Bankructwo: Stuhra, Pasikowskiego, „Pokłosia” i zaściankowego filosemityzmu

Posted in ■ aktualności by Maciejewski Kazimierz on 12 grudnia 2012

„Pokłosie” od czterech tygodni leci na twarz w „box office” i są to spadki spektakularne.

Od dłuższego czasu przeciwstawiam się takim pochopnym i na siłę ambitnym zawołaniom, które podważają sens pisania na tak zwane bieżące tematy. Naiwne to apele i pozbawione znaczenia. Media głównego nurtu układają i długo będą układać top informacyjny, przeciwstawianie się temu nie ma większego sensu. Trzeba podejmować wyzwanie i czyścić szum medialny, bo inaczej szum zagłuszy wszystko co rozsądne i wcale nie przejmie się rozpaczliwymi zabiegami usiłującymi zmienić medialną hierarchię. Świadomość nieuchronności zjawisk nie powinna jednak oznaczać pełnej uległości, dlatego też lubię sobie od czasu do czasu powrócić do tematu, który niegdyś rozpalał dyskusję, zwłaszcza gdy pojawiły się w temacie nowe wątki. Na filmie Pasikowskiego nie pozostawili suchej nitki nie tylko Polacy, którzy nie dali sobie wmówić, że są zbydlęconym narodem o najbardziej brudnych łapach i tępych gębach, jakie można sobie wyobrazić. Również Żydzi psioczą i płaczą nie tyle nad spaloną stodołą, ale nad spalonym tematem, ale najważniejszy i najnowszy aspekt sprawy jest taki, że zaściankowy, filosemicki paszkwil, okazał się kompletną klapą finansową. Tym bardziej bolesne to doświadczenie, że takiej darmowej reklamy na najwyższych szczeblach medialnych, kulturalnych, politycznych i naukowych dawno nie dostał jakikolwiek inny film. „Pokłosie” od czterech tygodni leci na twarz w „box office” i są to spadki spektakularne. Przy 139 kopiach, co na tego typu film jest prawdziwym Bizancjum, dość powiedzieć, że inny polski film „Mój rower” ma 75 kopii, a film braci Wachowskich „Atlas chmur” 129, „Pokłosie” z wynikiem 17 tysięcy widzów zajmuje ostatnie miejsce w top 10. Dane oczywiście dotyczą ubiegłego weekendu i pokazują sromotna tendencję spadkową paszkwilu. W debiucie „Pokłosie” miało ponad 40 tysięcy, co było wynikiem kiepskim, a w sumie film do tej pory obejrzało 247 tysięcy – bieda z nędzą.

Radości nie zamierzam ukrywać, tym bardziej mi radośnie, że nie liczyłem na tak upokarzającą porażkę filosemickiego gniota. Jakby nie patrzeć, coś Polaków w końcu połączyło i moim zdaniem to spoiwo nazywa się – bez przesady z tym fanatycznym, żydowskim sraniem na polskie głowy. Jak się nie cieszyć w tak pięknych okolicznościach przyrody? Z drugiej strony dziw bierze, że jakiś wyjątkowo zaślepiony żydowski nacjonalista, choćby Gross, czy pani Engelking, do tej pory nie rozdarł szat nad pożałowania godnym wynikiem. W końcu aż się prosi, by niską frekwencję wytłumaczyć potwierdzeniem tezy o polskim antysemityzmie. Coś mimo wszystko blokuje podobne rozważania, które jeszcze parę tygodni temu byłyby uznane za „wyjątkową odwagę”. Wygląda na to, że Żydzi zobaczyli historyczną, artystyczną i polityczną nędzę, której zwyczajnie bronić się nie da. Mizerna oglądalność filmu to również fatalna informacja dla „bohaterskich prześladowanych”. Maciej Stuhr do tej pory był dość powszechnie lubianym komediantem, zabawny, sympatyczny, omijany przez internetowych komentatorów. Dziś z nazwiska Stuhr pozostały strzępy, skompromitował potomek Maksa Paradysa nie tylko swoje, ale nazwisko Stuhr w ogóle. Pal licho tę Cedynię, chociaż Cedynia zostanie mu na zawsze, ale obrona artystycznego szmelcu poprzez żałosne produkowanie wyimaginowanych gwiazd Dawida malowanych na drzwiach, wpisze się w życiorys Macieja Stuhra na stałe. Mówiąc krótko i brutalnie, ten komediant będzie musiał długo pracować, by odzyskać renomę poważanego aktora, o ile kiedykolwiek taka sztuka mu się uda. Podobnie z panem Pasikowskim, miał swoją dość uniwersalną publikę, tak się składa, że „Psy” były odbierane na swój sposób pozytywnie i przez komuchów i przez antykomunistów. Ta uniwersalność zdechła, został Psikowski ideologicznym wyrobnikiem i czeka go dokładnie taka sama droga przez mękę rehabilitacji, jak sponiewieranego na własne życzenie Macieja Stuhra.

Radość, radością, nie skrywana satysfakcja bezcenna, ale przydałoby się jeszcze wyciągnąć z tej historii solidną naukę. Dla mnie stało się coś niezwykle ważnego, tak istotnego, że aż trudno mi uwierzyć. Wszystko wskazuje, że „polska histeria” zrobiła swoje. Ostry sprzeciw Polaków wobec tak chamskiej próby oczernienia całego narodu, na podstawie konfabulacji mianowanej do rangi prawdy historycznej, uczynił cuda. Być może grzeszę naiwnością po jednym znaczącym, ale mimo wszystko incydencie, a może na miarę swoich możliwości hartuję miecz. Jestem skłonny uznać za pewnik, że ta nauczka, o ile będzie kultywowana jako sukces, zostanie zapamiętana przez ewentualnych naśladowców. Po lekcjach, które odebrał Stuhr, Pasikowski i Opania, twardziel Linda niby coś tam usiłował żartować, jednak nie był już takim kozakiem jak poprzednicy. Podoba mi się taka atmosfera społecznego linczu, ona nie jest nawet w jednej dziesiątej tak precyzyjna i rozbudowana jak lincz i polowanie na antysemitów w wykonaniu żydowskim, ale od czegoś trzeba zacząć. Zamiast poddawania się pedagogice wstydu, Polacy zaczęli pyskować do żydowskich wychowawców i o dziwo pierwszy raz od dłuższego czasu pyskowanie przyniosło efekt, od razu rewelacyjny. Patrząc na wojnę polsko-żydowską, trzeba powiedzieć, że tę bitwę Polacy wygrali, odparli atak żydowskich nacjonalistów i zachowali własną dumę. Bardzo dobry wyznacznik dla przyszłych działań, analizować, udoskonalać, powtarzać z potrojoną siłą, słowem uczyć się od najlepszych, czyli od żydowskich nacjonalistów.

MatkaKurka • kontrowersje.net

Możliwość komentowania Bankructwo: Stuhra, Pasikowskiego, „Pokłosia” i zaściankowego filosemityzmu została wyłączona