzy owych nacisków i gróźb są jeszcze w politycznym obiegu?
Jeśli zachowali wolę i zdolność zakulisowego wpływania na decyzje polskich mężów i żon stanu – warto, byśmy o tym wiedzieli zawczasu. Aby nie dowiadywać się po fakcie, że nasi przywódcy znów podjęli decyzję niesuwerenną – pod wpływem jakichś nieokreślonych sił i środków perswazji. Polska racja stanu wymaga dokładnego i szczegółowego wyjaśnienia sprawy Lizbony (2007–2009) – aby mechanizm międzynarodowego szantażu nie został znów bezkarnie zastosowany wobec tych, którzy dziś stoją na narodu czele i dzierżą stery nawy państwowej. To im właśnie, ludziom tak chętnie powołującym się na ów „testament Lecha Kaczyńskiego”, paradoksalnie najbardziej powinno zależeć na wyświetleniu sprawy lizbońskiej – nie mniej niż smoleńskiej. W interesie państwa, ale też w interesie własnym – aby nie znaleźli się w sytuacji, kiedy ponownie przyjdzie im wystąpić w charakterze żyrantów obcych roszczeń wobec Polski. Po czym, kiedy już zrobią swoje, będą mogli odejść – kiedy już wykonają to, czego oczekuje od nich międzynarodowe konsorcjum szantażystów, zostaną odsunięci od władzy przez wewnętrzną irredentę i zewnętrznych interwentów.
Grzegorz Braun • polskaniepodlegla.pl
Możliwość komentowania ■■ Grzegorz Braun: Pytajcie o naciski – zawczasu nie po fakcie! została wyłączona
Możliwość komentowania ■■ CHWAŁA PANU MAJOROWI! ■ została wyłączona